COVID dzień 56. I następne.

Odpowiedz


To pytanie jest elementem zabezpieczającym przed automatycznym zamieszczaniem postów.
Emotikony
:D :) ;) :( :o :shock: :? 8-) :lol: :x :P :oops: :cry: :evil: :twisted: :roll: :!: :?: :idea: :arrow: :| :mrgreen: :geek: :ugeek:

BBCode włączony
[Img] włączony
[Flash] wyłączony
[URL] włączony
Emotikony włączone

Przegląd tematu
   

Rozwiń widok Przegląd tematu: COVID dzień 56. I następne.

Re: COVID dzień 56. I następne.

Post autor: Zbyszek Gotkiewicz » 02 grudnia 2020, 21:10

To poproszę o adres.

Re: COVID dzień 56. I następne.

Post autor: der » 02 grudnia 2020, 21:01

Miły gest. Chetnie skorzystam :)

Re: COVID dzień 56. I następne.

Post autor: Zbyszek Gotkiewicz » 02 grudnia 2020, 19:50

Osobom, które wsparły mój powrót z Maroka chciałbym podarować pamiątkę w postaci książki którą teraz wydaję. Większości osób nie znam, dlatego chciałem prosić osoby które brały udział w zrzutce aby podały adres na który mam przesłać książkę. Osoby chcące zachować anonimowość chyba nie muszą podawać nazwiska. Imię powinno wystarczyć. Dane do wysyłki proszę przysyłać na z_gocio@poczta.onet.pl

Pozdrawiam.
Zbigniew Gotkiewicz

Re: COVID dzień 69 i pół

Post autor: Zbyszek Gotkiewicz » 29 maja 2020, 09:59

calhal pisze:
Zbyszek Gotkiewicz pisze:We wsi jest też muzeum które oficjalnie nazywa się centrum pamięci. Na każdym kroku zauważa się wyparcie z pamięci kilkunastu lat niemieckiej historii. Tak, mamy tu jakieś miejsce pamięci, to hitlerowcy pomordowali tu jakiś więźniów.

Niezłe te Twoje posty, tylko trochę za bardzo politykujesz ;P
BTW tak Cię często ciągnie na wschód. Byłeś w muzeum "wielkiej wojny ojczyźnianej"? Ci to przynajmniej nie mają czego wypierać, bo są święcie przekonani, że świat cały uratowali przed nazistami :lol:


Oni naprawdę uratowali świat przed nazistami :) Mają jedynie problem ze zrozumieniem że komunizm był taką samą zbrodniczą ideologią. Nie ma najmniejszych różnic. Dziennik podróży na wschód byłby równie polityczny a może nawet bardziej. Tam też mam dysonans. Dobrzy ludzie którzy gdy dostaną władzę do rąk robią się tyranami. My jako Słowianie też to mamy.
Co do muzeów na wschodzie to osobny temat. Ideologią kazała zapomnieć o tradycji i korzeniach. Historia się nie liczyła bo budowano nowe społeczeństwo od podstaw. Powstawały jedynie pomniki zwycięstwa. Dlatego wszystkie muzea na wschodzie to pomniki zwycięstwa.
Kilka zwiedziłem:
Toliatti
https://goo.gl/photos/rz3iFME7YnWjoDjy8
Monino
https://goo.gl/photos/j4YiVBd1FBFGZrnK8
Muzeum kosmonautyki
ttps://goo.gl/photos/DQD75oFuHhbxMQ5o7
Kubinka
https://goo.gl/photos/3aToXgtEUA7Rw2h86
Stalingrad
https://goo.gl/photos/9FKpyQGfjms51Ur68
Tochyba największe muzea. Jest jeszcze trochę pamiątek zbieranych przez carów i rabowanych w czasie wojen ale na tym się nie znam.

Re: COVID dzień 69 i pół

Post autor: micro » 29 maja 2020, 09:31

calhal pisze:Ci to przynajmniej nie mają czego wypierać, bo są święcie przekonani, że świat cały uratowali przed nazistami :lol:

Hmmm... a kto to są ci naziści?.... , może to obcy z kosmosu ? ;) .

Re: COVID dzień 69 i pół

Post autor: calhal » 29 maja 2020, 09:22

Zbyszek Gotkiewicz pisze:We wsi jest też muzeum które oficjalnie nazywa się centrum pamięci. Na każdym kroku zauważa się wyparcie z pamięci kilkunastu lat niemieckiej historii. Tak, mamy tu jakieś miejsce pamięci, to hitlerowcy pomordowali tu jakiś więźniów.

Niezłe te Twoje posty, tylko trochę za bardzo politykujesz ;P
BTW tak Cię często ciągnie na wschód. Byłeś w muzeum "wielkiej wojny ojczyźnianej"? Ci to przynajmniej nie mają czego wypierać, bo są święcie przekonani, że świat cały uratowali przed nazistami :lol:

Re: COVID dzień 56. I następne.

