Post autor: Zbyszek Gotkiewicz » 27 czerwca 2022, 23:42
Po wycieczce do Hiszpanii powrót na Francuską stronę Pirenejów. Przejeżdża się wielokilometrowym tunelem. Po przejeździe szok. Zamiast słońca umiarkowanego wiatru i temperatury 27 stopni po wyjeździe z tunelu bure niebo, które zwaliło się na zbocza gór, mżawka tak gęsta, że można ją nabierać łyżeczką i temperatura 14 stopni. Ten tunel był jak przejście do innego wymiaru. Tylko jak oni dziś się ścigali w tej pogodzie? Wkrótce za tunelem spotkam pierwszych zawodników. Pierwsze wrażenie to że spotkałem pielgrzymów do Compostelli, bo to przecież trasa pielgrzymkowa, ale samochody z logiem zawodów towarzyszące tym "pielgrzymom" wyjaśniły sytuację. To zawodnicy uciekający z tego mordoru. Odnajdujemy Mikołaja już po 21 w jego samochodzie socjalnym. Pomijając kilka awarii w aucie to wszystko idzie zgodnie z planem. Ja przeszedłem dzisiaj jakieś 7 km szukając pamiętnika w Saragossie i nie czuję nóg. Mikołaj przeszedł 70 km czyli powinien nie czuć nóg dziesięć razy bardziej niż ja. I jeszcze trzy razy leciał, bo wyścig przy tej pogodzie przypomina szkolenie na pierwszy etap. Wchodzimy na górkę, zlatujemy, wchodzimy, zlatujemy. Tylko za każdym razem jest to inna górka. Mikołaj mówi, że najgorsze w tym chodzeniu po pięknych Pirenejach są krowie i końskie gówna, które są wszędzie i nie da się ich ominąć. Tego wymiaru wyścigu prawdę mówiąc nie znałem. Sympatycznym akcentem jest to, że zawodnikom często towarzyszą psy wędrując z nimi aż do miejsca startu. Drugi dzień dobiegł końca a ja chyba kończę relację i będę powoli wracał do kraju. Kibiców odsyłam na stronę zawodów.
Po wycieczce do Hiszpanii powrót na Francuską stronę Pirenejów. Przejeżdża się wielokilometrowym tunelem. Po przejeździe szok. Zamiast słońca umiarkowanego wiatru i temperatury 27 stopni po wyjeździe z tunelu bure niebo, które zwaliło się na zbocza gór, mżawka tak gęsta, że można ją nabierać łyżeczką i temperatura 14 stopni. Ten tunel był jak przejście do innego wymiaru. Tylko jak oni dziś się ścigali w tej pogodzie? Wkrótce za tunelem spotkam pierwszych zawodników. Pierwsze wrażenie to że spotkałem pielgrzymów do Compostelli, bo to przecież trasa pielgrzymkowa, ale samochody z logiem zawodów towarzyszące tym "pielgrzymom" wyjaśniły sytuację. To zawodnicy uciekający z tego mordoru. Odnajdujemy Mikołaja już po 21 w jego samochodzie socjalnym. Pomijając kilka awarii w aucie to wszystko idzie zgodnie z planem. Ja przeszedłem dzisiaj jakieś 7 km szukając pamiętnika w Saragossie i nie czuję nóg. Mikołaj przeszedł 70 km czyli powinien nie czuć nóg dziesięć razy bardziej niż ja. I jeszcze trzy razy leciał, bo wyścig przy tej pogodzie przypomina szkolenie na pierwszy etap. Wchodzimy na górkę, zlatujemy, wchodzimy, zlatujemy. Tylko za każdym razem jest to inna górka. Mikołaj mówi, że najgorsze w tym chodzeniu po pięknych Pirenejach są krowie i końskie gówna, które są wszędzie i nie da się ich ominąć. Tego wymiaru wyścigu prawdę mówiąc nie znałem. Sympatycznym akcentem jest to, że zawodnikom często towarzyszą psy wędrując z nimi aż do miejsca startu. Drugi dzień dobiegł końca a ja chyba kończę relację i będę powoli wracał do kraju. Kibiców odsyłam na stronę zawodów.