Post autor: mar-lot » 16 marca 2022, 23:43
Odpowiedź dla Jaro XS i SP8EBC:
To nie jest tak, że latanie mi się znudziło. Latam od 2005 roku i nie znudziło mi się. Tornado 280 był napędem, o którym jeszcze w 2018 roku nie sądziłem, że go kiedykolwiek będę miał. I nawet jeżeli go wystawiłem, to prawdą jest, że nawet teraz się waham czy go sprzedawać, bo patrząc tak typowo po ludzku żal mi go sprzedawać, bo sprzęt jest naprawdę dobry. Ale nie o to chodzi. Uważam, że zwroty typu, że „gdyby cię żona kochała, to coś tam”, albo że jest to typowa zależność feudalna, czy też „sk…yństwo” lub małżeństwo to typowy kontrakt finansowy jest po pierwsze: głębokim nieporozumieniem , a po drugie nie rozumieniem, czym jest miłość w małżeństwie. W mojej ocenie, osoby tak faktycznie myślące być może nie są szczęśliwe. Albo co najmniej są rozgoryczone.
Jeśli więc mowa o żonie, to jeśli chodzi o moją, to ona nigdy mi nie powiedziała: „ty nie masz latać”, lub „ty nie możesz latać”. Raczej mówi: „Jeżeli koniecznie musisz iść latać, no to idź”. Żona mówi, że jest to sport ekstremalny, niebezpieczny. I że niejeden nie wrócił z latania. Lub żyje, ale jest kaleką na całe życie. Ja latać się nie boję i nigdy nie bałem. Pomimo tego, że 12 lat temu zginął mój brat w związku z pasją – motolotniarstwem. Oczywiście można wpaść pod auto lub zginąć od cegły w głowę, lecz według żony różnica polega na tym, że pasja paralotniarstwa jest rzeczą dobrowolną(jest na nasze życzenie), a nie przymusową i nikt nie może być w stu procentach pewny, że akurat jemu na pewno nic się nie przytrafi. Być może nie i oby nie.
Żona jest przeciwna mojemu lataniu, ale mi go nie zabrania. Ja zawsze mam podstawiony ciepły posiłek. Dom jest zadbany, dzieci ubrane i nie chodzą głodne. Nawet kanapki żona mi do pracy robi, choć sama ma wymiar pracy dwukrotnie większy niż mój, i jej praca w szpitalu jest o wiele cięższa i dłuższa niż moja praca. To są niby drobne rzeczy, które jednak trzeba umieć w życiu docenić, a nie na zasadzie: „No bo mi się należy”. I to jest jeszcze mały procent tego, co napisałem o żonie, która nie poprzestaje na tym co konieczne, lecz daje od siebie o wiele więcej niż musi. I przy pracy z pacjentami w szpitalu i w domu. Zawsze w życiu i w zachorowaniu mogłem i mogę na nią liczyć. Czy miałem pracę, czy nie, i tak dalej. I na tym polega miłość: na konkretnych działaniach, a nie na uczuciach czy nawet wzniosłych emocjach. Takie osoby dziś są rzadkością. A co ja daję od siebie? Może się okazać, że to ja jestem egoistą – skupionym tylko na swojej pasji.
I dlatego zastanawiam się, czy korona mi z głowy spadnie, jeśli pasję paralotniarstwa zamienię na inną – żeby żony nie narażać na np. nerwobóle i gniecenie w mostku ze stresu gdy ja latam – na pasję pożyteczną dla rodziny (córka ma świeżo zdiagnozowany lekki autyzm, a syn lekki stopień niepełnosprawności – poszerzamy dla nich terapię).
Nie chciałem się tyle rozpisywać, bo to faktycznie jest dział Giełda-sprzedam. I słusznie. Odpowiedziałem tylko kolegom i z mojej strony tyle.
Jeśli ktoś kupi Tornado, to po prostu kupi i tyle. Jeśli nie kupi, to nie – i już.