Post autor: prokopcio » 29 maja 2020, 05:41

Witaj w Domu

COVID dzień 69 i pół

Post autor: Zbyszek Gotkiewicz » 28 maja 2020, 20:07

Tak mi się ten numer spodobał że nie mogę się z nim rozstać. Rozstanie z Dominikiem było dużo prostsze. Jechał za mną, ale jak zobaczył drogowskaz na Berlin to odruchowo skręcił. Może jakiegoś ruska miał w rodzinie. Rano trochę zwiedzaliśmy tą podziemną fabrykę, ale tylko z wierzchu. Wejścia do tuneli pracowicie zabezpieczone.
Screenshot_20200528-195333_Gallery.jpg
Screenshot_20200528-195333_Gallery.jpg (673.49 KiB) Przejrzano 8891 razy

Budynki wysadzone. W miejscu pasa startowego rośnie las. Do 1975 roku podziemnym magazynami zarządzała armia NRD. Potem sobie przypomniano że przy budowie tuneli zamęczono niewolników z różnych krajów więc uczczono ich pamięć tablicą pamiątkową a tunele przestały być potrzebne. Takich betonowych pamiątek Niemcy pozostawili w Europie sporo. Te najbardziej imponujące w Polsce to kwatera Hitlera pod Kętrzynem, Międzyrzecki Rejon Umocniony, Riese w górach Sowich. Po drodze do Maroka zwiedziłem sobie dwie wyrzutnie rakiet V2 skąd rakiety miały startować co kilkanaście minut na Londyn. Imponujące obiekty. Cały wał Atlantycki też niezwykły i na koniec schrony dla okrętów podwodnych w zatoce Biskajskiej. Jest co podziwiać.
We wsi jest też muzeum które oficjalnie nazywa się centrum pamięci. Na każdym kroku zauważa się wyparcie z pamięci kilkunastu lat niemieckiej historii. Tak, mamy tu jakieś miejsce pamięci, to hitlerowcy pomordowali tu jakiś więźniów. A fabryka? A, fabryka! To wujek Adolf, ten z takim śmiesznym wąsikiem jakieś samolociki sobie tam składał. Niemcy są narodem który najchętniej by mówił o polskich obozach śmierci, jednak trzeba powiedzieć też że kanclerz Merkel miała odwagę żeby odebrać Niemcom nadzieję, że to może jednak nie oni. Powiedziała wprost, że obozy koncentracyjne były niemieckie. Taka postawa budzi mój szacunek bo nie ma relatywizmu w takich wypowiedziach. Wśród polityków to cecha rzadko spotykana. Muzeum zamknięte, więc idziemy do imbissa coś zjeść. Mała wioska, a tu całkiem fajny bar. Zamawiam schabowego z podsmażanymi ziemniakami i sałatkę. Po pół roku to luksus. W barze wystawione są pamiątki. I znowu dziura w czasie. Są jakieś bibeloty z lat trzydziestych i szapoklaki a potem od razu piaskowy dziadek i olbrzymi portret Honeckera. Widocznie w latach czterdziestych nic się w wiosce nie działo. Obiad smaczny, daje 2 euro napiwku. Niech widzą że Polacy mają gest. Jedziemy do kraju. Dominik znika po drodze, ja planuje postój na Bielanach Wrocławskich. Tam jest jedną z najtańszych stacji benzynowych jakie znam (dziś ropa 3.99) kebab i KFC z czystą toaletą. Wszystko blisko siebie a więcej nie potrzebuję. Poza tym to pół dziesięciu dniach siedzenia za kółkiem dysk mi poleciał i jedynie miskę o tym żeby się położyć. Czyli zostaję pod kebabem do jutra. Jak na razie to Polska granicą jest najlepiej strzeżona przed wirusem.
Screenshot_20200528-195403_Gallery.jpg
Screenshot_20200528-195403_Gallery.jpg (463.07 KiB) Przejrzano 8891 razy

Mierzą temperaturę, sprawdzają zaświadczenia i stoi nawet jeden ze straży granicznej z długą bronią i pełnym magazynkiem. Jak tylko zauważy wirusa to go z tego kałacha rozwali. Włączam. Trójkę żeby sprawdzić kto tam jeszcze pracuje. Muzyka ok, ale tak tu było zawsze. Czekam aż puszczą Kazika. Może teraz nagrać teraz w radiu radiowa trójka kto tam pracuje tego nie szanuje. Wypada kończyć ten nieco przydługi monolog. Pozwolę Wam odpocząć od siebie. Ja ze sobą muszę być cały czas.
Screenshot_20200528-195318_Gallery.jpg
Screenshot_20200528-195318_Gallery.jpg (601.82 KiB) Przejrzano 8891 razy

Re: COVID dzień 56. I następne.

Post autor: Zbyszek Gotkiewicz » 28 maja 2020, 16:26

Nie miałem już wczoraj siły czytać tego co napisałem. Zaraz poprawię :)

Re: COVID dzień 56. I następne.

Post autor: micro » 28 maja 2020, 15:42

" Stanęliśmy na noc koło podziemnej fabryki samolotów oddechowych..."
Ciekawe samoloty produkowali w tej fabryce :D .

COVID dzień 69.

