Zbyszek Gotkiewicz pisze:No to jedziemy po kolei:
Latanie bez uprawnień jest PRZESTĘPSTWEM. Penalizowanie zasad uprawiania hobby to totalitaryzm czystej wody. Identycznie jest gdy polecisz bez kasku.
Tak jak wielu innych hobby.
Lecąc na paralotni można wyrządzić duże szkody innym ludziom, więc jestem za tym, aby latające osoby posiadały minimum wiedzy - tak jak po kursie na prawo jazdy, gdzie kursanci mniej więcej umieją wciskać sprzęgło i znają zasady pierwszeństwa zanim dostaną "wolnoć tomku w swoim domku".
Zbyszek Gotkiewicz pisze:Zdobycie tego papierka to olbrzymie koszty, bo to nie tylko pieniądze wydane na szkolenie (nawiasem mówiąc są to śmieszne koszty) ale także czas i pieniądze wydawane na egzaminy, badania lekarskie, certyfikaty. Cały system jest może i dobrze pomyślany, ale jego realizacja nie ma nic wspólnego z założeniami.
Ja myślałem że ty jesteś za likwidacją egzaminów i wydawania uprawnień przez ULC. Ale jak jesteś za likwidacją szkoleń to ja kończę dyskusję.
Zbyszek Gotkiewicz pisze:Do kosztów dolicz także koszty zostania przestępcą jeśli polecisz bez uprawnień. Są to koszty indywidualne i społeczne.
...
Zbyszek Gotkiewicz pisze:Co do kartonika, to za granicą można sobie nim otrzeć pot z czoła jak policja poprosi o IPPI. Gdy Austria ogłosiła że nie uznaje żadnych licencji paralotniowych, to państwowość naszego dokumentu pokazała jakie mamy silne państwo. Nasze Śk nie dawało możliwości latania w Austrii w przeciwieństwie do uprawnień niemieckich i szwajcarskich.
Austria - trzeba było latać na IPPI do 2016. Później już tylko wystarczało ŚK.
Poza tym wyprowadź mnie z błędu, ale z tego co wiem to IPPI jest ważna tylko wraz z licencją danego kraju.
Zbyszek Gotkiewicz pisze:Co do legalnej korespondencji lotniczej, to pogadamy jak zrobisz znaki na swojej paralotni. To co robisz to partyzantka i nie masz nic wspólnego z tym że jesteś personelem lotniczym.
Zrobienie znaków na paralotni kosztuje 56 zł... Poza tym radio lotnicze ma zapewnić wszystkim bezpieczeństwo i informację. Przepisy nie powstały aby ograniczać pilotom dostęp do radia, ale aby go uporządkować. Gdy je tworzono, nikomu do głowy nie przyszło, że będą istniały statki powietrzne nie mające obowiązkowych znaków, więc wybrano znaki jako oczywisty i "powszechny" sposób identyfikacji. To nie zmienia faktu, że wszędzie w lotnictwie można dużo innych rzeczy uzgodnić (jak np. latanie PPG w MCTR Oksywie - czysta partyzantka!!!). Ba, nawet na teście predyspozycji na kontrolera ruchu lotniczego jest weryfikowana zdolność do tymczasowej zmiany zasad.
Zbyszek Gotkiewicz pisze:Latanie w przestrzeni kontrolowanej- patrz punkt wyżej.
Na to mamy punkt 5.6.13 rozporządzenia.
Zbyszek Gotkiewicz pisze:Podsumowując: ludzie z mentalnością niewolnika muszą mieć wszystko uregulowane żeby wiedzieli jak żyć. Jak chcesz być pilotem to szanuj wolność swoją i innych.
Dlatego walczę o przestrzeń G i przepisy. Z drugiej stroni - niektórzy latający robią rzeczy tak kretyńskie, że może lepiej byłoby ich trochę "wyregulować"

Żeby nie szkodzili innym latającym ani postronnym.
Co do reszty punktów to może rzeczywiście niepotrzebnie je wiążę z personelem/SP, to masz rację.
Możesz mnie wyprowadzić z błędu, ale z tego co wiem kontekst historyczny był taki, że przepisy dla paralotni powstały (i paralotnie stały się SP) jako transakcja wiązana - tzn. wprowadzono kartoniki niejako "w zamian" za to, że paralotnia jest SP.
Podsumowując: ja nie kwestionuję zasadności szkoleń, więc dalej dla mnie koszt "systemu" to jest wydanie uprawnienia - jakieś 200 zł. Czyli jałowa dyskusja. Na każdy egzamin, nawet na głupie radio, też trzeba jechać do Warszawy - też są koszty.
Jedni umieją się odnaleźć w rzeczywistości i ją akceptują i latają i realizują marzenia, inni siedzą przed komputerem, mówią "nie da się" i narzekają na wszystko. Można to odnieść do każdej innej kategorii życia, gdzie występują przeszkody formalne/mentalnościowe/społeczne itp.
Jeżeli to ma być dyskusja o "mentalności niewolnika" / "mentalności wolnościowca" to ja pasuję, nie chce mi się wymieniać 100 postów które i tak do niczego nie doprowadzą. Wolałem porozmawiać o merytorycznych fragmentach tej kwestii. Moim zdaniem mamy wolność - i to bardzo dużą. Po prostu czasami aby ją zyskać trzeba najpierw coś zrobić. Mylisz brak wolności ze spełnieniem obowiązków.
Dla mnie to o czym dyskutujesz (marudzenie że trzeba zrobić kurs i egzamin) to nie jest realny problem, tylko trochę wydumany. Pewnie że mogłoby być "lepiej", ale nie wyszedłeś z propozycją KONKRETNĄ, a zabiłeś inną. Rozmowa dla rozmowy.