TLDR:
Po jakichś 7 latach latania, wczoraj pierwszy raz podjąłem decyzję o rzuceniu RSH, nie żałuję tej decyzji ani trochę! Wyszedłem z tego jedynie z obolałymi plecami, bez poważnych uszczerbków na zdrowiu (póki co ).
Skrzydło: queen2 (do 100kg), paczka airviusa snowflake (kwadrat do 105kg).
W dniu 27 maja 2023 wystartowałem w Borsku za liną, ok 10:30 (nie mam tracka chwilowo więc dokładnie nie powiem), warunki były początkowo dość słabe i dziwne, noszenia nie przypominały normalnych kominów. Im później tym zaczynało to wyglądać lepiej, na północny zachód od Borska zrobiły się fajne tłuste chmury, ale za to na każdej wysokości wiało z trochę innej strony i z inną siłą, czuć być jak te wiatry się ścierają. Noszenia zrobiły się mocne, ale było turbulentnie. Po doleceniu w okolice Chojnic, kilka razy zmieniałem decyzję czy robić trójkąt i lecieć na północ w kierunku Bytowa czy też robić otwarty przelot może z lekkim trawersem, północny wiatr mi się nie podobał - było go sporo. Ostatecznie chciałem podjąć wyzwanie i lecąc po tłustych chmurkach fajnie to zaczęło działać. Ostatnie noszenie które miałem było naprawdę mocne (Tak z pamięci to powiedziałbym 5-7m/s tam mogło być). Wykręciłem prawie podstawę i postanowiłem z tego wyjść. Odleciałem na skraj chmury będąc już ze 150m poniżej podstawy i w tym momencie dostałem naprawdę mocną atrakcję. Poczułem całkowity brak naprężenia linek i skrzydło dosłownie spadło mi na głowę, dostałem dosłownie glejtem w twarz. Skrzydło się spompowało prawidłowo, ale znowu spadło, tym razem prawie przeleciałem przez nie, zaczęło się robić nieciekawe. Zrobiłī się mocno splątane krawaty po oby stronach skręciło mnie wiele razy w taśmach i straciłem możliwość ciągnięcia za jakiekolwiek linki. Skrzydło ustawiło się w spirali, nie mając żadnej kontroli podjąłem decyzję o pacę. Pierwszy raz w życiu po prostu wiedziałem że już nic nie zrobię. Byłem wysoko ale to zadziałało jak automat - brak kontroli - paka. Wszystko jak łatwo się domyślić działo się bardzo szybko.
Po wyrzuceniu paki dopiero zacząłem analizować detale i było tak sobie - do około mnóstwo lasów, byłem dosłownie nad jeziorem, obok było fajne pole, ale było tam też osiedle domków. Skomunikowałem się z kolegami na radiu żeby wiedzieli co się dzieje. Rozpiąłem cały kokon aby w razie wodowania łatwo się wydostać, zostawiłem tylko główne zapięcie (taśma biodrowa), sprawdziłem czy w razie czego będę w stanie je łatwo odpiąć. Jakakolwiek próba ściągnięcia skrzydła poskręcanego w taśmach na siebie nie dawała żadnego skutku. Na pewnej wysokości miałem wrażenie że wróciłem do tego wcześniejszego noszenia bo lecąc na zapasie wario zaczęło pikać ostro, leciałem do góry. Wiatr mnie znosił znad jeziora w stronę lasów i pola, zacząłem być spokojniejszy, wodowanie wydawało mi się najsłabszą opcją. W mojej głowie najlepszą było pole (teraz z perspektywy czasu nie jestem tego taki pewien)
Na ok 800-900 metrach nad teren skrzydło jakoś magicznie się porozkręcało w taśmach i jednocześnie prawie całe się napełniło! Pozwoliło mi to w pewnym sensie kontrolować kierunek opadania, to był duży plus. Wielkim minusem niestety był fakt że skrzydło cały czas było położone w pozycji jak do spirali, czułem jak sprawia to że nabieram prędkości opadania. Niestety żadne próby zwijania nie powiodły się.
Przyziemienie zrobiłem po spadochroniarsku, ugięte kolana i przewrót - w trakcie kontaktu z ziemią i przewrotem poczułem olbrzymi ból w plecach, po położeniu na ziemi odebrało mi tchu na dłuższą chwilę. Postanowiłem się nie ruszać, jedyny ból jaki czułem to plecy - sprawdziłem czy mam czucie w kończynach. Miałem bardzo dobry zasięg telefonu, wrzuciłem kolegom pinezkę na whatsapp gdzie leżę, zadzwoniłem na 112 gdzie przekierowano mnie do ratownictwa medycznego. Opisałem sytuację, powiedziałem że moja największa obawa to uraz kręgosłupa, postanowiono wysłać najbliższą straż pożarną (ochotniczą), karetkę z najbliższego punktu i ze względu na ‘zdarzenie lotnicze’ z podejrzeniem urazu kręgosłupa również LPR. Leżałem sam na prażącym słońcu, w polu pośród zboża. W tym czasie Kacper obserwujący nasze loty na livetracku i widząc co napisałem na WhatsApp zrobił najwspanialszą rzecz - znalazł numer w internecie do kogokolwiek z okolicy, jakaś agroturystyka czy cokolwiek i po kolejnych kilkunastu minutach przybiegła do mnie obca osoba abym nie był tam sam oczekując służb. To było naprawdę rozmyślne działanie Kacpra i wspaniała postawa obcej osoby, dziękuję wam!
Po kolejnych paru minutach doleciał do mnie Karol który był nieco dalej na trasie i pociął z wiatrem prosto na moją ostatnią pozycję z livetracka, w tym samym czasie już dojeżdżali do mnie pozostali koledzy którzy lądowali nieco wcześniej i akurat się zwozili.
Następna była ochotnicza straż pożarna, widać było że chłopaki palą się do akcji, ale nie bardzo wiedzą co mają zrobić. Po przyjechaniu karetki dopiero przerzucono mnie na spokojnie na deskę. Karetka mocno krążyła po okolicy, teren był trudny i nie łatwo im było dostać się w pobliże, stąd decyzja o śmigle była tym bardziej zasadna.
Przetransportowano mnie do szpitala w Gdańsku, gdzie bardzo szybko wykonano tomografię. I to jest ten moment w którym mogę z radością napisać: stwierdzono brak jakichkolwiek poważnych urazów kręgosłupa czy innych. Ze szpitala wyszedłem tego samego wieczoru o własnych siłach z mocnym potłuczeniem pleców.
Jakie wynoszę z tego lekcje?
- Nie żałuję decyzji o rzuceniu paczki, czuje się zadowolony z faktu że to zrobiłem w sytuacji w której czułem że całkowicie straciłem kontrolę nad skrzydłem.
- Mam wspaniałych kolegów na których mogę liczyć!
- Po rzuceniu paki trzeba mieć możliwość odpięcia przynajmniej jednej taśmy aby zwinąć skrzydło - albo cięcie, albo quickouty.
- Zapas sterowalny to chyba naprawdę najlepsza opcja
Do zastanowienia:
- Nie wiem czy przy takim opadaniu na pace, nie lepiej przyjąć tego jednak na protektor? To chyba taka siła którą właśnie powinien zniwelować? Nie wiem też na ile by to było do zrobienia...
- Zastanawiam się również czy wypięcie/odcięcie jednej taśmy to dobra opcja, czy taki luźno wiszący glajt nie zpląta się z RSH i będzie jeszcze gorzej?