Post autor: Zbyszek Gotkiewicz » 27 maja 2020, 22:04

Taki fajny numer dnia a tu nuda. Rano prysznic na parkingu przed kaplicą. Ostatnia kąpiel była pod górą Jabalcon i już trzeba. Jakaś przyjemność się nam należy.
Screenshot_20200527-213422_Gallery.jpg
Screenshot_20200527-213422_Gallery.jpg (532.55 KiB) Przejrzano 11499 razy

Do granicy sto kilometrów. Ruch coraz większy. Na moście granicznym kolejka, ale przesuwa się szybko. Nie wzbudziły zainteresowania policji na granicy nasze auta. Patrzyli obojętnie.
Screenshot_20200527-213428_Gallery.jpg
Screenshot_20200527-213428_Gallery.jpg (531.56 KiB) Przejrzano 11499 razy

Dwieście kilometrów dalej robimy postój przy muzeum w Singisheim. To jest muzeum techniki z rozmachem. Można tam zobaczyć kilka ciekawych maszyn o których tylko się słyszało. Najbardziej rzuca się w oczy Concorde i Tu 144 na dachu muzeum. W środku jest tyle eksponatów, że najlepiej przyjechać tu na cały dzień jeśli interesujesz się techniką. Muzeum jest otwarte. A my jedziemy dalej.
Screenshot_20200527-213434_Gallery.jpg
Screenshot_20200527-213434_Gallery.jpg (467.4 KiB) Przejrzano 11499 razy

Ogólnie to Niemiec nie lubię. Szanuję ich za osiągnięcia w nauce i technice, ale te same cechy które prowadzą ich do sukcesu są także powodem niechęci. Wyobrażacie sobie, że cała Polska głosuje na Kaczyńskiego? Jeśli połowa narodu jest jednomyślna to wielki sukces Polaków. A prawie sto procent Niemców łaziło z łapami wyciągniętymi w górę na pozdrowienie. I to przeświadczenie że są nadludźmi, a Słowianie to rasa gorsza też jeszcze u nich pokutuje. Zresztą u Anglików jest podobnie. Mogą okazywać szacunek Rosji, ale tylko gdy mają pistolet przy głowie. Niemcy doskonale się odnaleźli w tworzeniu mechanizacji i procesach przemysłowych nadając tempa rozwojowi cywilizacyjnemu. Trafiliśmy na taki okres w historii kiedy daje im to olbrzymią przewagę gospodarczą. Oczywiście do jakiejś prawdziwej następnej pandemii, bo nazwanie tego kaszelku pandemią jest sporym nadużyciem i dziennikarskim sukcesem. Niemiecka organizacja i determinacja była widoczna pod koniec wojny. Stanęliśmy na noc koło podziemnej fabryki samolotów odrzutowych z czasów drugiej wojny światowej. Samoloty powstawały we wnętrzu góry a następnie startowały z grzbietu góry na której był pas startowy. Rozwój cywilizacyjny zawsze był oparty na niewolnictwie. Tak było w Rzymie, Niemczech. Francji, Związku Radzieckim, Anglii, Ameryce. Jak widać to nie tylko niewolnictwo zbudowało cywilizację, ale i dobra organizacja bo niewolnictwo w wydaniu radzieckim to zwykle marnotrawstwo ludzi. I niech się nie wydaje że niewolnictwo się skończyło. Jest nadal z tą różnicą że pracodawca nie pilnuje niewolnika. On sam się pilnuje i sam o siebie się troszczy żeby spłacić kolejną ratę kredytu na mieszkanie lub samochód. I nigdy nie zaprotestuje.

Re: COVID dzień 56. I następne.

Post autor: Zbyszek Gotkiewicz » 26 maja 2020, 22:38

Architektura to fajny pretekst do podróżowania. Jestem kompletnym laikiem dlatego do tej pory ograniczyłem się zaledwie do kilku miejsc które oglądałem. Oczywiście Gaudi w Barcelonie, choć ten arogancki kaczan kukurydzy blisko centrum też jest wart zobaczenia. Muzeum Gugenheima w Bilbao, ta kaplica, starożytnacstolica Ormian Ani, Catalhujek i Gobekli tepe. Włochy i Grecja też trochę mają takich zabytków, ale tam nie dotarłem. No, może z wyjątkiem Koloseum.

COVID dzień 68.

