Latanie podczas akcji ratowniczej śmigłowca

Odpowiedz


To pytanie jest elementem zabezpieczającym przed automatycznym zamieszczaniem postów.
Emotikony
:D :) ;) :( :o :shock: :? 8-) :lol: :x :P :oops: :cry: :evil: :twisted: :roll: :!: :?: :idea: :arrow: :| :mrgreen: :geek: :ugeek:

BBCode włączony
[Img] włączony
[Flash] wyłączony
[URL] włączony
Emotikony włączone

Przegląd tematu
   

Rozwiń widok Przegląd tematu: Latanie podczas akcji ratowniczej śmigłowca

Re: Latanie podczas akcji ratowniczej śmigłowca

Post autor: Lucjan Piekutowski » 12 kwietnia 2017, 09:53

Gość pisze:Żenada, lubiłem to forum czytać, ale ostatno zrobiło się jak wszędzie. A poczatkowo było lepsze, inne.


Bo waruna nie ma, wtedy wszystkim odwala....

Re: Latanie podczas akcji ratowniczej śmigłowca

Post autor: Zbyszek Gotkiewicz » 12 kwietnia 2017, 09:29

Gość pisze:Żenada, lubiłem to forum czytać, ale ostatno zrobiło się jak wszędzie. A poczatkowo było lepsze, inne.


Wczoraj przeczytałem wpisy pod przeniesionym postem. Post został przeniesiony w celu oczyszczeniu dyskusji która doprowadziła do tego ze została ona przeniesiona w miejsce dla niej należne czyli do MMA. Niestety kilka wypowiedzi z tego wątku też trzeba przenieść do MMA bo na to zasługują. Niestety z komórki nie mogę tego zrobić.

Re: Latanie podczas akcji ratowniczej śmigłowca

Post autor: Gość » 12 kwietnia 2017, 07:58

Żenada, lubiłem to forum czytać, ale ostatno zrobiło się jak wszędzie. A poczatkowo było lepsze, inne.

Re: Latanie podczas akcji ratowniczej śmigłowca

Post autor: Chicago » 11 kwietnia 2017, 22:35

Paralot pisze:Zacznę może od tego że założycielem tamtego wątku jest mistrz świata Ameryki Chicago.
Kolego wnioski wyciągasz prawidłowe.
Nie ma co się zamartwiać trzeba jak to się mawiają "wyciągnąć z tego szkołę"
Musisz mieć świadomość tego że 100% negujących Ciebie przenajwspanialszych i nieomylnych pilotów gani Ciebie na podstawie opinii Mistrza świata i Ameryki.
Żadnego z nich tam nie było nikt z nich tego nie widział ale ..... . No właśnie jest pewne ale. Różnica między wiedzą a doświadczeniem . Wiedzę można pozyskać np z książek. Doświadczenie zaś z nalotu i sytuacji. Zdobyłeś niechlubnie doświadczenie co się dzieje w pobliżu śmigłowca.
Najciekawsze jest to że debilem nazywa Cię obserwator a nie pilot tamtego śmigłowca. Pełen podziw z mojej strony dla Mistrza świata Ameryki że stojąc na górce jednocześnie siedzi w kokpicie śmigła. Powiem tak ja osobiście zachował bym się inaczej czyli oddalił się z tego miejsca.
Chicago Ty nie przestrzegasz regulaminu startowiska w Mieroszowie a pierwszy rzucasz kamieniem. Jak byś nie wiedział o co chodzi to chodzi o regulamin startowiska w Mieroszowie . Zakaz podchodzenia po stoku z postawionym glajtem. Wiem wiem Ty jesteś mistrzem świata Ameryki i stałym bywalcem a stali bywalce mogą mieć wyjebane na regulamin . Jak komuś przeszkodzisz w starcie i się przez Ciebie wypierdoli to będzie sorry albo " Grześ zgaś to bo startuje" . Jeśli zrobi to jakiś "debil" to będziesz kręcił aferę.
Byłem widziałem.

