Andrzejt pisze:Ciekawe czy by coś takiego robił jak by był 20-30 metrów nad ziemią. Chwilami skrzydło się "łamało" w pół. A i wydaje mi się że nie miał jeszcze prędkości, skrzydło dopiero się rozpędzało a on już je hamował.
Musial by byc łosiem jak cholera żeby robić to na wysokości 20 metrów.
Facet który lata na takim skrzydle wie ze max 2 metry nad ziemia musi podejść w takich warunkach.
Problem ze zrozumieniem tego jest taki ze większość pilotow toplanding widzi i rozumie jako nasiadowke (nadlatywanie z gory).
A toploading to tez podejście z dołu i lądowanie z wytrzymaniem lub stall point po angielsku.
1. Gdybym miał lądować na tym wzgórzu w silnym wznoszącym wietrze przeleciałbym góra ok 15 metrów i zobaczył czy usiądę jak bym przestrzelił i nie dal rady ( balbym sie przeciągnięcia ) patrz punkt 2
2. Wytracił bym wysokość przed wzgórzem i nadleciał poniżej punktu ładowania.
Żagiel podnosił by mnie do góry a ja bym zmniejszył dystans do wzgórza. W momencie gdy mam nogi pol metra nad ziemia lecąc najwolniej jak mogę staram się uzyskać większe opadanie a najmniejsza prędkość postępowa ( tak zwany stal point po angielsku).
3. Po wylądowaniu bym poskładał skrzydło i w dupie miał trzepiących sterówkami ( pana motylka i koliberka ).
tu macie to na filmie:
Gość wytraca przed gora i podchodzi prawie płasko do ładowania :
Można podobny manewr zrobić z podejściem od dołu i ładować w poprzek wzniesienia ( cross landing po angielsku ).