Post autor: Zbyszek Gotkiewicz » 26 maja 2020, 21:24

Pierwsza chłodna noc. Jakoś strasznie zimno nie było, ale otulanie kołdrą było potrzebne. I to nawet nie dlatego, że Dominik znowu wlazł mi do łóżka. Dla mnie to nie jakiś straszny problem. W końcu z kolegami zdarza mi się spać w jednym łóżku już od wielu lat. Jedyny problem.z którym trzeba sobie jakiś poradzić to spać tak, żeby się nie dotykać. Czyli nie ma wyjścia i śpimy na baczność. Ponieważ Dominik przyszedł spać jak już spałem to w nocy gdy się obudziłem nie wiedziałem czy śpi u mnie czy w swoim aucie. Ręką nie wypada sprawdzać, więc podkurczyłem nogi trafiając kolanami w nerki. Ok. Prostuje się na baczność i śpimy dalej. Rano rytmiczne podmuchy chłodzą mi twarz. Otwieram oczy i już wiem po co przyroda wymyśliła miłość. Mało która kobieta by wytrzymała obecność obcego samca na taką odległość. Miłość obcina pazury i ratuje nam życie.
Ser z dachu nie znikł w nocy. Wieźć w aucie też go nie mogę bo smrodu nie zniosę. Jedynym miejscem gdzie mogę w niewielkim stopniu kontrolować wydobywanie się smrodu jest moje wnętrze. A tak nawiasem mówiąc to jak coś tak smrodliwego może być równocześnie tak smaczne? Do tego sucha bagietka. Francuskie bagietki mają okres przydatności do spożycia krótszy od marokańskich dziewcząt. Po serze pozostaje tylko wspomnienie które nieudolnie naśladują moje stopy. To w zasadzie nie wina stóp tylko plastikowych sandałów. W Maroku kupiłem buty całe ze skóry. Można przez miesiąc nie myć nóg i nic nie śmierdzi. Tak działają naturalne materiały.
Dominik jeszcze prosi Sylwii żeby pokazała mu ule. Ubierają się w stroje jakby chcieli walczyć z zarazą i otoczeni rojem pszczół robią inspekcję, a ja zdjęcia.
Screenshot_20200526-204507_Gallery.jpg
Screenshot_20200526-204507_Gallery.jpg (721.16 KiB) Przejrzano 11745 razy

Na odjazd dostajemy po małym zniczu upojnie pachnącym propolisem i słoiczek miodu. Widać że szok z powodu gości już powoli mija. O dziwo mimo obustronnego braku znajomości języka angielskiego udaje się porozmawiać o ważnych rzeczach. Że to jest jej życie i jest szczęśliwa i nie potrzebuje faceta do szczęścia. Czyli niektóre kobiety po pięćdziesiątce w końcu przestają widzieć swoją wartość przez pryzmat mężczyzny z którym są. Doceniają wolność.
Przed nami kolejne pięćset kilometrów. Jedziemy przez krainę rond. Francja robi się nudna jak małżeństwo. Pierwsze kilometry są ekscytujące ale wkrótce pozostaje jedynie nuda i wypatrywanie zagrożeń i pułapek. Z radością zaczynamy oczekiwać wjazdu do następnego kraju. W naszym przypadku to Niemcy i radość jest tu desperacją. Za oknem zielone wzgórza i białe krowy. I znowu krowy. I dalej krowy. Ze zwierząt tu są tylko krowy i pszczoły. Cała reszta została zjedzona albo po prostu zabita. Coś jeszcze lata, ale kto by się przejmował tym co lata. Zjeść się nie da a zabić trudno. Trzeba ignorować. Ciekawe kiedy politycy zauważą, że nie da się budować wzrostu gospodarczego na przyroście populacji i zaczną budować cywilizację spadku populacji. Trudno będzie się przebić z takimi hasłami przez populistyczny bełkot wzmacniany z ambony kościelną doktryną. A propos kościoła. Dziś jako miejsce nocnego postoju wybrałem kaplicę zaprojektowaną przez Le Corbusiera. Inspiracją było nakrycie głowy francuskich sióstr miłosierdzia. Kto oglądał De Finesa to wie o czym piszę.
0458077.jpg
0458077.jpg (43.96 KiB) Przejrzano 11745 razy

Parking przy kaplicy idealnie nadaje się na nocleg. Niestety sama kaplica ogrodzona płotem nie jest dostępna. Skoro jest płot to muszą być i dziury w płocie. Znajdujemy bardzo szybko. Robimy sesję zdjęciową kaplicy i wychodząc natykamy się na miejscowego księdza który grabi ścieżkę z liści. Witamy się, opisujemy mniej więcej nasze zamiary i nawet nie musimy wracać przez dziurę w płocie bo ksiądz wypuszcza nas przez bramę. Można iść spać. No, może najpierw buteleczka Sangrii. Przecież muszę dbać o nerki. Udało się przejechać przez Francję na hiszpańskim paliwie, ale dla świętego spokoju trzeba będzie jutro zatankować z 5 litrów drogiej francuskiej ropy żeby dojechać do jakiejś niemieckiej stacji bez wielkich lęków.
Screenshot_20200526-204545_Gallery.jpg
Screenshot_20200526-204545_Gallery.jpg (384.61 KiB) Przejrzano 11745 razy

COVID dzień 67.

