Droga do Bassano
-
- Posty: 1016
- Rejestracja: 03 stycznia 2016, 22:31
- Reputation: 193
- Lokalizacja: Jasło/Warszawa
- Latam: Tylko Swobodnie
- Doświadczenie: Świeżak po Kursie
Droga do Bassano
W ramach tzw. "obowiązków rodzinnych" mam w lipcu zabrać kobietę na tygodniowy wyjazd wakacyjny. Na moje szczęści uzyskałem zgodę, na to by wyjazd nie był stracony lotniczo. Kombinuję więc wycieczkę w kierunku Bassano z turystyczno-paralotniowymi postojami po drodze. Będę wdzięczny za pomysły gdzie po drodze warto się zatrzymać (czy to miejsca do latania czy do zwiedzania). Na początek mam taką listę:
Słowacja:
- Lendak
Słowenia:
- jaskinia Postojna
- Tolmin
- Lijak
Austria:
- Wiedeń
Włochy:
- Bassano
- Wenecja
Na kobietę jako kierowcę nie bardzo mogę liczyć (no najwyżej na podwózki na startowisko i zwózki z lądowisk) więc w praktycę w trasie zostaję sam jako kierowca co też ogranicza mój dzienny przebieg jazdy samochodem.
A może ktoś już ćwiczył taki wyjazd i może podzielić się swoim planem i wrażeniami?
Słowacja:
- Lendak
Słowenia:
- jaskinia Postojna
- Tolmin
- Lijak
Austria:
- Wiedeń
Włochy:
- Bassano
- Wenecja
Na kobietę jako kierowcę nie bardzo mogę liczyć (no najwyżej na podwózki na startowisko i zwózki z lądowisk) więc w praktycę w trasie zostaję sam jako kierowca co też ogranicza mój dzienny przebieg jazdy samochodem.
A może ktoś już ćwiczył taki wyjazd i może podzielić się swoim planem i wrażeniami?
-
- Posty: 501
- Rejestracja: 09 września 2016, 16:53
- Reputation: 362
- Latam: Tylko Swobodnie
- Doświadczenie: Średnio Zaawansowany
Re: Droga do Bassano
[quote="A może ktoś już ćwiczył taki wyjazd i może podzielić się swoim planem i wrażeniami?[/quote]
Chętnie przeczytam o Twoich wrażeniach po tym wyjeździe. Zabieranie "żony" i glajta, to jak zabieranie żony i kochanki do tego samego miejsca. Życiem glajciarza rządzi pogoda, a życiem kobiety, zwłaszcza na wakacjach - nastroje i emocje. I jeszcze na wszystko jeden tydzień. Powodzenia.
Pozdr.
B
Chętnie przeczytam o Twoich wrażeniach po tym wyjeździe. Zabieranie "żony" i glajta, to jak zabieranie żony i kochanki do tego samego miejsca. Życiem glajciarza rządzi pogoda, a życiem kobiety, zwłaszcza na wakacjach - nastroje i emocje. I jeszcze na wszystko jeden tydzień. Powodzenia.
Pozdr.
B
-
- Posty: 1016
- Rejestracja: 03 stycznia 2016, 22:31
- Reputation: 193
- Lokalizacja: Jasło/Warszawa
- Latam: Tylko Swobodnie
- Doświadczenie: Świeżak po Kursie
Re: Droga do Bassano
Bumat pisze:Chętnie przeczytam o Twoich wrażeniach po tym wyjeździe. Zabieranie "żony" i glajta, to jak zabieranie żony i kochanki do tego samego miejsca. Życiem glajciarza rządzi pogoda, a życiem kobiety, zwłaszcza na wakacjach - nastroje i emocje. I jeszcze na wszystko jeden tydzień. Powodzenia.
Nie można tego było lepiej ująć! Ale mając jako alternatywę zwiedzanie przez tydzień jakiś gorących miejsc południa zaryzykuję kilka godzin humorów za parę godzin w powietrzu - tam mi przecie nikt nie będzie marudził !