Chętnie cię poznam osobiście nawet podwiozę do OKULISTY .Pozdrawiam Mistrz Chicago.

Re: Latanie podczas akcji ratowniczej śmigłowca

Post autor: starry » 10 kwietnia 2017, 20:51

Zbig pisze:Kiedy dotarłem tego dnia do Mieroszowa zauważyłem już z daleka wóz GOPRU pod lasem. Wchodząc pod górkę usłyszałem w radiu jak któryś z zaskoczonych pilotów informował o zbliżającym sie śmigłowcu i faktycznie ten wyłonił się zza góry za kilkadziesiąt sekund. Jeśli się mylę, to niech mnie ktoś wyprowadzi z błędu, ale nie było wcześniej informacji o oczekiwaniu na śmigło. A jeśli nie było, to w pierwszej kolejności ciała dał GOPR! To chyba szósta akcja z heli przy jakiej byłem. ZAWSZE, czy to polski GOPR czy czeska Horska Służba, natychmiast po zaordynowaniu śmigła ratownicy o tym informowali i prosili by przekazać info przez radio innym pilotom by lądowali lub oddalili się od miejsca wypadku. Rozumiem, że tym razem nikt takiego komunikatu nie przekazał, a z tego co wiem GOPR czekał na śmigło z 40 minut. Sama akcja od przybycia maszyny do odtransportowania poszkodowanego trwała ponad godzinę, ale to standard. Czy po polskiej czy po czeskiej stronie naszych gór, trzeba się liczyć z tym, że w przypadku wykorzystania do pomocy helikoptera paralotniarze są w tym miejscu uziemieni średnio na 1,5h.
Pozdrawiam
Zbig


Wydaje mi się, że po przybyciu GOPRU poszła informacja, że wezwali śmigło, ale nie słyszałem aby ktoś wzywał pilotów do lądowania. To pilot decyduje, czy jego sytuacja wymaga lądowania, albo czy np. powinien odlecieć z miejsca akcji jeśli wie gdzie. Nie wierze, że śmigło spowodowałoby świadomie zagrożenie dla latających, na 100% poczekało by chwilę, albo wylądowało w bezpiecznym dla siebie i będących jeszcze w powietrzu pilotów, miejscu.
Oczywiste jest, że sytuacja od obu stron wymaga szczególnej uwagi, rozsądnych i opanowanych decyzji.
Tak jak Zbyszek pisze wszystko trwało dość długo, co nie znaczy, że było bez potrzeby przeciągane.

Re: Latanie podczas akcji ratowniczej śmigłowca

Post autor: Zbig » 10 kwietnia 2017, 13:39

Kiedy dotarłem tego dnia do Mieroszowa zauważyłem już z daleka wóz GOPRU pod lasem. Wchodząc pod górkę usłyszałem w radiu jak któryś z zaskoczonych pilotów informował o zbliżającym sie śmigłowcu i faktycznie ten wyłonił się zza góry za kilkadziesiąt sekund. Jeśli się mylę, to niech mnie ktoś wyprowadzi z błędu, ale nie było wcześniej informacji o oczekiwaniu na śmigło. A jeśli nie było, to w pierwszej kolejności ciała dał GOPR! To chyba szósta akcja z heli przy jakiej byłem. ZAWSZE, czy to polski GOPR czy czeska Horska Służba, natychmiast po zaordynowaniu śmigła ratownicy o tym informowali i prosili by przekazać info przez radio innym pilotom by lądowali lub oddalili się od miejsca wypadku. Rozumiem, że tym razem nikt takiego komunikatu nie przekazał, a z tego co wiem GOPR czekał na śmigło z 40 minut. Sama akcja od przybycia maszyny do odtransportowania poszkodowanego trwała ponad godzinę, ale to standard. Czy po polskiej czy po czeskiej stronie naszych gór, trzeba się liczyć z tym, że w przypadku wykorzystania do pomocy helikoptera paralotniarze są w tym miejscu uziemieni średnio na 1,5h.
Pozdrawiam
Zbig