Marek
Odpowiedź dla Jaro XS i SP8EBC:
To nie jest tak, że latanie mi się znudziło. Latam od 2005 roku i nie znudziło mi się. Tornado 280 był napędem, o którym jeszcze w 2018 roku nie sądziłem, że go kiedykolwiek będę miał. I nawet jeżeli go wystawiłem, to prawdą jest, że nawet teraz się waham czy go sprzedawać, bo patrząc tak typowo po ludzku żal mi go sprzedawać, bo sprzęt jest naprawdę dobry. Ale nie o to chodzi. Uważam, że zwroty typu, że „gdyby cię żona kochała, to coś tam”, albo że jest to typowa zależność feudalna, czy też „sk…yństwo” lub małżeństwo to typowy kontrakt finansowy jest po pierwsze: głębokim nieporozumieniem , a po drugie nie rozumieniem, czym jest miłość w małżeństwie. W mojej ocenie, osoby tak faktycznie myślące być może nie są szczęśliwe. Albo co najmniej są rozgoryczone.
Jeśli więc mowa o żonie, to jeśli chodzi o moją, to ona nigdy mi nie powiedziała: „ty nie masz latać”, lub „ty nie możesz latać”. Raczej mówi: „Jeżeli koniecznie musisz iść latać, no to idź”. Żona mówi, że jest to sport ekstremalny, niebezpieczny. I że niejeden nie wrócił z latania. Lub żyje, ale jest kaleką na całe życie. Ja latać się nie boję i nigdy nie bałem. Pomimo tego, że 12 lat temu zginął mój brat w związku z pasją – motolotniarstwem. Oczywiście można wpaść pod auto lub zginąć od cegły w głowę, lecz według żony różnica polega na tym, że pasja paralotniarstwa jest rzeczą dobrowolną(jest na nasze życzenie), a nie przymusową i nikt nie może być w stu procentach pewny, że akurat jemu na pewno nic się nie przytrafi. Być może nie i oby nie.
Żona jest przeciwna mojemu lataniu, ale mi go nie zabrania. Ja zawsze mam podstawiony ciepły posiłek. Dom jest zadbany, dzieci ubrane i nie chodzą głodne. Nawet kanapki żona mi do pracy robi, choć sama ma wymiar pracy dwukrotnie większy niż mój, i jej praca w szpitalu jest o wiele cięższa i dłuższa niż moja praca. To są niby drobne rzeczy, które jednak trzeba umieć w życiu docenić, a nie na zasadzie: „No bo mi się należy”. I to jest jeszcze mały procent tego, co napisałem o żonie, która nie poprzestaje na tym co konieczne, lecz daje od siebie o wiele więcej niż musi. I przy pracy z pacjentami w szpitalu i w domu. Zawsze w życiu i w zachorowaniu mogłem i mogę na nią liczyć. Czy miałem pracę, czy nie, i tak dalej. I na tym polega miłość: na konkretnych działaniach, a nie na uczuciach czy nawet wzniosłych emocjach. Takie osoby dziś są rzadkością. A co ja daję od siebie? Może się okazać, że to ja jestem egoistą – skupionym tylko na swojej pasji.
I dlatego zastanawiam się, czy korona mi z głowy spadnie, jeśli pasję paralotniarstwa zamienię na inną – żeby żony nie narażać na np. nerwobóle i gniecenie w mostku ze stresu gdy ja latam – na pasję pożyteczną dla rodziny (córka ma świeżo zdiagnozowany lekki autyzm, a syn lekki stopień niepełnosprawności – poszerzamy dla nich terapię).
Nie chciałem się tyle rozpisywać, bo to faktycznie jest dział Giełda-sprzedam. I słusznie. Odpowiedziałem tylko kolegom i z mojej strony tyle.
Jeśli ktoś kupi Tornado, to po prostu kupi i tyle. Jeśli nie kupi, to nie – i już.
Marek