OK. W sumie dla mniej doswiadczonych to moze byc zbyt lakoniczny opis.
Najpierw czekanie. Nie startuje sie nigdy, kiedy zbliza sie do nas cumulonimbus. Moze on wygenerowac szkwal, ktory bedzie dla nas grozny. Dlatego poczekalem, az chmura minie nas o okolo 40 km. Na radarze bylo widac budujaca sie nastepna komorke nad Legnica (jakies 80-90 km od Borowej). Oprocz mnie latal jeszcze jeden pilot i meldowal o maselku w powietrzu. Jemu to bylo na reke bo sobie cwiczyl wingowery. Na ziemi wiatru nie bylo , w powietrzu lekki wiatr z poludnia, ktory na chwile sie nasilil, ale nie na tyle, zeby zatrzymac poprzedniego glajta.
Teraz moj hol.
W pierwszej polowie normalnie. W tym momenecie na ziemi pojawil sie silny podmuch z poludniowego zachodu. Na mojej wysokosci wial coraz silniejszy polnocny zachod (a wiec 90 st w stosunku do wiatru dolnego. Zaczelo sie silne noszenie, przez co zaczalem wywijac line z bebna. Poprosilem o luz i sie wyczepilem. Zalozylem spirale, ktora niewiele pomogla. Zauwazylem, ze nie ciagnie mnie w strone chmury, tylko odwrotnie. Odpalilem wiec w kierunku otwartego nieba, na wschod, a dokladniej nad Olesnice. Nie chcialem walczyc z noszeniem, bo spodziewalem sie na dole problemow z ladowaniem i chcialem sie mozliwe mocno oddalic. Noszenie bylo laminarne i przelecialem w nim jakies 10 km. W tym czasie osiagnalem 1300 m. Pozniej zaczalem opadac. Na wysokosci okolo 600 m natrafilem na "sciere" czyli warstwe prejsciowa pomiedzy wiatrem gornym i dolnym (roznica kierunkow ok 90 st). Dosc silna turbulencja byla przez 100 m, pozniej znow laminarnie, ale okazalo sie, ze stoje w miejscu nad drutami Bardzo Wysokiego Napiecia. Zmienilem wiec kierunek i zakladane miejsce ladowania (staralem sie ladowac na jakims duzym polu bez drutow i blisko ludzi). Na dole wialo mocno, wiec wyszukalem olbrzymie pole pszenicy, bez zadnych przeszkod po nawietrznej i wyladowalem na wstecznym. Przejechalem w zbozu 3-4 m na plecach ciagnac besztala, ktorym w takich warunkach najlepiej zgasic skrzydlo.
Jak pozniej widzialem na radarze, cumulonimbus znad Legnicy blyskawicznie przerodzil sie w superkomorke, a nastepnie w front chlodny i masa zimnego powietrza wjechala pode mnie. Nie bylo tego widac z perspektywy lotniska, bo niebo przeslanialy nizsze,niegrozne chmury. Dalem sie zaskoczyc tempem budowania sie tego cudaka, ktory niedlugo pozniej wygenerowal grad wielkosci pingpongow jak doniosly media. U mnie noszenia przekraczaly 5 m/s. Na pewno nie wiecej niz 6,5 bo tyle vario pokazywalo na holu i nie zostalo to przekroczone. Moj odleglosc od chmury wynosila 70 km. Zdjecie ze Strzegomia
- grad-7.jpg (59.83 KiB) Przejrzano 7100 razy