Post autor: uriuk » 14 lutego 2025, 18:16
Z pewnym zdziwieniem wyczytałem na forum, że są tacy piloci, którzy nie podpinają speedsystemu. I jeszcze są z tego dumni.
Niech im warun lekkim będzie.
Jakieś 71 lat temu niejaki Paul McCready, pilot szybowcowy, podszedł do latania matematycznie i rozwalił całą konkurencję zostając mistrzem świata. Szybowce posiadają duży zakres predkosci uzytkowych (od 60 do 280 km/h mniej-wiecej) i umiejętny dobór predkości do warunków ma kolosalne znaczenie. Paralotnie latają w zakresie 23-38 km/h plus jeszcze ze 12 km/h na speedzie. Skrzydłą napędowe mają w bonusie jeszcze dodatkowe 12 km/h przy odpuszczeniu trymerów. Jak widać wciśnięcie speeda daje nam praktycznie podowojenie zakresu prędkości użytecznej, a jak wspomniałem wcześniej, ma to znaczenie w przypadku terii McCreadyego.
W bardzo dużym uproszczeniu chodzi o to, że w korzystnych warunkach (noszenie, wiatr w plecy, lub kumulacja tych dwóch czynników), opłaca się lecieć z jak najmniejszym opadaniem, a wiec na przyhamowanym skrzydle. Dość mocno przyhamowanym, tak z 2/3 zakresu strówek. W sytuacji przeciwnej robimy dokładnie odwrotnie, czyli spir...my. Zwiększamy prędkość, czyli wciskamy speeda właśnie. Robimy tak zawsze w duszeniu i pod wiatr. O ile paralotniarze swobodni unikają latania pod wiatr, to napędowcy mają zwyczaj wracać do punktu startu. Jeśli więc jest jakiś wiatr (a górą jest przez 300 dni w roku) to wychodzi na to, że połowę trasy (w przypadku lotu docel-powrót), lub 1/3 trasy w przypadku trójkąta, ciśniemy belkę. Oczywiście przy słabym wietrze możemy sobie odpuścić, ale przy silniejszym jest to konieczne. No chyba, że nigdy nie oddalamy się od startowiska i wisimy nad nim jak mucha pod żyrandolem. Bedę się upierał, że pilot to osobnik poruszający sie z punktu A do punktu B. A żyrandol to żyrandol i nie powinien brać się za udzielanie porad na forach paralotniowych. Może jest jakies forum dla wisielców. Nie wiem.
Swoją drogą poruszanie się drogą powietrzną podczas wiatru jest mocno nieintuicyjne.
Przykład. Lecimy trasę docel-powrót długości 30 km w jedną stronę. Razem 60 km. Mamy wiatr w osi 15 km/h. Czyli w jedna stronę nas pcha, a w drugą przeszkadza. Praktycznie 100% indagowanych w tym temacie twierdziło, że to co wiatr zabierze w jedną stronę, to odda w druga. Policzmy zatem. Przyjmijmy prędkość 45 km/h, więc pod wiatr polecimy 30 km/h i dolecimy w godzinę. Wracać będziemy 60 km/h więc zajmie nam to pół godziny. Razem będzie to 90 minut. Bez wiatru lot w każdą stronę zająłby nam 40 minut, a więc cała trasa zajęłaby nam 80 minut. Wiatr nam dołożył 10 minut. Jeśli jednak wiatr będzie wiał dokładnie z boku, to nasz czas zejdzie do około 85 minut (dokładniej 84min 31 s). Wychodzi na to, że najmniej szkodliwy jest wiatr boczny, chociaż przeszkadza nam w obu kierunkach, to jednak sumarycznie zaszkodzi nam mniej.
Ale co będzie jeśli wiatr się wzmoże? Do powiedzmy 40 km/h. Ano wtedy, zgodnie z teorią McCreadyego powinniśmy z wiatrem wieźć dupe na prędkości optymalnej, czyli jakieś 30 km/h względem powietrza, czyli 70 km/h względem ziemi i zalecimy do punktu zwrotnego w 27,7 min, a pod wiatr depnąć speeda i odpuścić trymery (obliczam dla lotu PPG) i zrobić 60 km/h wrócić w 90 minut. Razem 117,7 minut. Osobnik bez speeda w tym czasie musiałby dzwonić po kolegów, bo padłby za puntem zwrotnym z powodu zapadających ciemności, przebijając się z prędkością 8 km/h, więc sama trasa pod wiatr zajęłaby mu prawie 4 godziny. Widząc taki warun dany osobnik nie lata, tylko wypisuje swoje mądrości na forach tematycznych.