Post autor: Zbyszek Gotkiewicz » 25 maja 2020, 21:42

Ruszamy wcześnie rano po dziewiątej. Po angielsku. Skoro nam jeszcze szumi w głowach wczorajsze wino, to nasi nowi znajomi pewnie przeżyli to gorzej i lepiej będzie ich nie budzić. Do Bordeux mamy 150 km krajobrazu płaskiego i nudnego jak naleśnik. Trzeba go nawinąć na koła. Wokół lasy sosnowe albo samobieżne deszczownie. Potem się zacznie Francja z przyrodą podobną do naszej. Z pagórami, krowami, rzeczkami i miasteczkami które swoje chwile świetności miały trzysta lat temu. Skoro jesteśmy we Francji to trzeba kupić bagietkę, wino i jakiś zepsuty ser. Dzisiejszy cel to kolejne 500 km do przejechania. Planujemy zatrzymać się u Sylwii. To poznana rok temu Francuzka pilotka która nieopatrznie pozwoliła zaznaczyć gdzie mieszka. Zrobimy jej niespodziankę. To starsza pani już chyba po pięćdziesiątce (nie wypada pytać) która przerobiła sobie busa na auto mieszkalne i pojechała nim do Maroka uczyć się latać. Nie miała pojęcia nawet jak rozłożyć skrzydło. W tym roku jej nie spotkałem. No to jedziemy. Mieszka w jakiejś małej wiosce niedaleko Clermont-
Ferrand. Też fajne miejsce do latania. Przejeżdżamy do miejsca zaznaczonego na mapie. Auto stoi przed domem. Sylwii pokazuje się w oknie, wita z nami a potem znika. Później się przyznała, że jak nas zobaczyła to pomyślała sobie, że za dużo pali ziół i musi zmniejszyć dawkę. Prowadzi nas po domu. Ma ze trzysta lat. Dom znaczy się. Obok jest ogródek z ziołami i ule z pszczołami. Miód to miód, a z wosku Sylwii robi świece. Właśnie robi próby świec zapachowych z dodatkiem propolisu. Pytam czemu nie przyjechała w tym roku do Maroka. Powód mnie zaskoczył. Drażniło ją ciągłe nagabywanie przez marokańczyków. Pewnie na coś liczyli. Nic dziwnego gdy się czasami widuje europejską mamusię z marokańskim synem. Liczyła na więcej spokoju. Kolacja, wino i spać. Zwiedzamy jeszcze dom który by rozczarował większość kobiet, ale gospodyni sama robi tu remonty i powoli przekształca tą ruderę w przyzwoite mieszkanie. Powoli kończę ten dzień. Jazda autostradami na których są prawie wyłącznie ciężarówki jest wyjątkowo nudna. Trzeba wyznaczyć jeszcze jutrzejsze 500 km. Na razie nie przychodzi mi do głowy nikt komu można by zrobić niespodziankę. Ser z auta wywalam na dach samochodu bo tego smrodu nie da się znieść.

Screenshot_20200525-213603_Gallery.jpg
Screenshot_20200525-213603_Gallery.jpg (506.15 KiB) Przejrzano 11865 razy

COVID dzień 66.