Re: Latanie podczas akcji ratowniczej śmigłowca

Post autor: mg » 10 kwietnia 2017, 12:23

Mogę dla przykładu (czy uniwersalnego? nie wiem) zacytować regulacje z Bassano gdzie codziennie wyrasta na drzewach parę glajtów a śmigłowiec pojawia się często.

A red smoke signal indicates that the helicopter rescue service has been activated. Clear the area
within a radius of at least one kilometer from the point where the smoke is coming from. It is
strictly forbidden to take off while the helicopter is still in the area.


Znaki dymne podczas akcji śmigłowca są chyba rzadkością, jednak gdy już widać czy słychać śmigło to oddalenie się o co najmniej 1km od niego i od miejsca zdarzenia wydaje się rozsądne.
W każdym razie pozostanie w powietrzu przy operującym w pobliżu śmigłowcu niesie zawsze podwyższone ryzyko - pilot niekoniecznie musi nas widzieć, a my niekoniecznie musimy wiedzieć jakim torem będzie leciał. Także warto zachować szczególną ostrożność i np chwilowo zaniechać zabaw acro itp ;)

Re: Latanie podczas akcji ratowniczej śmigłowca

Post autor: Lucjan Piekutowski » 10 kwietnia 2017, 09:27

prokopcio pisze:Możesz, nie jestem pewien ale nad śmigłem chyba też możesz latać, gorzej jak wystartuje bo Cię nie zauważy - prawdopodobnie prawnie będzie to jego wina - tu nie chodzi co można a czego nie tylko co powinieneś a czego nie.
sądzę, że Krzycha (który orłem nie jest) wylądował by również bez posiadania radia - mądrze napisał.


Krzychę znam i wiem że zawsze jest do lotu przygotowany, m. in. zawsze ma radio, przez które koledzy powiadomili by go, jak również resztę że coś leci. Nie mówię o śmigle na żaglu gdzie nie da się nie latać w jego sąsiedztwie, mówię o sytuacji gdy po odleceniu ze startu dowiadujemy się że na start lecą służby. Będąc na przelocie mamy podobne prawdopodobieństwo spotkania śmigła czy innego statku powietrznego. Mimo to w miejscach gdzie latają śmigłowce ratownicze, (między innymi w mojej okolicy) w ogóle bym nie próbował startować chociażby do dupozlotu.

Re: Latanie podczas akcji ratowniczej śmigłowca

Post autor: Zbyszek Gotkiewicz » 10 kwietnia 2017, 08:49

Są popularne miejsca do latania gdzie śmigło przelatuje prawie codziennie po paralotniarzy. Wtedy robi się dużą separację od śmigłowca tak żeby pilot miał możliwość manewru i bezpiecznego odejścia. Myślę że kilometr wystarczy.

Re: Latanie podczas akcji ratowniczej śmigłowca

Post autor: prokopcio » 10 kwietnia 2017, 08:37

Lucjan Piekutowski pisze:A ja zadam pytanie, co w przypadku jeśli można odlecieć z miejsca akcji śmigłowca np właśnie mam podstawę i widzę że śmigło poleciało na start. Mogę odlecieć do następnego komina kilometr dalej, czy nie ?...
Możesz, nie jestem pewien ale nad śmigłem chyba też możesz latać, gorzej jak wystartuje bo Cię nie zauważy - prawdopodobnie prawnie będzie to jego wina - tu nie chodzi co można a czego nie tylko co powinieneś a czego nie.
sądzę, że Krzycha (który orłem nie jest) wylądował by również bez posiadania radia - mądrze napisał.