CBDO
Z pewnym zdziwieniem wyczytałem na forum, że są tacy piloci, którzy nie podpinają speedsystemu. I jeszcze są z tego dumni.
Niech im warun lekkim będzie.
Jakieś 71 lat temu niejaki Paul McCready, pilot szybowcowy, podszedł do latania matematycznie i rozwalił całą konkurencję zostając mistrzem świata. Szybowce posiadają duży zakres predkosci uzytkowych (od 60 do 280 km/h mniej-wiecej) i umiejętny dobór predkości do warunków ma kolosalne znaczenie. Paralotnie latają w zakresie 23-38 km/h plus jeszcze ze 12 km/h na speedzie. Skrzydłą napędowe mają w bonusie jeszcze dodatkowe 12 km/h przy odpuszczeniu trymerów. Jak widać wciśnięcie speeda daje nam praktycznie podowojenie zakresu prędkości użytecznej, a jak wspomniałem wcześniej, ma to znaczenie w przypadku terii McCreadyego.
W bardzo dużym uproszczeniu chodzi o to, że w korzystnych warunkach (noszenie, wiatr w plecy, lub kumulacja tych dwóch czynników), opłaca się lecieć z jak najmniejszym opadaniem, a wiec na przyhamowanym skrzydle. Dość mocno przyhamowanym, tak z 2/3 zakresu strówek. W sytuacji przeciwnej robimy dokładnie odwrotnie, czyli spir...my. Zwiększamy prędkość, czyli wciskamy speeda właśnie. Robimy tak zawsze w duszeniu i pod wiatr. O ile paralotniarze swobodni unikają latania pod wiatr, to napędowcy mają zwyczaj wracać do punktu startu. Jeśli więc jest jakiś wiatr (a górą jest przez 300 dni w roku) to wychodzi na to, że połowę trasy (w przypadku lotu docel-powrót), lub 1/3 trasy w przypadku trójkąta, ciśniemy belkę. Oczywiście przy słabym wietrze możemy sobie odpuścić, ale przy silniejszym jest to konieczne. No chyba, że nigdy nie oddalamy się od startowiska i wisimy nad nim jak mucha pod żyrandolem. Bedę się upierał, że pilot to osobnik poruszający sie z punktu A do punktu B. A żyrandol to żyrandol i nie powinien brać się za udzielanie porad na forach paralotniowych. Może jest jakies forum dla wisielców. Nie wiem.
Swoją drogą poruszanie się drogą powietrzną podczas wiatru jest mocno nieintuicyjne.
Przykład. Lecimy trasę docel-powrót długości 30 km w jedną stronę. Razem 60 km. Mamy wiatr w osi 15 km/h. Czyli w jedna stronę nas pcha, a w drugą przeszkadza. Praktycznie 100% indagowanych w tym temacie twierdziło, że to co wiatr zabierze w jedną stronę, to odda w druga. Policzmy zatem. Przyjmijmy prędkość 45 km/h, więc pod wiatr polecimy 30 km/h i dolecimy w godzinę. Wracać będziemy 60 km/h więc zajmie nam to pół godziny. Razem będzie to 90 minut. Bez wiatru lot w każdą stronę zająłby nam 40 minut, a więc cała trasa zajęłaby nam 80 minut. Wiatr nam dołożył 10 minut. Jeśli jednak wiatr będzie wiał dokładnie z boku, to nasz czas zejdzie do około 85 minut (dokładniej 84min 31 s). Wychodzi na to, że najmniej szkodliwy jest wiatr boczny, chociaż przeszkadza nam w obu kierunkach, to jednak sumarycznie zaszkodzi nam mniej.
Ale co będzie jeśli wiatr się wzmoże? Do powiedzmy 40 km/h. Ano wtedy, zgodnie z teorią McCreadyego powinniśmy z wiatrem wieźć dupe na prędkości optymalnej, czyli jakieś 30 km/h względem powietrza, czyli 70 km/h względem ziemi i zalecimy do punktu zwrotnego w 27,7 min, a pod wiatr depnąć speeda i odpuścić trymery (obliczam dla lotu PPG) i zrobić 60 km/h wrócić w 90 minut. Razem 117,7 minut. Osobnik bez speeda w tym czasie musiałby dzwonić po kolegów, bo padłby za puntem zwrotnym z powodu zapadających ciemności, przebijając się z prędkością 8 km/h, więc sama trasa pod wiatr zajęłaby mu prawie 4 godziny. Widząc taki warun dany osobnik nie lata, tylko wypisuje swoje mądrości na forach tematycznych.
CBDO