Post autor: Zbyszek Gotkiewicz » 24 maja 2020, 23:33

Następne 500 km za nami. Wyjechaliśmy z łąki pachnącej ziołami a nocleg wypadł nam dzisiaj nad jeziorem niedaleko wydmy Piłata. Gdy rano rozejrzałem się po wapiennych wzgórzach w pobliżu od razu przypomniał mi się film Pamiętnik znaleziony w Saragossie. Film był inspiracją dla hollywódzkich twórców a mam wrażenie że nikt go już nie pamięta. Dziwne, że ja jeszcze pamiętam takie rzeczy. Muszę być bardzo stary. Grał tam Zbyszek Cybulski. Zginął próbując wskoczyć do odjeżdżającego pociągu stając się młodą legendą. Aż sprawdzam na mapie gdzie jest Saragossa. Około 100 km od nas. Czyli przeczucie okazało się trafne. Jedziemy pustą autostradą. Hiszpanie mają zakaz oddalania się powyżej kilometra od domu. Na autostradzie tylko czasem grupka motocyklistów. Oni też kochają wolność. Dookoła zielony pofalowany dywan z liszajami miasteczek od czasu do czasu. Wapienne wzgórza ciągną się wzdłuż drogi. Wzrok przyciągają drapieżne ptaki krążące leniwie w słabej termice. Są nawet te największe - orłosępy które po raz pierwszy zobaczyłem w Castejon de Sos w Pirenejach. Góry o ostrym, alpejskim charakterze od strony Hiszpanii a latanie po francuskiej stronie to głównie zalesiony Beskid . Nie jedziemy przez tamte strony bo Dominik martwi się o to grzanie silnika. Znalazł w Internecie, że powodem może być zalanie układu chłodzenia wodą a nie płynem. Czyli trzeba kupić płyn i wieczorem zmienić. U mnie też pojawia się informacja że mam jakąś usterkę silnika. Pewnie któryś z czujników padł. Żadnych objawów nie czuję. Spalanie i temperatura w normie. To jadę. Góry za oknem coraz większe. W radiu leci Carmen Bizeta. Opera o przemytnikach papierosów przez Pireneje. Ci, którzy palili Carmeny w komunistycznej Polsce pewnie nie łączyli tej nazwy z librettem opery. I jeszcze jeden utwór Bizeta. Ariavz opery Poławiacze pereł. Do tej pory ciarki mi chodzą po plecach gdy tego słucham.
Przy drodze ojawiają się napisy na tablicach zupełnie niezrozumiałe. Znaczy się dojechaliśmy do kraju Basków. Ich język był też zagadka dla naukowców. Szukali podobieństw od berberów do Japonii. W końcu genetyka rozwiązała ten problem. To są ci sami rolnicy którzy stworzyli Egipt, Berberów, Gauczów czy budowniczych Stonehenge. Warto by o nich więcej opowiedzieć, ale jeśli ma być taka okazja to jak wybiorę się w tym roku do Turcji. To niezwykły kraj chowajacy w sobie całą historię a także prehistorię ludzkości. Przynajmniej od czasu gdy ludzie wyszli z Afryki, czyli od 70 tysięcy lat. Baskowie przechowują nie tylko ten zapomniany język, ale też kulturę w której kobieta jest stawiana na szczycie drabiny społecznej czy też takie podobieństwa do wierzeń Egipcjan wywodzących się z tej samej kultury które każą otwierać okno skierowane na wschód gdy ktoś umrze w domu aby jego dusza mogła ulecieć do nieba. Takie same okna dla duszy robiono w piramidach i prawdopodobnie w świątyni Gobekli tepe. Indoeuropejczycy są najeźdźcami Europy bez swojej historii. Być może zostanie ona odkryta gdy wpuści się archeologów na azjatyckie stepy.
Baskijskie góry są przykryte dywanem chmur. Wilgotne powietrze znad Biskajów wspina się po zboczach gór i skrapla cały nadmiar pary wodnej. Tu Pireneje działają jak wyżymaczka dla wilgotnego powietrza. Dlatego też ten koniec Pirenejów nie jest interesujący dla paralotniarzy. Niskie podstawy i dużo opadów. Na przejściu granicznym z Francją sprawdzają paszport i mówią witamy we Francji. Hiszpanie ogłosili że za miesiąc otworzą granice dla turystów. Czyli będzie można wyjechać z Maroka. Za miesiąc. Szukamy miejsca do spania. Dominik przypomina sobie o aplikacji park4night. Kierujemy się jego podpowiedziami i lądujemy nad jeziorem. Na pomoście robimy parę zdjęć i kupione jeszcze w Hiszpanii cydry. Cydr lubelski jest zdecydowanie lepszy.
Screenshot_20200524-232900_Gallery.jpg
Screenshot_20200524-232900_Gallery.jpg (464.17 KiB) Przejrzano 11980 razy

Przy pomoście stanął jakiś kamper i para podróżujące nim rozkłada stół. Gdy schodzimy z pomostu zapraszają na poczęstunek. Są ze sobą od roku. Wcześniej ona miała chłopaka który nie lubił podróży a on dziewczynę która była domatorką. Poznali się na Karaibach i jakoś tak wyszło że są teraz razem. Ona jest ze Szwajcarii, on z Francji. On jest piekarzem, ona kelnerką. Pracę mają sezonową i nie mają swoich mieszkań, więc kupili kampera i teraz podróżują razem. Francja pozwoliła swoim mieszkańcom teraz już na podróżowanie do 100 km od miejsca zamieszkania. To pojechali nad jezioro. Zaprosiliśmy ich do Polski. Wina które Dominik kupił dzisiaj dla Moniki trzeba będzie kupić jeszcze raz.

COVID dzień 65.

Post autor: Zbyszek Gotkiewicz » 23 maja 2020, 21:30

No to szybciutko bo po butelce Sangrii nie dam rady długo pisać. Przynajmniej z sensem. Poprzednim miejscem noclegowym Dominik był zachwycony. Napewno tam wróci. Następny cel wyznaczamy jakieś 500 km dalej. Mam plan pokazać coś Dominikowi. A poza tym nie bardzo jest jak zwiedzać. Wiecie, wirus, pandemia i takie tam. Policja się stara. Przez 500 km była jedna kontrola. Sprawdzali miejscowych. Nami się nie interesowali. Żandarm na motocyklu nie interesował się tym że pisze coś w telefonie tylko patrzył na numer rejestracyjny auta. Na stacji benzynowej pracownica witala każdego okrzykiem brzmiącym jak makarena i zmuszającym każdego do powrotu do auta po maseczkę. Ciekawe co by krzyczała gdybym wszedł nago na stację. Pewnie zależy czy bym miał maseczkę. I gdzie. Dawniej witam się okrzykiem buenos dijas. A teraz maseczka! To samo było w Maroku. Nie ważne czy auto kradzione i czy ma wszystkie koła. Najważniejsze żeby miało przepustkę i odpowiednią pieczątkę. Nie da się ukryć że używanie tępych narzędzi to ulubiona domena państwa. Mały przystanek w Alicante na tankowanie. Znam tu tanią stację. W sumie to gdyby policzyć wszystkie miesiące tu spędzone to rok by się uzbierał. Najtańsza stacja nie powala. 0.9 euro. Czyli taniej o jakieś 10% niż normalnie było. W Maroku paliwo staniało o 25%. Dawniej to pijacy i palacze utrzymywali każde europejskie państwo. Teraz robią to kierowcy. Zero inwencji u polityków jak utrzymać budżet. Co kto wymyśli, to u siebie wprowadzają. Żygać się chce. Jak z racji konieczności w Skandynawii wymyślono że bezpieczniej jest jeździć na światłach gdy słońce jest na dwa palce nad horyzontem to wkrótce u nas wprowadzono obowiązek jazdy całą dobę na światłach. To taki drobny przykład urzędniczo politycznego małpowania. Z drugiej strony trudno się dziwić, że tak trudno o inwencję twórczą. Nawet u artystów. Zna ktoś obraz Salvadora Dali Widmowy powóz?
20200523-202941_p0.jpg
20200523-202941_p0.jpg (58.48 KiB) Przejrzano 12128 razy