Re: Latanie podczas akcji ratowniczej śmigłowca

Post autor: Lucjan Piekutowski » 09 kwietnia 2017, 23:15

Krzycha pisze:Ej no. Orłem nie jestem ale gdybym zauważył, że przyleciało skrzydło i inne glajty lądują to wyciągnął bum jedynie słuszny wniosek. Młodością w sporcie nie ma co się zasłaniać. Oby sytuacja miała wpływ edukavyjny. Moim zdaniem opieprz był właściwy. Bez urazy :)

Ty byś wylądował bo masz radio zawsze przy sobie i wszystko byś wiedział. :)

Re: Latanie podczas akcji ratowniczej śmigłowca

Post autor: Krzycha » 09 kwietnia 2017, 18:23

Ej no. Orłem nie jestem ale gdybym zauważył, że przyleciało skrzydło i inne glajty lądują to wyciągnął bum jedynie słuszny wniosek. Młodością w sporcie nie ma co się zasłaniać. Oby sytuacja miała wpływ edukavyjny. Moim zdaniem opieprz był właściwy. Bez urazy :)

Re: Latanie podczas akcji ratowniczej śmigłowca

Post autor: JakubM » 09 kwietnia 2017, 07:09

Odlatując na przelot z miejsca akcji ratowniczej miał bym pełne gacie, ze spotkam sie ze śmigłem po drodze. Dlatego lądowałbym tak szybko jak potrafię. I tu kolejny problem: lądowanie mając 1000m przewyższenia i nie znając spirali trochę trwa. I juz nie wiem co gorsze: ładować i ryzykować ze bede blisko i potencjalnie wstrzymam start czy sperdzielac modląc sie, ze śmigło odleci w innym kierunku.
To samo dotyczy sytuacji gdy będąc wysoko przez radio usłyszę, ze na miejsce leci śmigło.
Co radzicie?


Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk

Re: Latanie podczas akcji ratowniczej śmigłowca

Post autor: Lucjan Piekutowski » 09 kwietnia 2017, 00:14

Paralot pisze:
Lucjan Piekutowski pisze:A ja zadam pytanie, co w przypadku jeśli można odlecieć z miejsca akcji śmigłowca np właśnie mam podstawę i widzę że śmigło poleciało na start. Mogę odlecieć do następnego komina kilometr dalej, czy nie ? Wiem, że to idiotyczne pytanie, moim zdaniem mogę, ale może się mylę ?


A ja mam inne pytanie . A co jak jesteś młodym" Debilem"
(Specjalnie używam tego sformułowania nie aby piętnować kolegę a jego oprawcę. ) Nie jesteś w stanie nic ocenić bo to pierwsze godziny . Jedno co pamiętasz z kursu to to żeby lądowisko było w Twoim zasięgu. Łatwo się ocenia jak się ma doświadczenie i potrafi się wpisać w lądowisko 10 /10 z 30 m i zapomniało się jak trudno było wylądować 100/100 z 300 .
Pozdrawiam


Rozumiem :) Po pierwsze ja bym lądował bo ja się trzymam "cycka" a przeloty nie są mają mocną stroną. A po drugie pytam czy jeśli mam możliwość odlecenia chociażby "po doskonałości" i wylądowania 5 km dalej dlaczego z tego nie skorzystać? Ja w lataniu wyznaję zasadę "spierdalaj od zagrożenia" czyli w tym wypadku śmigła, Cbka, drugiego pilota i staram się latać mając ZAWSZE separację co najmniej kilkuset metrów. Wiadomo że na żaglu bywa różnie, dlatego tam są też inne zasady, ale najważniejsza jest separacja.

Re: Latanie podczas akcji ratowniczej śmigłowca

Post autor: Paralot » 09 kwietnia 2017, 00:07

Lucjan Piekutowski pisze:A ja zadam pytanie, co w przypadku jeśli można odlecieć z miejsca akcji śmigłowca np właśnie mam podstawę i widzę że śmigło poleciało na start. Mogę odlecieć do następnego komina kilometr dalej, czy nie ? Wiem, że to idiotyczne pytanie, moim zdaniem mogę, ale może się mylę ?