- micro
- Posty: 915
- Rejestracja: 30 grudnia 2015, 17:23
- Reputation: 7
- Lokalizacja: Poznań
- Latam: Tylko Swobodnie
- Doświadczenie: Świeżak po Kursie
- Kontakt:
Re: Droga do Bassano
JakubM pisze:Bumat pisze:Chętnie przeczytam o Twoich wrażeniach po tym wyjeździe. Zabieranie "żony" i glajta, to jak zabieranie żony i kochanki do tego samego miejsca. Życiem glajciarza rządzi pogoda, a życiem kobiety, zwłaszcza na wakacjach - nastroje i emocje. I jeszcze na wszystko jeden tydzień. Powodzenia.
Nie można tego było lepiej ująć! Ale mając jako alternatywę zwiedzanie przez tydzień jakiś gorących miejsc południa zaryzykuję kilka godzin humorów za parę godzin w powietrzu - tam mi przecie nikt nie będzie marudził !
Rozumiem, że telefonu w powietrze nie zabierasz .
Roman Michalak
-
- Posty: 1016
- Rejestracja: 03 stycznia 2016, 22:31
- Reputation: 193
- Lokalizacja: Jasło/Warszawa
- Latam: Tylko Swobodnie
- Doświadczenie: Świeżak po Kursie
Re: Droga do Bassano
micro pisze:Rozumiem, że telefonu w powietrze nie zabierasz .
Zabieram obowiązkowo, ale używam tylko po wylądowaniu
- randolph
- Posty: 132
- Rejestracja: 30 grudnia 2015, 16:18
- Reputation: 11
- Latam: Swobodnie i z Napędem
- Doświadczenie: Średnio Zaawansowany
Re: Droga do Bassano
@Bumat
święte słowa.
Na Teneryfie tak polatałem /sic!/, że nawet już nie zabierałem glajta ostatnie dwa dni do auta. A ostatni dzień spędziliśmy w Water Parku i od 9.00 z leżaka przez trzy godziny patrzyłem jak odpalają z Taucho Ale jednak: never give up
święte słowa.
Na Teneryfie tak polatałem /sic!/, że nawet już nie zabierałem glajta ostatnie dwa dni do auta. A ostatni dzień spędziliśmy w Water Parku i od 9.00 z leżaka przez trzy godziny patrzyłem jak odpalają z Taucho Ale jednak: never give up
-
- Posty: 1016
- Rejestracja: 03 stycznia 2016, 22:31
- Reputation: 193
- Lokalizacja: Jasło/Warszawa
- Latam: Tylko Swobodnie
- Doświadczenie: Świeżak po Kursie
Re: Droga do Bassano
Coś mało merytorycznie w tym wątku się zrobiło Tymczasem zbierając informacje z innych wątków zebrałem taką listę:
Słowacja:
- Lendak
Austria:
- Wiedeń
- Graifenburg
Słowenia:
- Gemona
- jaskinia Postojna
- Tolmin (http://www.kobala.si/en/take-offs)
- Lijak
- jezioro Bohinj
Włochy:
- Belluno (https://goo.gl/maps/DLYaasNcPNv)
- Feltre
- Bassano (https://flycard.vivereilgrappa.it/en/)
- Wenecja
Z praktycznego punktu widzenia nie bardzo widzę możliwość odwiedzenia każdego z tych miejsc - bardziej chodzi o możliwość wyboru miejsc po drodze. Nie jestem też na 100% zdecydowany na dojazd do Bassano - nie mam nic przeciwko jeśli utknę po drodze - np. w Austrii. I tu ponawiam bardziej konretną prośbę: wskażcie proszę jakieś fajne kempingi (najlepiej nad wodą lub w okolicy) z okolicznymi górkami gdzie warto się w Austrii zatrzymać. A może ktoś będzie na miejscu w terminie 7-16 lipca?
