Lucjan Piekutowski pisze:Czy obecny poziom szkolenia pasuje wszystkim? Tak.
Tu nie byłbym taki jednomyślny i zdecydowany w osądach. 95% zainteresowanych lataniem na tyle aby zapisać się na szkolenie trafia do swojego pierwszego instruktora pod wpływem różnej maści filmików na YT. Szkołę wybierają kierując się bliskością stałego QTH (w sensie miejska zamieszkania - taki telegraficzny skrót) i pozycją w Google. Sam to wiem po sobie. Najpierw chciałem zapisać się to Tamary, bo jej szkoła wyskoczyła na pierwszym miejscu po wpisaniu "szkolenia paralotniowe" w szukajke. Potem wybór padł na Parastyle, bo Przemyśl i Bezmiechowa były zdecydowanie bliżej Rzeszowa niż Międzybrodzie. W obydwu przypadkach nie kierowałem się jednak w ogóle względami merytorycznymi, co spowodowało że finalnie trafiłem do Sztefana Vyparina do OM
Generalnie ludzie nie wiedzą, że im to nie pasuje. Idą na kurs oszołomieni perspektywą oderwania się od ziemii. Adrenalina niestety nie służy chłodnej ocenie sytuacji i dopiero po fakcie okazuje się, że warunki do latania jednak nie były takie idealne jakie opisywał je instruktor a sprzęt, który sprzedał nie jest w tak doskonałym stanie. Tutaj po raz kolejny przywołam Elspeedo. Czesi nie wybili się jedynie niskimi cenami i łatwością zdobycia uprawnień. Moim zdaniem zaoferowali oni klientom dużo lepszą jakość szkolenia i wyższy poziom merytoryczny. Z jednej strony zarzuca się im wrzucanie kursantów od razu na głęboką wodę ale z drugiej strony pomija się kilka innych faktów. Elszybko (notabene spółka z ograniczoną odpowiedzialnością) dość indywidualnie podchodzi do kursanta i wiem, że są tacy, którzy na podstawowym szkoleniu PL-A nie wystartowali w termikę ani razu bo instruktor uznał, że jednak nie wystarczająco dobrze ogarniają wymogi programu szkolenia. Osoby takie nie są, kolokwialnie rzecz ujmując "ruchani w dupę" i pozostawiani sami sobie. Mają realną możliwość dokończenia szkolenia albo za darmo albo za niewielkie pieniądze.
Znacie polską szkołę, która oferuję coś takiego?....
Marcus Biesioroff pisze:Oczywiście można się wbijać do swojego instruktora na zasadzie "słuchaj potrzebuję poćwiczyć to a siamto, znajdziesz czas, żeby mnie potrenować?", ale nie zawsze to działa, bo akurat wyjazd, bo tłok na startowisku (nowych pilotów I-go stopnia), albo inna awaria.
Ja tam akurat miałem jakiegoś farta, po ŚK mogłem liczyć na pomoc swojego "macierzystego" instruktora, potem innych poznanych instruktorów i/lub szkół, ze starym kumplem - doświadczonym pilotem włącznie,
....Bo moim zdaniem miałeś Biesior szczęście, że trafiłeś na taki wyjątek od reguły. W zdecydowanej większości przypadków instruktorów kursant jest tylko źródłem $$$, które trzeba wydoić do cna i wziąć następnego. Niestety tylko raz spotkałem gościa, który był w stanie bezinteresowanie i z zaangażowaniem komuś pomóc. Inni są mili do puki widzą kasę a potem jeżeli już to widać, że robią wszystko tak od niechcenia.
Problemem bowiem jest to, że polscy instruktorzy paralotniowi są fatalnymi menadżerami i ludźmi biznesu. Nie wiedzą jak budować relację z klientem, jak dbać o dobry PR etc. Gdy sam miałem przyjemności, bądź raczej nieprzyjemności robić z nimi interesy to aż włos się jeżył na głowie na same wspomnienia.