A ja mam inne pytanie . A co jak jesteś młodym" Debilem"
(Specjalnie używam tego sformułowania nie aby piętnować kolegę a jego oprawcę. ) Nie jesteś w stanie nic ocenić bo to pierwsze godziny . Jedno co pamiętasz z kursu to to żeby lądowisko było w Twoim zasięgu. Łatwo się ocenia jak się ma doświadczenie i potrafi się wpisać w lądowisko 10 /10 z 30 m i zapomniało się jak trudno było wylądować 100/100 z 300 .
Pozdrawiam

Re: Latanie podczas akcji ratowniczej śmigłowca

Post autor: Lucjan Piekutowski » 08 kwietnia 2017, 23:49

A ja zadam pytanie, co w przypadku jeśli można odlecieć z miejsca akcji śmigłowca np właśnie mam podstawę i widzę że śmigło poleciało na start. Mogę odlecieć do następnego komina kilometr dalej, czy nie ? Wiem, że to idiotyczne pytanie, moim zdaniem mogę, ale może się mylę ?

Re: Latanie podczas akcji ratowniczej śmigłowca

Post autor: Paralot » 08 kwietnia 2017, 23:30

Zacznę może od tego że założycielem tamtego wątku jest mistrz świata Ameryki Chicago.
Kolego wnioski wyciągasz prawidłowe.
Nie ma co się zamartwiać trzeba jak to się mawiają "wyciągnąć z tego szkołę"
Musisz mieć świadomość tego że 100% negujących Ciebie przenajwspanialszych i nieomylnych pilotów gani Ciebie na podstawie opinii Mistrza świata i Ameryki.
Żadnego z nich tam nie było nikt z nich tego nie widział ale ..... . No właśnie jest pewne ale. Różnica między wiedzą a doświadczeniem . Wiedzę można pozyskać np z książek. Doświadczenie zaś z nalotu i sytuacji. Zdobyłeś niechlubnie doświadczenie co się dzieje w pobliżu śmigłowca.
Najciekawsze jest to że debilem nazywa Cię obserwator a nie pilot tamtego śmigłowca. Pełen podziw z mojej strony dla Mistrza świata Ameryki że stojąc na górce jednocześnie siedzi w kokpicie śmigła. Powiem tak ja osobiście zachował bym się inaczej czyli oddalił się z tego miejsca.
Chicago Ty nie przestrzegasz regulaminu startowiska w Mieroszowie a pierwszy rzucasz kamieniem. Jak byś nie wiedział o co chodzi to chodzi o regulamin startowiska w Mieroszowie . Zakaz podchodzenia po stoku z postawionym glajtem. Wiem wiem Ty jesteś mistrzem świata Ameryki i stałym bywalcem a stali bywalce mogą mieć wyjebane na regulamin . Jak komuś przeszkodzisz w starcie i się przez Ciebie wypierdoli to będzie sorry albo " Grześ zgaś to bo startuje" . Jeśli zrobi to jakiś "debil" to będziesz kręcił aferę.
Byłem widziałem.

Re: Latanie podczas akcji ratowniczej śmigłowca

Post autor: Lucjan Piekutowski » 08 kwietnia 2017, 23:20

Należy dodać, że nie stworzył bezpośredniego zagrożenia, jednak po pierwsze mógł je stworzyć , po drugie nie wiedział że należy wylądować, w skrócie: nie wiedział jak się zachować i zachował się nieodpowiedzialnie. Słusznie zaniepokojeni jego zachowaniem koledzy zwrócili mu uwagę (niektórzy ostro), wynikła z tego dość nieprzyjemna sytuacja ale i nauczka dla wszystkich którzy znajdą się w podobnej sytuacji.