Dodatkowe pytania dotyczy ubezpieczenia w trakcie latania w Austrii, głównie do posiadaczy ubezpieczeń PSP - latacie na naszym, kupujecie podwójne OC czy jeszcze inaczej?
Słowacja:
- Lendak
Austria:
- Wiedeń
- Graifenburg
Słowenia:
- Gemona
- jaskinia Postojna
- Tolmin (http://www.kobala.si/en/take-offs)
- Lijak
- jezioro Bohinj
Włochy:
- Belluno (https://goo.gl/maps/DLYaasNcPNv)
- Feltre
- Bassano (https://flycard.vivereilgrappa.it/en/)
- Wenecja
Z praktycznego punktu widzenia nie bardzo widzę możliwość odwiedzenia każdego z tych miejsc - bardziej chodzi o możliwość wyboru miejsc po drodze. Nie jestem też na 100% zdecydowany na dojazd do Bassano - nie mam nic przeciwko jeśli utknę po drodze - np. w Austrii. I tu ponawiam bardziej konretną prośbę: wskażcie proszę jakieś fajne kempingi (najlepiej nad wodą lub w okolicy) z okolicznymi górkami gdzie warto się w Austrii zatrzymać. A może ktoś będzie na miejscu w terminie 7-16 lipca?
Dodatkowe pytania dotyczy ubezpieczenia w trakcie latania w Austrii, głównie do posiadaczy ubezpieczeń PSP - latacie na naszym, kupujecie podwójne OC czy jeszcze inaczej?
- der
- Posty: 1878
- Rejestracja: 19 stycznia 2016, 10:02
- Reputation: 719
- Lokalizacja: EPOM
- Latam: Swobodnie i z Napędem
- Doświadczenie: Średnio Zaawansowany
Re: Droga do Bassano
Nie miejsce, a pogoda rozda karty gry twojego wyjazdu. Za miejscówką rozglądaj się najwcześniej na tydzień przed planowanym wyjazdem. Booking czy inny korpotwór będzie twym przyjacielem.
Jeśli myślisz o Bohinju, Greifenburgu czy Tolminie to i tak zbyt duże wyprzedzenie, zakładając, że chcesz tam spędzić dzień czy dwa a nie cały tydzień polując na lotne dni.
Chcąc wakacyjnie "zaspokoić" babę, to odpuść sobie wszelakie kempingi i znajdź jakiś hotel/gasthaus najlepiej z tarasem i basenem albo bliską plażą jakiegoś jeziora. Nie daleko od centrum jakiejś cywilizacji.
A najlepszą rozrywką dla baby jest inna baba.
Der, co to za tydzień wybiera się na południowy trip, a jego baby już wychodzą mu uszami.
Jeśli myślisz o Bohinju, Greifenburgu czy Tolminie to i tak zbyt duże wyprzedzenie, zakładając, że chcesz tam spędzić dzień czy dwa a nie cały tydzień polując na lotne dni.
Chcąc wakacyjnie "zaspokoić" babę, to odpuść sobie wszelakie kempingi i znajdź jakiś hotel/gasthaus najlepiej z tarasem i basenem albo bliską plażą jakiegoś jeziora. Nie daleko od centrum jakiejś cywilizacji.
A najlepszą rozrywką dla baby jest inna baba.
Der, co to za tydzień wybiera się na południowy trip, a jego baby już wychodzą mu uszami.
-
- Posty: 1016
- Rejestracja: 03 stycznia 2016, 22:31
- Reputation: 193
- Lokalizacja: Jasło/Warszawa
- Latam: Tylko Swobodnie
- Doświadczenie: Świeżak po Kursie
Re: Droga do Bassano
der pisze:Nie miejsce, a pogoda rozda karty gry twojego wyjazdu. Za miejscówką rozglądaj się najwcześniej na tydzień przed planowanym wyjazdem. Booking czy inny korpotwór będzie twym przyjacielem.
[...]