Zawsze myślałem, że takie obrazy powstają w wyobraźni autora. Dopóki nie przyjechałem pierwszy raz do Hiszpanii. Okazało się że Dali niczego nie wymyślił. On malował to co widzi. Tak po prostu. W tym obrazie nie ma żadnej magii. Podobnie było z opisami w Diunie. Dopiero teraz po długim pobycie w Maroku dotarło do mnie czym tam jest woda. To podstawa życia. Ja pojechałem na pustynię mając jedna butelkę półtora litra na dzień. Woda się skończyła i trzeba było wracać. A tam żyją ludzie i zwierzęta, które nie kupują wody w sklepie a całkiem nieźle funkcjonują. Gdy u Aziza popsuła się pompa zacząłem podglądać skąd bierze się wodą w kranie. Pod domem jest zbiornik na kilkanaście tysięcy litrów wody. Wodę do zbiornika można nalać z wiejskiego ujęcia wody za pomocą węża, ale można też dostarczyć wodę z dachu. Tu dachy są płaskie i całą woda z nich jest zbierana pod domem. Potem widziałem zbiorniki w polach, które zbierają deszczówkę z pól. Nic się nie marnuje. Każda kropla jest cenna.
Gdy zatankowaliśmy paliwo, to Dominik mówi że chciałby jeszcze skoczyć na klif w Santa Pola. To było pierwsze miejsce jego samodzielnych lotów. Pytam kto cię szkolił? Robert Machel. I czego cię nauczył? Samodzielności. Kto zna Machela wie jak wieloznaczna jest to odpowiedź. No to jedziemy na klif. Po flagach widzę że wieje słynny hiszpański wiatr el Plerro. Ścieżka na startowisko odgrodzona taśmą z napisem policja. Wystarczy nadepnąć. Ścieżka zarośnięta jakby od dwóch miesięcy nikt tędy nie chodził. Podobnie na startowisku. Tylko mewy nic sobie nie robią z zakazów. Na starcie okazuje się, że wieje jednak el Bocco. Bez żalu jedziemy dalej. Jedynie rzut oka na startowisko el Palomaret, najlepsze w okolicy i ruszamy do celu. Dojeżdżamy jeszcze przed zachodem słońca, ale z piękną burzą nad nami. Celem jest widok na lotnisko Teruel gdzie rozbierają samoloty. Na zdjęciu widać samoloty czekające na swój koniec. Lotnisko w Alicante też tak dziś wyglądało. Martwe. A normalnie to samoloty tam lądują co chwilę.
Screenshot_20200523-201709_Gallery.jpg
Screenshot_20200523-201709_Gallery.jpg (717.64 KiB) Przejrzano 12128 razy

Kończymy Sangrię, otwieramy wino. Przeszedł grad, pojawiła się tęcza
Screenshot_20200523-202701_Gallery.jpg
Screenshot_20200523-202701_Gallery.jpg (466.24 KiB) Przejrzano 12128 razy

Monia, ta która poleciała wcześniej z Maroka i z którą Dominik gafa parę razy dziennie (syndrom Sztokholmski) kazała edytować wiadomość i wspomnieć o niej :) Pewnie małpa żałuje że jej tu nie ma.

Re: COVID dzień 56.

Post autor: huzar » 23 maja 2020, 21:27

ale Leon Zawodowiec ze skrzydłokwiatem jeździł :)

Wielkanoc w Zujar

Post autor: Zbyszek Gotkiewicz » 23 maja 2020, 10:55

Robimy zakupy w sklepie sieci Coviran :) Filmiki z Wielkanocy w Zujar są tutaj. Warto poczuć klimat.
https://photos.app.goo.gl/sXquznPxu2aibVid7

COVID dzień 64.