Latanie podczas akcji ratowniczej śmigłowca

Post autor: Zbyszek Gotkiewicz » 08 kwietnia 2017, 21:38

To jest opowieść początkującego pilota który latał w pobliżu śmigłowca wykonującego akcję ratowniczą:


Dzień dobry wszystkim, jestem "debil podpięty do paralotni", który naraził na niebezpieczeństwo akcję ratunkową helikoptera omawianą w tym wątku. Jestem początkującym pilotem. Lataniem na paralotni zaraziłem się niedawno za granicą i tam przeszedłem przeszkolenie, którego zakres, jak nie od dzisiaj zresztą sądzę, pokrywał może 10% tego, czego uczą się paralotniczy adepci w Polsce. Do Mieroszowa przyjechałem z dwoma sympatycznimi pilotami, którym polecił mnie zaprzyjaźniony ze mną w Polsce instruktor; podkreślam - zaprzyjaźniony; nie szkolący mnie, a kórzy, jak miałem nadzieję, będą moimi nowymi kolegami w powietrzu i niejeden piękny lot będę w przyszłości z nimi jeszcze dzielił. Dzisiaj wiem, że nic z tego już nie nastąpi, zdali oni bowiem pikantną relację wspomnianemu powyżej instruktorowi o moich "wyczynach", z którym przyjaźń w związku z tym faktem, jak również w związku z istnieniem tego wątku na forum, też już raczej jest historią. Ten to zresztą instruktor skierował mnie do tego forum, którego wcześniej nie znałem, i tego wątku, którego jestem tragicznym bohaterem. U niego to jak na ironię kilka dni wcześniej zostawiłem niechcący swoje radio, które przywiozłem do niego, aby sprawdzić, czy działa prawidłowo, bo kupiłem je właśnie w miejsce poprzedniego, które się zepsuło. W związku z tym owego fatalnego dnia nie miałem żadnej komunikacji z otaczającym mnie światem, czego żałowałem przede wszyskim dlatego, że liczyłem, iż latający ze mną koledzy udzielą mi może w powietrzu jakiś wartościowych wskazówek, jak radzić sobie z termiką po którą przyjechałem do Mieroszowa, aby się jej uczyć.

Gdy zauważyłem w trakcie szybowania nadlatujący znad grani helikopter zaniepokoiłem się, słyszałem gdzieś bowiem, że wywoływane przez wirnik tubrulencje mogą być niebezpieczne dla znajdującej się w powietrzu paralotni. Gdy jednak dostrzegłem, że jest to chyba helikopter służb ratunkowych nieco się uspokoiłem, bo założyłem, że w takich jednostkach latają raczej doświadczeni piloci i raczej nie stworzyliby oni zagrożenia licznym paralotniom znającym sie w powietrzu. Gdy helikopter podszedł do lądowania zrodziła mi się myśl, że może coś się wydażyło, ale gdy dostrzegłem na miejscu lądowania również obecną karetkę pogotowia i inne samochody doszedłem do wniosku, że to chyba muszą być jakieś ćwiczenia, bo po co helikopter leciałby na miejsce wypadku, jeśli inne, bardziej prozaiczne, a znane nam z codziennej rzeczywistości, pojazdy, mogą tam również dotrzeć i w razie czego zabrać chorego od szpitala, a nadto były tam już wcześniej...? W moim założeniu utwierdziłem się, gdy helikopter kilkakrotnie (może dwa, lub trzy razy) startował i ponownie lądował w tym samym miejscu, a znajdujące się tam pojazdy, z karetką włącznie, przez długi czas nie opuszczały tego miejsca; nijak nie wyglądało mi to na faktyczną akcję ratunkową...

