Post autor: JakubM » 17 lipca 2017, 09:00
Relacji c.d.
Dzień 3.
Od rana wieje, przez cały dzień zapowiadają deszcze i burze. Pakujemy obozowisko i ruszamy do Austrii. Jedziemy w okolice Greinferburga.
Odwiedzamy dwa kempingi nad jeziorem Weisensee i kemping pilotów w Greinfernurgu. Ostatecznie wybieramy kepming Muler nad jeziorem ze względu na bezpośrednie dojście do jeziora i ładniejsze widoki. (Pilotom bez ogonów polecam zdecykowanie kemping w Greinferburgu). Oznacza to, że codziennie będę 20min dojeżdżał.
W ostatniej chwili udaje się rozbić namiot. Później już tylko leje i leje. Namiot trochę przecieka, a kemping zamienia się w sadzawkę.
Dzień 4.
Po dwóch dniach przerwy w lataniu nie mam problemu z wyjazdem na latanie. Na parkingu skąd odjeżdża busik jestem o 8:30. Cała dolina ciągle zawalona chmurami. Inwersja. Poza mną jest jeszcze jeden pilot. O 9:00 busik zabiera nas na start. Po drodze przebijamy się przez gęstą wartswę chmur.
Mój towarzysz lubiący wspinaczkę nie mniej niż latanie proponuje wejście na szczyt Naßfeldriegel. Ponieważ latać i tak póki co się nie da, ruszam za nim. Po 1.5h wspinaczce w pięknych okolicznościach przyrody jestem na szczycie. Mamy 500m przewyższenia nad innymi pilotami, co tego dnia uratuje mój dzień.
Jakieś pół godziny później dolina przeciera się i startujemy. Podczas startu urywam sterówkę, co trochę mój start opóźnia, za to będę miał trochę lepsze warunki. Po starcie chwila na żaglu nad szczytem, potem spadam niżej, ciągle nad górnym oficjalnym startowiskiem gdzie rzeźbię w parterze, aż mi się nudzi i postanawiam szukać szczęścia gdzie indziej. Niestety kiedy opadam chwilę poniżej w powietrzu zupełnie nic się nie dzieje. Powtórka z pierwszego dnia - pozostaje tylko relaksujący zlot na lądowisko. 40min latania za 1.5h wspinania.
Dzień 5. Dzień błędów.
W prognozie wiatr północny (pasmo ma wystawkę południową) więc mam obawy czy da się latać. Miejscowi twierdzą, że a) prgonozy w tych dniach się nie sprawdzają, b) problemu nie będzie o ile się nie rozwieje. Wyjeżdżam z innymi na górę pierwszym busem o 9:00. Tym razem bus jest pełny. I zaczynam "po swojemu" psuć dzień. Zamiast jak inni przygotować się do startu na dolnym startowisku wyłażę na górne z wystawką zachodnią. Gdy docieram ciągle wieje przyjemny wiaterek z zachodu - czekam na lepszy warun. Widzę pierwsze, wczesne, starty poniżej które kończą się zlotami. Chwilę później kolejni już zabierają się do góry. Zanim jednak przygotuję się do startu wiatr skręca na wschodni. Nie chce mi się pakować i przenosić wyżej więc czekam kolejne 20min na jakiś bąbel który pomoże mi opalić. W końcu coś przychodzi, ale momentalnie tracę całą wychodzoną wysokość - chwilę później jestem tuż nad dolnym startem. Tymczasem wschodni wiatr ciągle się wzmaga, coraz trudniej nisko coś wykręcić. Po 20min. od startu jestem razem z większością pilotów na lądowisku :/ Większość kończy ten dzień.
Powoli pakuję się, kręcę się w kółko, a gdy postanawiam wracać na kemping spotykam ekipę Arka P. Planują wyjazd na górę, widzę też innych pilotów zbierających się na parkingu. Arek jedzie przodem sprawdzić co się dzieje, a pół godziny później ruszam busem za nim.
Na starcie to co pół godziny wcześniej wyglądało dobrze już dobrze nie wygląda. Odchyłka ze wschodu coraz mocniejsza.
Zamiast wejść wyżej na wyższy start ze wschodnią wystawką startuję tutaj na siłę. I momentalnie topię. Wiatr nie pozwala przebić się na zbocze. Wiatr nie pozwala na dolot do lądowiska. Zaczyna się rzeźba. Piloci Arka lądują daleko w polu. Mnie od czasu do czasu coś podbija i ostatecznie ląduję tylko 300m przed pasem.
Gdybym tego dnia, odwrotnie, pierszy start odpalił z "dołu" a drugi z "góry" ten dzień mógłby być całkiem przyjemny.
Zakończenie i podsumowanie.
Kolejne dni to deszcze i mocne wiatry. Koniec latania na tym wyjeździe.
W Greifenburgu jestem zakochany i chętnie wrócę choćby na przedłużony weekend pod dobrą prognozę. Mówią, że w dobrych warunkach można łatwo tu latać przeloty po 20-30km na wschód i zachód wzdłuż doliny (w każdą stronę). Trójkąt 100km ponoć też nie jest wyczynem. A jak ktoś lubi łażenie po górach lub moczenie się w wodzie to jest tu też co robić w nielotnie dni.
Słowenia była cieplejsza i oferowała więcej atrakcji nielotniczych. Niestety wszędzie trzeba dojeżdżać, a i miejsce do latania jest chyba dość ograniczone.