Chcąc wakacyjnie "zaspokoić" babę, to odpuść sobie wszelakie kempingi i znajdź jakiś hotel/gasthaus najlepiej z tarasem i basenem albo bliską plażą jakiegoś jeziora. Nie daleko od centrum jakiejś cywilizacji.
Konkretną trasę i miejsca chcę dobierać na bieżąco pod pogodę. Ale żeby coś dobierać trzeba mieć z czego wybierać i tego dotyczy ten wątek.
Paraglidingmap traktuję jako ostatnią deskę ratunku, bo jedno startowisko tam zaznaczone nie równe drugiemu, a wolałbym mieć listę sprawdzonych miejsc. Podobnie z noclegami - zamiast szukać w ciemno na booking czy airbnb wolę mieć listę fajnych miejsc z ładnymi widokami i jeziorem / rzeką w okolicy.
- der
- Posty: 1878
- Rejestracja: 19 stycznia 2016, 10:02
- Reputation: 719
- Lokalizacja: EPOM
- Latam: Swobodnie i z Napędem
- Doświadczenie: Średnio Zaawansowany
Re: Droga do Bassano
Możesz mieć listę, ale nic ci ona nie da.
Pogoda jest najważniejsza.
Potem zgodnie z nią wytyczasz trasę i dopiero szukasz dostępnych miejscówek. A z tymi wcale nie jest w sezonie letnim tak łatwo.
Chyba, że wymagania macie niewielkie i namiot wystarczy.
Weź pod uwagę jedna najistotniejszą rzecz. Jeśli masz zamiar jechać sam to właściwie 2 całe dni z tych 7 ci odpadają na siedzenie za kierownicą.
Jeśli nawet masz zamiar przemieszczać się w nocy, to i tak kolejny dzień masz z bani.
Chyba, że masz zamiar się przemieszczać dalej, to odchodzą ci kolejne.
W takiej sytuacji odpuść sobie wszelki wycieczkowy charakter tej "latanej" wycieczki, bo ani nie pozwiedzasz, ani nie polatasz ani nie wypoczniesz.
Poczekaj na pewne prognozy na 3-4 dni przed. W końcu końcówka wycieczki wypada już nie na 3 ale na prawie 10 dni przed, a to i tak zawsze pogodowa loteria. Wybierz jedno najlepiej zapowiadające się miejsce do latania i szukaj atrakcji do zwiedzania w okolicy.
Jedź na przykład nad Gardę. Jednego dnia pojedziesz sobie na Maddalenę, innego może w drugą stronę na Costalungę, maty albo jeszcze lepiej wycieczkowo na Cimę, a jeszcze innego jeśli umiejętności i warunki pozwolą zlecisz sobie z Monte Baldo, ewentualnie bezpieczniej z Colonei (ale tu nie tylko zlecisz, ale może i polatasz).
Pogoda i turystyka na pozostałe 3dni pewna i na wyciągnięcie ręki.
<edit>
Zapomniałem dodać, że oczywiście pod ręką na popołudnie po lataniu, jeśli lubicie się szwędać po włoskich zabytkach macie pod ręką Weronę a pod Maddaleną Brescię. A po zwiedzaniu mauzoleum na Cimie kobita może sobie zjechać na dół i pójść na basen, w okolicy którego sam możesz sobie po lataniu wylądować i podejść z buta.
Pogoda jest najważniejsza.
Potem zgodnie z nią wytyczasz trasę i dopiero szukasz dostępnych miejscówek. A z tymi wcale nie jest w sezonie letnim tak łatwo.
Chyba, że wymagania macie niewielkie i namiot wystarczy.
Weź pod uwagę jedna najistotniejszą rzecz. Jeśli masz zamiar jechać sam to właściwie 2 całe dni z tych 7 ci odpadają na siedzenie za kierownicą.
Jeśli nawet masz zamiar przemieszczać się w nocy, to i tak kolejny dzień masz z bani.
