Post autor: arekgarbacz » 26 maja 2019, 14:51
der pisze:Odbyłem kilka 6 godzinnych lotów bez picia i sikania. W moim przypadku się da. Nigdy nie czułem zawrotów głowy, czy mdłości, a po wylądowaniu zdarzało się jeszcze sporo przejść. Oczywiście po lądowaniu obowiązkowe picie wody i zrzut balastu z pęcherza. Po kilku godzinach bardziej doskwiera mi suchość oczu. od czasu używania gogli narciarskich zamiast okularów, zdecydowanie rzadziej i mniej).
Robiłem podejście do kamelbagów w celu picia oraz alternatywnych sposobów odprowadzania uryny. Ilekroć stosowałem to nigdy nie użyłem.
Ja mam podobnie. Najdłuższe loty w porywach do 6,5h i to raczej takie konkretne XC w wysokich górach, więc wymagające myślenia. W drodze na stanowisko zazwyczaj wypijam 1-1,5 litra wody małymi łyczkami (nie dlatego, że chce mi się pić, ale po to, żeby się nawodnić). Piję powiedzmy przez godzinę w drodze na stanowisko, a na górze zazwyczaj i tak wychodzi jeszcze z godzinka szpejenia i parawaitingu. Podczas tej godziny przed startem, jeszcze 2-3 razy siku (tak "na siłę" w sumie), żeby podczas startu pęcherz był pusty. W powietrze plastikowa buteleczka, żeby skorzystać na przeskokach, jeśli potrzeba (taka potrzeba pojawia się jak już zazwyczaj po 3-4 godzinach, więc jeśli nie wyjdzie dłuższy przelot to w ogóle nie ma problemu). Gorzej jak jednak na przeskoku zaczyna pikać
W uprzęży jeszcze woda na "po lądowaniu". Dla mnie to działa.
Mój mózg chyba bardziej wciąga glukozę niż wodę, więc jakieś batoniki, tak żeby co godzinę-dwie pożreć to konieczność na długie przeloty.
Warto pamiętać, że nawadnianie/odwadnianie to nie jest proces dziejący się w 15min, więc warto zadbać o nawodnienie już poprzedniego dnia. Fakt, że podczas lotu da się na tyle odwodnić żeby były problemy, może świadczy o tym, że już przed lotem stan nawodnienia był słaby ... no albo za duże emocje i za szybkie oddechy, trzeba wtedy latać nisko i powoli
[quote="der"]Odbyłem kilka 6 godzinnych lotów bez picia i sikania. W moim przypadku się da. Nigdy nie czułem zawrotów głowy, czy mdłości, a po wylądowaniu zdarzało się jeszcze sporo przejść. Oczywiście po lądowaniu obowiązkowe picie wody i zrzut balastu z pęcherza. Po kilku godzinach bardziej doskwiera mi suchość oczu. od czasu używania gogli narciarskich zamiast okularów, zdecydowanie rzadziej i mniej).
Robiłem podejście do kamelbagów w celu picia oraz alternatywnych sposobów odprowadzania uryny. Ilekroć stosowałem to nigdy nie użyłem.[/quote]
Ja mam podobnie. Najdłuższe loty w porywach do 6,5h i to raczej takie konkretne XC w wysokich górach, więc wymagające myślenia. W drodze na stanowisko zazwyczaj wypijam 1-1,5 litra wody małymi łyczkami (nie dlatego, że chce mi się pić, ale po to, żeby się nawodnić). Piję powiedzmy przez godzinę w drodze na stanowisko, a na górze zazwyczaj i tak wychodzi jeszcze z godzinka szpejenia i parawaitingu. Podczas tej godziny przed startem, jeszcze 2-3 razy siku (tak "na siłę" w sumie), żeby podczas startu pęcherz był pusty. W powietrze plastikowa buteleczka, żeby skorzystać na przeskokach, jeśli potrzeba (taka potrzeba pojawia się jak już zazwyczaj po 3-4 godzinach, więc jeśli nie wyjdzie dłuższy przelot to w ogóle nie ma problemu). Gorzej jak jednak na przeskoku zaczyna pikać :D
W uprzęży jeszcze woda na "po lądowaniu". Dla mnie to działa.
Mój mózg chyba bardziej wciąga glukozę niż wodę, więc jakieś batoniki, tak żeby co godzinę-dwie pożreć to konieczność na długie przeloty.
Warto pamiętać, że nawadnianie/odwadnianie to nie jest proces dziejący się w 15min, więc warto zadbać o nawodnienie już poprzedniego dnia. Fakt, że podczas lotu da się na tyle odwodnić żeby były problemy, może świadczy o tym, że już przed lotem stan nawodnienia był słaby ... no albo za duże emocje i za szybkie oddechy, trzeba wtedy latać nisko i powoli :)