Prawnie sprawa jest jasna - właściciel ATZ nie zarządza tą przestrzenią, nie jest ona jego własnością, jest przestrzenią klasy G.
ATZ i pilot mają uzgodnić przelot - takie jest stwierdzenie w najnowszej wersji przepisów. Nie uzyskać zgodę - a uzgodnić.
Właściciel ATZ nie może zabronić nikomu korzystania z przestrzeni ATZ. Przypomnę - jest to przestrzeń niekontrolowana, klasy G.
Może natomiast poinformować pilota, co się w ATZ dzieje, i ostrzec go jakie mogą być konsekwencje fizyczne, jeśli nie uzgodnią sensownego planu (np. wpakowanie się w skoczków). Sensem istnienia ATZ jest wzmożenie świadomości sytuacyjnej - zarówno właściciela ATZ (co się dzieje w jego strefie - stąd wymóg uzgodnień), jak i pilotów (wymóg uzgodnienia wymusza na pilocie skontaktowanie się z właścicielem ATZ).
Problem jest trochę wydumany, bo ATZ z zasady mają informować o wzmożonym ruchu w rejonie i jest to swego rodzaju prośba do omijania tej strefy, jeśli ktoś nie ma dużego interesu się w niej znaleźć. Jest to kwestia zdrowego rozsądku a nie samego prawa. Nie naginajmy tego my - nie będzie naginał tego właściciel ATZ.
Przepisy nie zakładają takiej sytuacji, gdzie pilot i właściciel ATZ nie mogą dojść do porozumienia, bo takie sytuacje nie powinny mieć miejsca.
A co do pokazów lotniczych - na takie okazje organizuje się przestrzenie TR/EA (patrz np. Leszno). Nie ma takiej możliwości, aby duże, legalne pokazy lotnicze odbywały się w przestrzeni klasy G - w ATZ.
W zawodach z kolei piloci odpowiadają za lot - jak pogoda komuś nie pozwoliła, albo samolot, albo paralotniarz - każdy zawodnik sam sobie planuje lot i ponosi konsekwencje. Takie są zasady zawodów. Nie zgodzę się tu ze stwierdzeniem, że konkurencja zostanie odwołana - byłem na zawodach i wiem, że na pewno w takim wypadku nie będzie odwołana - to że komuś wleciał inny pilot i go rozproszył to jest tylko i wyłącznie złe planowanie lotu zawodnika lub jego brak umiejętności poradzenia sobie z tą sytuacją. Na takiej samej zasadzie konkurencja nie zostanie odwołana, jeśli części zawodników skończy się komin...
Natomiast jedno jest pewne - jak ktoś wleci sobie w "komin startowy" na zawodach i spowoduje że połowa pilotów będzie musiała z niego uciekać, to żadne prawo nie będzie potrzebne aby go potem znaleźli, ani też żadne prawo nie uchroni go przed konsekwencjami swoich czynów
Logicznym mi się wydaje, że jeżeli nie istniej