Kolejnym problemem jest po prostu brak umiejętności latania. Przepraszam ale ilu instruktorów jest aktualnie czynnymi pilotami? Ilu z nich było by w stanie utrzymać się kilka godzin w termice i zrobić jakiś przelot? Ilu z nich było by w stanie przeprowadzić trening SIV? Śmiem twierdzić, że jednak bardzo niewielu. Elspeedo ma to wszystko i oferuję to w standardzie. Oczywiście można im zarzucać, że wrzucanie świeżych pilotów w termice, czy robienie klap jest złe. Ale po co stwarzać pozory? Czy latanie swobodne polega na robieniu zlotów? Przecież kursanci prędzej czy później, nawet niechcący dadzą się porwać jakiemuś kominowi i lepiej żeby pod okiem instruktora dowiedzieli się co to jest, jak działa i jak to się wykorzystuje. Większe jest też prawdopodobieństwo tego, że taki człowiek zacznie latać. Wkręcenie się kilka stów ponad start na Javorovym Vrchu w 5 dniu latania daje niesamowitego kopa adrenalinowego. Miejsce jest bardzo ładne (wg. mnie jedno z lepszych deklasujace nawet Skrzyczne i Żar) i chcę się tam wracać i latać.
Kolejne szczęście miałeś Biesior w momencie, kiedy trafiłeś na ludzi, którzy chcieli Ci pomóc. Ja nie miałem takiego luksusu i okazało się, że ludzie, którzy z pozoru wydali się być przyjaźni wbili sztylet przy pierwszym potknięciu. Niestety taki sport, tacy ludzie. Potem uznałem, że wolę dojść do wszystkiego sam, bez ich pomocy.
Zbyszek Gotkiewicz pisze:Zrezygnowano z trzeciego etapu w sytuacji gdy stworzono państwowe uprawnienia na paralotnie, a takie samo uprawnienie można było zdobyć w Czechach taniej łatwiej szybciej.
I jak już napisałem wyżej lepiej. Kursant, który liznął już temat np. termiki ma lepszy start do samodzielnego latania i ma przede wszystkim większą motywację. Pisałem wielokrotnie, że pieniądze robi się na długofalowej relacji biznesowej z klientem. I nie chodzi tutaj o wciśnięcie na siłę sprzętu. Dobry instruktor tak poprowadzi szkolenie i tak do siebie przekona kursanta, że ten będzie sam wracał.
Zbyszek Gotkiewicz pisze: Okazało się że większość pilotów traktuje szkolenie jako kurs do uprawnień a nie do nauki latania.
Powiedział bym, że większość traktuje szkolenie jako jednorazową przygodę. Część rezygnuje bo się boi, część rezygnuje bo po prostu ich to nie pociąga wystarczająco mocno. Niektórych nie stać na zakup sprzętu a po dwóch, trzech latach dochodzą do błędnego koła: nie kupie sprzętu bo już nie będę potrafił latać, nie pójdę do instruktora bo wtedy braknie mi na sprzęt itp.
Zbyszek Gotkiewicz pisze:Najbardziej zainteresowani, czyli stowarzyszenie instruktorów nie zrobili nic żeby wyjaśnić pilotom jaka jest różnica pomiędzy uzyskaniem uprawnienia a nauką latania. Wręcz przeciwnie. W dużym stopniu wyspecjalizowali swoje szkoły w prowadzeniu kursów do uprawnień w czym znakomicie pomaga im sposób egzaminowania absolwentów takich kursów.
SILP sam o sobie mówi jako o związku zawodowym instruktorów. Nie należy oczekiwać aby zadbali oni z należytą jakością o kursantów pomimo tego, że w sumie sami stworzyli program szkolenia i sami go potem kastrowali. Pieniądze jednak wzięły górę i takie to tłumaczenie słyszałem od jednego z instruktorów i członków SILPu zarazem. Jak zwykle to bywa ekonomia bierze górę.