Post autor: JakubM » 09 października 2016, 11:32  
			Właśnie skończyłem lekturę książki Zbyszka i przypomniało mi się zdarzenie z wakacji którego wtedy nie miałem jak opisać.
Początek sierpnia, dolne startowisko na północnym stoku w miejscowości Rimetea, Rumunia. 
Budząca się termika + słaby wiatr gadientowy wchodzący pod kątem do doliny. 
Skrzydło: Nemo 2, raczej w średnim stanie.
Splot kilku czynników: 
- Pilot rozpoczyna start kilka metrów niżej niż pozostali.
- W dodatku wybiera nie najszczęśliwszy moment czego efektem jest dość długi rozbieg. 
- Zamiast startować na prawo wzdłuż lasu w kierunku otwartej doliny startuje na skałę kończącą dolinę.
Skutkiem tego po oderwaniu się od ziemi znajduje się w niewielkim kotle za skałą (zamiast nad nią lub z prawej jej strony). Na kilku metrach nad ziemią załamuje się połówka skrzydła, następuje mocne bujnięcie w lewo (ok. 45 stopni) po czym szczęśliwie połówka ponownie się wypełnia i pilot bezpiecznie kontynuuje w tym wypadku już tylko zlot. 
Około godziny później, będąc już  wysoko w powietrzu w tym samym miejscu widzę upadek innego pilota. Tym razem zakończony mniej szczęśliwie - po około 4-6 godzinach (!) pod startowisko podjeżdża karetka, a na samo startowisko wjeżdża samochód terenowy służb ratowniczych.
			
							Właśnie skończyłem lekturę książki Zbyszka i przypomniało mi się zdarzenie z wakacji którego wtedy nie miałem jak opisać.
Początek sierpnia, dolne startowisko na północnym stoku w miejscowości Rimetea, Rumunia. 
Budząca się termika + słaby wiatr gadientowy wchodzący pod kątem do doliny. 
Skrzydło: Nemo 2, raczej w średnim stanie.
Splot kilku czynników: 
- Pilot rozpoczyna start kilka metrów niżej niż pozostali.
- W dodatku wybiera nie najszczęśliwszy moment czego efektem jest dość długi rozbieg. 
- Zamiast startować na prawo wzdłuż lasu w kierunku otwartej doliny startuje na skałę kończącą dolinę.
Skutkiem tego po oderwaniu się od ziemi znajduje się w niewielkim kotle za skałą (zamiast nad nią lub z prawej jej strony). Na kilku metrach nad ziemią załamuje się połówka skrzydła, następuje mocne bujnięcie w lewo (ok. 45 stopni) po czym szczęśliwie połówka ponownie się wypełnia i pilot bezpiecznie kontynuuje w tym wypadku już tylko zlot. 
Około godziny później, będąc już  wysoko w powietrzu w tym samym miejscu widzę upadek innego pilota. Tym razem zakończony mniej szczęśliwie - po około 4-6 godzinach (!) pod startowisko podjeżdża karetka, a na samo startowisko wjeżdża samochód terenowy służb ratowniczych.