Także przez cały czas trwania mojego lotu nie miałem absolutnie najmniejszego choćby poczucia, abym w jakimkolwiek momencie był na tyle blisko helikoptera, aby mógł on stworzyć dla mnie jakiekolwiek zagrożenie turbulencjami wywoływanymi przez swój obracający się wirnik. Nie sądziłem również, abym znajdował się wobec niego w odległości, która mogłaby stwarzać mu najmniejsze choćby obawy w razie startu, ponieważ gdy znajdowałem się na jego wysokości względem góry byłem zawsze znacznie przesunięty w kierunku do grani oraz znacznie wyżej, więc rozumowałem, że startując ma on całe przedpole wzgórza, aby tam się skierować po starcie i tam się bezpiecznie wznosić. Dodatkowo gdy pojawiałem się w jego sąsiedztwie, pomija już, że jak wspomniałem, nigdy nie miałem poczucia, że jestem niebezpiecznie blisko, działo się to w chwili, gdy stał na ziemi i płaty jego wirnika były nieruchome; gdy je uruchamiał, natychmiast starałem się od niego oddalić.

NIGDY także, ani na wspomnianym wcześniej szkoleniu, którego byłem uczestnikiem, ani w ŻADNYCH innych okolicznościach nie usłyszałem o generalnej zasadzie, że jeżeli odbywa się akcja ratownicza z użyciem helikoptera, należy zakończyć lot paralotnią. Nie powracając już do tego, że w tym konkretnym przypadku byłem ostatecznie przekonany, że takowa akcja nie ma tu w ogóle miejsca.

Po powrocie do domu byłem szczęsliwy, że spędziłem sporo czasu w powietrzu, próbowałem swoich sił w nielicznych i dość specyficznych, jak na moje ograniczone doświadczenia, kominach termicznych i niezwłocznie zadzwoniłem do owego instruktora, aby podziękować mu, że dzięki niemu spędziłem w powietrzu piękny dzień i, że poznałem ciekawych ludzi; w odpowiedzi usłyszałem, że nasza współpraca jest zakończona.

Instruktor ten miał niemniej jednak tyle klasy, że, mimo wstydu, jaki niewątpliwie mu przyniosłem, spotkał się później ze mną i, wprawdzie dość emocjonalnie, ale cierpliwie i drobiazgowo wyłożył mi te dotyczące helikoptera, jak i wiele innych błędów, jakie, jak się okazało popełniłem według niego owego feralnego dnia; była to dla mnie nieoceniona i nie pierwsze zarazem lekcja latania, jakiej na przestrzeni naszej niedługiej znajomości on mi udzielił. Nad czym jedynie zastanawiam się to nad tym, czy rzeczywiście, w świetle powyższych wyjaśnień, kwalifikowałem się do tych wszystkich inwektyw, epitetów, pogardy, pomstowania i czy rzeczywiście jest to właściwa forma komunikowania się z nowicjuszem..? Nie chcę tu ablolutnie stawiać, ani tym bardziej bronić tezy, że moje zachowanie się w powietrzu nie pozostawiało nic do życzenia, niemniej jednak trwale pozostaję w stanie świadomości ohydnego kryminalisty, który jednak w trakcie popełniania swojego karygodnego czynu nie miał najmniejszej jego świadomości. Czy nauka musi tyle kosztować i dokonywać się w takiej atmosferze? W moim zachowani się w powietrzu na pewno brak doświadczenia, fakty dowodzą, że również wiedzy, ale na pewno nie ma i nie było w nim ani złej woli, ani perfidii, ani świadomego lekceważenia kogokolwie lub czegokolwiek, do czego jednak większość wypowiadających się w tym wątku autorów nie ma wątpliwości. Myślę, że niejeden początkujący kierowca, który po popełnionym na drodze błędzie spotkałby się z podobnym zachowaniem środowiska motoryzacyjnego, nie wsiadłby już więcej za kierownicę; osobiście jestem przekonany, że wiele jest zresztą takich przypadków w praktyce...

Pozdrawiam serdecznie

Na górę