Podsumowanie sezonu 2021, kolejnego w lotach (również) z #mojąwindąKwestie techniczne.
W przeciągu całego sezonu #mojawinda była nadal bezobsługowa.
Zimą wymieniłem gaźnik oraz tłumik. Diagnoza z gaźnikiem okazała się trafieniem w dziesiątkę. Koniec z przydławieniami. Wreszcie można startować bez stresu, czkawki, gaśnięcia, także alpejką. Dodatkowo wymieniłem, o czym pisałem tłumik z dotłumiacza PPG na dedykowany do kosiarek Brigsa. Również bardzo udany zakup. Wiosną podczas kontrolnego spaceru wzdłuż rozwiniętej liny profilaktycznie wycięty jeden mały fragment (choć nie zerwała się ani razu).
Sezon inny niż wszystkie. To jest po raz pierwszy oparłem go wyłącznie na krajowych lotach i właściwie w większości po naszym płaskim. Przez co nalot drastycznie stopniał, choć z holu niewiele się zmienił.
Latanie również inne niż zwykle. Co przełożyło się na zaledwie jeden lot powyżej 100km (137km z #mojejwindy do Wolsztyna) w całym sezonie.
Zafiksowałem się na latanie logistyczne. To jest kierunek czy miejsca do lądowania starałem się dobierać tak, by mieć jak najmniejszy problem z powrotem. Tym samym potwierdziłem swoje dotychczasowe wyliczenia, że powrót do domu wygląda następująco:
* przelot 30-40km powrót do 17tej do domu
* przelot do 40-60km powrót do 18tej
* przelot 60-80km powrót do domu 19-20
* przelot 80-90km powrót około 22giej
* przelot >100 powrót po północy.
Czyli tylko raz wróciłem do domu w środku nocy.
Czas na statystyki roku 2021.
Sezon holowany zamknąłem w zdecydowanie krótszym okresie niż poprzednio. W Michałkowie od 25 kwietnia do 6 września. W tym czasie miesiąc został wyłączony przez zawody szybowcowe. Napinka pokowidowa zawodników była straszna, a pogoda w drugich zawodach tragiczna, dlatego nawet nie przeszło mi przez myśl wciskać się tam z #mojąwidną. Obie przerwy częściowo wykorzystałem na rodzinne wakacje. Wtedy mniej boli
Z racji, że warun nie rozpieszczał (tylko ja tak miałem ?), szkoda mi było poświęcania wolnego czasu w lotne dni na dopieszczanie #mojejdrugiejwindy. (A tego ciągle mi brakuje, kilkunastu holi testowych). Dlatego w takie dni latałem z windy szkolnej, jeśli ta była wystawiana lub z #mojejwindy. W nielotne nadrabiałem inne domowe i zawodowe obowiązki.
Tak jak poprzednio nie rejestrowałem lotów krótszych niż 40 minut. Zatem poniższe liczby będą o tyle przekłamane, że nie będą obejmować zlotów i lotów jednego komina. A takich trochę w tym sezonie było, na pewno więcej niż w poprzednim.
11 dni lotno-przelotowych przy użyciu #mojejwindy dało mi możliwość przelecenia 610km w 27 godzin.
Co nadal bardzo mnie cieszy, równie często jak w roku poprzednim można było skorzystać z holi na wyciągarce szkoły paralotniowej. Co przełożyło się również na 11 dni lotno-przelotowych z użyciem windy Kocha. Przeleciałem 570km w 26 godzin.
Zatem w sumie przy pomocy 22 startów holowanych z EPOM przeleciałem 1180km w 53 godziny.
Podobnie jak w roku poprzednim trudno jednoznacznie określić liczbę dni lotnych, które okazały się być dla mnie "nielotnymi" spędzonymi na lotnisku, zakończonych zlotami, czy jednym biednym kominem, bo uznając je za nieistotne przestałem je odnotowywać. Na pewno było kilka takich dni z własnej i podobnie ze szkolnej windy.
Dodatkowo czterokrotnie wybyłem na gościnne występy raz do Leszna oraz trzykrotnie na w sumie 4 niedalekie loty po polskich górach. Przełożyło się razem na 11 godzin i nieco ponad 100km nalotu.
Cały sezon zamknął się liczbami 64 godziny i 1280km.
Tym samym odnotowałem najgorszy jeśli chodzi o czas spędzony w powietrzu sezon od 7 lat. Natomiast w kwestii "produktywności lotów" ze średnią ponad 2,5 godziny na lot i 20km/h wg zasad OLC na godzinę wygląda to zdecydowanie lepiej niż dotychczas.
Taka osobista dygresja. Rozmyślam nad tym sezonem i widzę, że zaczynam kombinować, kalkulować i czasem kwitować "można? no można, ale po co ?" Przeraża mnie to. Podobnie miałem w PPG. To był przedostatni etap przed rzuceniem latania napędowego. Na szczęście idzie zima. Czas zgłodnieć i zatęsknić. I kupić jakieś skrzydło. Bo nie mam na czym latać.