Relacji c.d.
Dzień 3.
Od rana wieje, przez cały dzień zapowiadają deszcze i burze. Pakujemy obozowisko i ruszamy do Austrii. Jedziemy w okolice Greinferburga.
Odwiedzamy dwa kempingi nad jeziorem Weisensee i kemping pilotów w Greinfernurgu. Ostatecznie wybieramy kepming Muler nad jeziorem ze względu na bezpośrednie dojście do jeziora i ładniejsze widoki. (Pilotom bez ogonów polecam zdecykowanie kemping w Greinferburgu). Oznacza to, że codziennie będę 20min dojeżdżał.
W ostatniej chwili udaje się rozbić namiot. Później już tylko leje i leje. Namiot trochę przecieka, a kemping zamienia się w sadzawkę.
Dzień 4.
Po dwóch dniach przerwy w lataniu nie mam problemu z wyjazdem na latanie. Na parkingu skąd odjeżdża busik jestem o 8:30. Cała dolina ciągle zawalona chmurami. Inwersja. Poza mną jest jeszcze jeden pilot. O 9:00 busik zabiera nas na start. Po drodze przebijamy się przez gęstą wartswę chmur.
Mój towarzysz lubiący wspinaczkę nie mniej niż latanie proponuje wejście na szczyt Naßfeldriegel. Ponieważ latać i tak póki co się nie da, ruszam za nim. Po 1.5h wspinaczce w pięknych okolicznościach przyrody jestem na szczycie. Mamy 500m przewyższenia nad innymi pilotami, co tego dnia uratuje mój dzień.
Jakieś pół godziny później dolina przeciera się i startujemy. Podczas startu urywam sterówkę, co trochę mój start opóźnia, za to będę miał trochę lepsze warunki. Po starcie chwila na żaglu nad szczytem, potem spadam niżej, ciągle nad górnym oficjalnym startowiskiem gdzie rzeźbię w parterze, aż mi się nudzi i postanawiam szukać szczęścia gdzie indziej. Niestety kiedy opadam chwilę poniżej w powietrzu zupełnie nic się nie dzieje. Powtórka z pierwszego dnia - pozostaje tylko relaksujący zlot na lądowisko. 40min latania za 1.5h wspinania.
Dzień 5. Dzień błędów.
W prognozie wiatr północny (pasmo ma wystawkę południową) więc mam obawy czy da się latać. Miejscowi twierdzą, że a) prgonozy w tych dniach się nie sprawdzają, b) problemu nie będzie o ile się nie rozwieje. Wyjeżdżam z innymi na górę pierwszym busem o 9:00. Tym razem bus jest pełny. I zaczynam "po swojemu" psuć dzień. Zamiast jak inni przygotować się do startu na dolnym startowisku wyłażę na górne z wystawką zachodnią. Gdy docieram ciągle wieje przyjemny wiaterek z zachodu - czekam na lepszy warun. Widzę pierwsze, wczesne, starty poniżej które kończą się zlotami. Chwilę później kolejni już zabierają się do góry. Zanim jednak przygotuję się do startu wiatr skręca na wschodni. Nie chce mi się pakować i przenosić wyżej więc czekam kolejne 20min na jakiś bąbel który pomoże mi opalić. W końcu coś przychodzi, ale momentalnie tracę całą wychodzoną wysokość - chwilę później jestem tuż nad dolnym startem. Tymczasem wschodni wiatr ciągle się wzmaga, coraz trudniej nisko coś wykręcić. Po 20min. od startu jestem razem z większością pilotów na lądowisku :/ Większość kończy ten dzień.
Powoli pakuję się, kręcę się w kółko, a gdy postanawiam wracać na kemping spotykam ekipę Arka P. Planują wyjazd na górę, widzę też innych pilotów zbierających się na parkingu. Arek jedzie przodem sprawdzić co się dzieje, a pół godziny później ruszam busem za nim.
Na starcie to co pół godziny wcześniej wyglądało dobrze już dobrze nie wygląda. Odchyłka ze wschodu coraz mocniejsza.
Zamiast wejść wyżej na wyższy start ze wschodnią wystawką startuję tutaj na siłę. I momentalnie topię. Wiatr nie pozwala przebić się na zbocze. Wiatr nie pozwala na dolot do lądowiska. Zaczyna się rzeźba. Piloci Arka lądują daleko w polu. Mnie od czasu do czasu coś podbija i ostatecznie ląduję tylko 300m przed pasem.
Gdybym tego dnia, odwrotnie, pierszy start odpalił z "dołu" a drugi z "góry" ten dzień mógłby być całkiem przyjemny.
Zakończenie i podsumowanie.
Kolejne dni to deszcze i mocne wiatry. Koniec latania na tym wyjeździe.
W Greifenburgu jestem zakochany i chętnie wrócę choćby na przedłużony weekend pod dobrą prognozę. Mówią, że w dobrych warunkach można łatwo tu latać przeloty po 20-30km na wschód i zachód wzdłuż doliny (w każdą stronę). Trójkąt 100km ponoć też nie jest wyczynem. A jak ktoś lubi łażenie po górach lub moczenie się w wodzie to jest tu też co robić w nielotnie dni.
Słowenia była cieplejsza i oferowała więcej atrakcji nielotniczych. Niestety wszędzie trzeba dojeżdżać, a i miejsce do latania jest chyba dość ograniczone.