Jurek nie ruszał się z Borska. A mimo to poznałam go na klifie w Chłapowie - gdy ten jeden raz dał się namówić na wyjazd, żeby zobaczyć co "ci narwańcy" robią poza jego domem.
Jurek umiał znaleźć język z każdym. Jeśli nie - nie zawracał sobie ani tej drugiej osobie już więcej czasu.
Ja i on znaleźliśmy porozumienie natychmiast - tuż po podaniu sobie pierwszy raz dłoni na powitanie i po przedstawieniu się sobie...
Miał w sobie taką siłę, że holując się pierwszy raz w życiu człowiek czuł się spokojny - był w dobrych rękach. Jurek czuł powietrze i rozumiał je przez wskazówkę manometru.
Od 2013 roku zaczał chorować. Ale holował nieprzerwanie niemal do końca. Zmarł 26 lutego 2014 roku.
Mimo upływu czasu - za każdym razem gdy wzbijam się wyżej, patrząc na Jezioro Wdzydze, zastanawiam się czy przypadkiem to nie Twój głos powie znów do mnie "Kasia, masz koniec holu"... "Dziękuję za hol, Jurku - lina poszła"...
Dziękuję, że dane było mi cię poznać. I za to, że stałeś się - choć przez zbyt krótki czas - Przyjacielem...