Chyba, że masz zamiar się przemieszczać dalej, to odchodzą ci kolejne.
W takiej sytuacji odpuść sobie wszelki wycieczkowy charakter tej "latanej" wycieczki, bo ani nie pozwiedzasz, ani nie polatasz ani nie wypoczniesz.
Poczekaj na pewne prognozy na 3-4 dni przed. W końcu końcówka wycieczki wypada już nie na 3 ale na prawie 10 dni przed, a to i tak zawsze pogodowa loteria. Wybierz jedno najlepiej zapowiadające się miejsce do latania i szukaj atrakcji do zwiedzania w okolicy.
Jedź na przykład nad Gardę. Jednego dnia pojedziesz sobie na Maddalenę, innego może w drugą stronę na Costalungę, maty albo jeszcze lepiej wycieczkowo na Cimę, a jeszcze innego jeśli umiejętności i warunki pozwolą zlecisz sobie z Monte Baldo, ewentualnie bezpieczniej z Colonei (ale tu nie tylko zlecisz, ale może i polatasz).
Pogoda i turystyka na pozostałe 3dni pewna i na wyciągnięcie ręki.
<edit>
Zapomniałem dodać, że oczywiście pod ręką na popołudnie po lataniu, jeśli lubicie się szwędać po włoskich zabytkach macie pod ręką Weronę a pod Maddaleną Brescię. A po zwiedzaniu mauzoleum na Cimie kobita może sobie zjechać na dół i pójść na basen, w okolicy którego sam możesz sobie po lataniu wylądować i podejść z buta.
-
- Posty: 1016
- Rejestracja: 03 stycznia 2016, 22:31
- Reputation: 193
- Lokalizacja: Jasło/Warszawa
- Latam: Tylko Swobodnie
- Doświadczenie: Świeżak po Kursie
Re: Droga do Bassano
Dzięki der za ten wpis. Dzięki niemu dojrzewam do bardziej stacjonarnego wyjazdu w jedno dobre miejsce z opcją wypadów zamiast co kilka dni grzać po kilkaset kilometrów.
Drugi raz, nie mniejsze podziękowania składam za opis opcji z Gardą - dokładnie takich wskazówek szukam. Super byłoby gdyby ktoś podał podobne propozycje w Austrii lub Słowenii.
Na razie Gardę odkładam jako opcję B, z kilku powodów:
1) Nad Gardą już byłem i bardzo mi się podobało, ale choć tam nie latałem to wolałbym poznać zupełnie nowe miejsce.
2) Moja kobita jest po kontuzji kolan, a ja jak sobie pomyślę, że miałbym siedzieć nad Gardą i nie pójść na ferraty czy canyoning to mnie już od samego myślenia boli.
Generalnie, z powodu towarzystwa, moje nastawienie na wyjazd jest bardziej turystyczne niż lotnicze. Kobita nie ma preferencji ani co do miejsca ani co do aktywności na miejscu - chyba chodzi o to, żeby pobyć razem z dala od domu. A ja próbuję to wykorzystać żeby kilka godzin w powietrzu wyrwać (przynajmniej tyle ile bym wyrwał zostając w domu ).
Drugi raz, nie mniejsze podziękowania składam za opis opcji z Gardą - dokładnie takich wskazówek szukam. Super byłoby gdyby ktoś podał podobne propozycje w Austrii lub Słowenii.
Na razie Gardę odkładam jako opcję B, z kilku powodów:
1) Nad Gardą już byłem i bardzo mi się podobało, ale choć tam nie latałem to wolałbym poznać zupełnie nowe miejsce.
2) Moja kobita jest po kontuzji kolan, a ja jak sobie pomyślę, że miałbym siedzieć nad Gardą i nie pójść na ferraty czy canyoning to mnie już od samego myślenia boli.
