No to i ja zaśmiecę wątek, a przy okazji wyznam grzechy bo i mnie to zdjęcie (a właściwie Wasza dyskusja + zdjęcie ) wyjaśniła pewne zdarzenie.

Przesiadłem się na glajta C z tylko dwiema linami w rzędzie A i B.
Ponieważ wcześniejsze próby zakładania uszu na tym glajcie rzędem A powodowały bardzo niestabilny lot, a nawet instrukcja podawała, że można zakładać uszy linką rzędu B postanowiłem tego spróbować.
Zaciągnąłem linki rzędu B z lekkim rozjechaniem w czasie, po czym się przestraszyłem: skrzydło bardzo wyhamowało - zostało z tyłu a mnie lekko z huśtawki do góry, ja nie mogąc optycznie sprawdzić stanu skrzydła (o czym później), nie czekając na jakąś stabilizację odpuściłem linki chyba dość energicznie. Te manewry pamiętam jak przez mgłę.
W każdym razie wiedziałem że skrzydło jest z tyłu i, że trzeba je zaraz hamować. Odczekałem aż skrzydło ruszy i dałem po heblach.
No i dzisiaj uświadomiłem sobie jak hamowałem -
ręce wyprostowane z przodu co wydawało mi się ok, bo skrzydło miało być za plecami. W rzeczywistości już chyba dochodziło do zenitu a potem strzeliło do przodu i doszło grubo poniżej horyzontu.
Ja z huśtawki zobaczyłem wloty komór poniżej mnie i zrobiłem fikołka między taśmami, co do końca uświadomiłem sobie dopiero po lądowaniu bo w locie zauważyłem tylko ze zdziwieniem, że coś obie sterówki mam przełożone ( co raczej mi się nie zdarza).
Po wszystkim miałem jeszcze ze 100m wysokości więc był moment, że myśl uciekała do paczki, ale skrzydło było pełne i lekko tylko zaklapione, jakoś nawet sprawnie wyrównałem lot i wylądowałem.
Cóż, popełniłem kilka błędów z których pierwszy to to, że akurat tego jedynego dnia miałem awaryjny kask który był tak luźny, że nie mogłem zadrzeć głowy żeby spojrzeć na skrzydło i ocenić jak te uszy wchodzą (a może zrobiłem coś źle?), może, a nawet na pewno zbyt długo czekałem z zaciągnięciem hebli. Ale na pewno za mało wydajnie hamowałem.
I to właśnie wywołało u mnie wtedy największy szok:
dynamika wyskakującego skrzydła i nieskuteczność maksymalnie zaciągniętych (jak mi się wydawało) hebli. Do całego manewru podszedłem tak trochę niedbale, bo przecież zakładałem uszy już dziesiątki razy to co może pójść nie tak?
( na innych skrzydłach w tym C ale z trzema linkami na taśmie A)
No i jeszcze trochę, a bym zapakował w czaszę.
A-ha: Aspen5 28m @114kg
Wybaczcie że takie przydługie to
Można wywalić w kosmos albo gdzieś przenieść

No to i ja zaśmiecę wątek, a przy okazji wyznam grzechy bo i mnie to zdjęcie (a właściwie Wasza dyskusja + zdjęcie ) wyjaśniła pewne zdarzenie. :-)
Przesiadłem się na glajta C z tylko dwiema linami w rzędzie A i B.
Ponieważ wcześniejsze próby zakładania uszu na tym glajcie rzędem A powodowały bardzo niestabilny lot, a nawet instrukcja podawała, że można zakładać uszy linką rzędu B postanowiłem tego spróbować.
Zaciągnąłem linki rzędu B z lekkim rozjechaniem w czasie, po czym się przestraszyłem: skrzydło bardzo wyhamowało - zostało z tyłu a mnie lekko z huśtawki do góry, ja nie mogąc optycznie sprawdzić stanu skrzydła (o czym później), nie czekając na jakąś stabilizację odpuściłem linki chyba dość energicznie. Te manewry pamiętam jak przez mgłę.
W każdym razie wiedziałem że skrzydło jest z tyłu i, że trzeba je zaraz hamować. Odczekałem aż skrzydło ruszy i dałem po heblach.
No i dzisiaj uświadomiłem sobie jak hamowałem - [b]ręce wyprostowane z przodu [/b] co wydawało mi się ok, bo skrzydło miało być za plecami. W rzeczywistości już chyba dochodziło do zenitu a potem strzeliło do przodu i doszło grubo poniżej horyzontu.
Ja z huśtawki zobaczyłem wloty komór poniżej mnie i zrobiłem fikołka między taśmami, co do końca uświadomiłem sobie dopiero po lądowaniu bo w locie zauważyłem tylko ze zdziwieniem, że coś obie sterówki mam przełożone ( co raczej mi się nie zdarza).
Po wszystkim miałem jeszcze ze 100m wysokości więc był moment, że myśl uciekała do paczki, ale skrzydło było pełne i lekko tylko zaklapione, jakoś nawet sprawnie wyrównałem lot i wylądowałem.
Cóż, popełniłem kilka błędów z których pierwszy to to, że akurat tego jedynego dnia miałem awaryjny kask który był tak luźny, że nie mogłem zadrzeć głowy żeby spojrzeć na skrzydło i ocenić jak te uszy wchodzą (a może zrobiłem coś źle?), może, a nawet na pewno zbyt długo czekałem z zaciągnięciem hebli. Ale na pewno za mało wydajnie hamowałem.
I to właśnie wywołało u mnie wtedy największy szok: [b]dynamika wyskakującego skrzydła i nieskuteczność maksymalnie zaciągniętych (jak mi się wydawało) hebli. [/b]
Do całego manewru podszedłem tak trochę niedbale, bo przecież zakładałem uszy już dziesiątki razy to co może pójść nie tak?
( na innych skrzydłach w tym C ale z trzema linkami na taśmie A)
No i jeszcze trochę, a bym zapakował w czaszę.
A-ha: Aspen5 28m @114kg
Wybaczcie że takie przydługie to
Można wywalić w kosmos albo gdzieś przenieść :-D