Post autor: Zbyszek Gotkiewicz » 22 maja 2020, 21:07

Niby parę kilometrów wody a różnica ogromna. Ta cywilizacyjna. Porównując na świeżo Maroko i Hiszpanię to widać kilkaset lat bogactwa Hiszpanii. Każdy przejaw cywilizacyjny występuje w większej ilości i jest lepiej dopracowany. Czy to drogi, czy domy czy infrastruktura. Maroko przy tej ilości służb mundurowych na ulicach robi przygnębiające wrażenie. To jednak nie jest demokratyczny standard. Co prawda widać że państwo marokańskie dba o obywateli, ale też pilnuje ich w przykry sposób. To dbanie widać choćby teraz gdy tłumy ludzi gromadzą się przy punktach w których osoby pozbawione pracy przez stan wyjątkowy dostają zasiłek. Aziz dostał pożyczkę bez oprocentowania z odroczoną spłatą na kilka lat w celu zainwestowania w hotel. Wszędzie powstają nowe drogi, studnie, wodociągi, stacja odsalania wody, elektrownie wiatrowe i słoneczne. Widać duże inwestycje. Na wsiach pojawiły się kosze na śmieci i świadomość że plastik to nie gliniane skorupa która z prochu powstała i w proch się zamienia. Maroko właśnie dokonuje skoku z neolitu do ery konsumpcji. Nam ten skok zajął kilkadziesiąt lat, bo komuna sprawiła że zamiast skoku mieliśmy wychodzenie z bagna. Szkoda, że teraz jak stanęliśmy na suchym brzegu to się nas zawraca.
Przyroda północy Maroka niczym się nie różni od południa Hiszpanii. Lasy sosnowe, na rozlewiskach stada różowych flamingów, wszędzie zielono i góry Rifu obiecujące równie fajne latanie jak na południu Hiszpanii.
Przy wjeździe do Hiszpanii dostajemy polecenie z ambasady że mamy jechać najkrótszą drogą do Francji. Tak też robimy, ale przypomniało mi się, że przecież od Almunecar do Granady idzie stara droga która jest bardzo malownicza i jest prawie w tym samym kierunku co jedziemy. Przy okazji też pokazuję Dominikowi startowisko nad miejscowością Otivar. Jedno z ładniejszych miejsc do latania w okolicy. Potem przejazd piekną widokową drogą przyklejoną do skalnych ścian. Z radia leci addagio Albinioniego podkreślając piękno okolicy. Z powrotem też zacząłem słychać Kazika. Jego sympatia do PiS spowodowała że nie miałem ochoty od jakiegoś czasu na jego twórczość.
Dzisiaj celem są gorące źródła koło miejscowości Zujar. Nad źródłami góruje samotnie masyw Jabalcon. Przy antenach jest fajne startowisko, ale w tej sytuacji to nie ma mowy o lataniu. Mijając Granadę widać ośnieżone szczyty gór Sierra Nevada. A na dole trzydzieści stopni. Gdy kilkanaście lat temu zorganizowano tu jakąś olimpiadę paralotniową albo inne mistrzostwa świata to było kilkanaście wypadków, głównie złamań kręgosłupa. Więcej już tu nie organizowano żadnych zawodów. Jedziemy powoli bo auto Dominika grzeje się na podjazdach a w dodatku sprzęgło reperowane w Maroku zaczyna się ślizgać. Na szczęście udaje się dojechać do Zujar. Miasteczko senne, nikogo na ulicach ale raz na Wielkanoc trafiłem tu na niesamowitą procesję. Na moim jutubie są trzy krótkie filmiki z tej procesji. Teraz nie wrzucę bo mam zbyt słaby Internet żeby otworzyć jutuba. Może jutro. Dojeżdżamy do źródeł termalnych. Niestety znajdują się pod powierzchnią sztucznego jeziora. Poziom wody jest wysoki, ale jest tak gorąco że kąpiel w zwykłym jeziorze też jest wspaniała bo i umyć się można po kilku dniach podróży. Z wypiciem kawy czy zjedzeniem czegoś w barze po drodze nie było problemu. Sporo ludzi nosi nawet maseczki. A w Polsce jak sprawdzono w Łodzi personel przedszkoli i żłobków to okazało się że 40% ma już przeciwciała na wirusa. Przy takiej skali kontaktu z wirusem cały ten cyrk izolacyjny był tylko gospodarczym samobójstwem. I politycznym dla rządzącej partii. Jakaś sprawiedliwość musi być.
Roślinkę wystawiłem z auta żeby ją nakarmić światłem. Już przekwitła i widać zawiązane nasiona. Już pisałem że ja z tą roślinką się przeprowadzam jak Leon zawodowiec ze swoją pelargonią. Wiozę jeszcze kawałek akacji który obiecałem przywieźć Karolinie. Ona robi biżuterię z drewna i żywicy akrylowej, a to drewno ma niezwykły kolor i teraz jeszcze niezłą historię. Przy okazji przypomniał mi się film Cast away z Tomem Hanksem. Tam rozbitek uratował jedną przesyłkę żeby ją dostarczyć po powrocie do cywilizacji. I jak wyjechałem do Almunecar to zobaczyłem jeszcze drzewo identyczne jak w filmie Między niebem a piekłem. Niezwykły film i świetna rola Robina Williamsa. Aktor który dawał tyle radości ludziom przegrał ze swoją depresją.
Screenshot_20200522-204923_Gallery.jpg
Screenshot_20200522-204923_Gallery.jpg (588.2 KiB) Przejrzano 12277 razy

Re: COVID dzień 56.

Post autor: micro » 22 maja 2020, 12:26

prokopcio pisze:w piątek ?

... a jeść trzeba... :) ;) .

Na górę