Generalnie, z powodu towarzystwa, moje nastawienie na wyjazd jest bardziej turystyczne niż lotnicze. Kobita nie ma preferencji ani co do miejsca ani co do aktywności na miejscu - chyba chodzi o to, żeby pobyć razem z dala od domu. A ja próbuję to wykorzystać żeby kilka godzin w powietrzu wyrwać (przynajmniej tyle ile bym wyrwał zostając w domu ).
- der
- Posty: 1878
- Rejestracja: 19 stycznia 2016, 10:02
- Reputation: 719
- Lokalizacja: EPOM
- Latam: Swobodnie i z Napędem
- Doświadczenie: Średnio Zaawansowany
Re: Droga do Bassano
JakubM pisze:2) Moja kobita jest po kontuzji kolan, a ja jak sobie pomyślę, że miałbym siedzieć nad Gardą i nie pójść na ferraty czy canyoning to mnie już od samego myślenia boli.
No to sam już sobie odpowiedziałeś na własne pytanie.
Gdziekolwiek byś nie był trzeba chodzić. A Ty potrzebujesz zdecydowanie czegoś płaskiego.
Skoro Gardę już znasz, zakotwicz się nad jakąś mniejszą ale nie nie mniej urokliwą wodą typu Lago d'Idro czy Lago d'Iseo.
Od jakiegoś czasu poluję na Molveno. Jednak pogoda bywa tam już bardzo kapryśna, typowa dla górnego Trydentu (Dolomitów). No i o dobrą miejscówkę na ostatnią chwilę wyjątkowo kiepsko. Ale miejsce przepiękne.
-
- Posty: 44
- Rejestracja: 01 września 2016, 12:26
- Reputation: 23
- Doświadczenie: Przelotowiec
Re: Droga do Bassano
JakubM pisze:Super byłoby gdyby ktoś podał podobne propozycje w Austrii lub Słowenii...
Ze znanych mi osobiscie miejsc nad jeziorem w Austrii:
1. Greifenburg - to bardziej byla zwirownia niz jezioro, aczkolwiek jest plaza z kapieliskiem i woda super czysta. Linka do campu (Fliegercamp) podal juz Zbyszek Gotkiewicz. Ok. 8 km na poludnie malownicze dlugie jezioro Weissensee. Ew. jakis kemping nad jeziorem Milstattersee (ok. 20 km na wschod)
2. Zell am See - dwa kempingi obok jeziora, z tego jedno (z linku) usytuowane praktycznie tuz nad woda. Bardzo ladne widoki min. na glowna gran Alp. http://www.seecamp.at/ Wypozyczalnia rowerow wodnych, kajakow, lodzi z silnikiem. Plaza. Alejka spacerowa wzdluz jeziora. Najblizsze startowisko Schmittenhohe (dolna stacja kilkanascie km od kempingu). Loty generalnie wzdluz doliny Pinzgau (super), przeloty do ok. 130 km tam i z powrotem przy w miare dobrej pogodzie sa dosyc latwe. Alternatywne startowisko Wildkogel (ok. 30 km w kierunku zachodnim) ze znacznie tansza kolejka i logistyka.
3. Kossen - dwa kempingi opodal jeziora Walchsee. Kolejka na startowisko oddalona ok. 10 km od kempingow
Lata sie takze w Gerlitzen nad Ossiachersee kolo Villach oraz nad Hallstattersee niedaleko Salzburga. Miejsca te znane sa z kursow bezpieczenstwa. Nigdy tam nie bylem, wiec nie moge nic konkretnego napisac.
Kamil
-
- Posty: 1016
- Rejestracja: 03 stycznia 2016, 22:31
- Reputation: 193
- Lokalizacja: Jasło/Warszawa
- Latam: Tylko Swobodnie
- Doświadczenie: Świeżak po Kursie
Re: Droga do Bassano
Dzięki Kamil!
-
- Posty: 1016
- Rejestracja: 03 stycznia 2016, 22:31
- Reputation: 193
- Lokalizacja: Jasło/Warszawa
- Latam: Tylko Swobodnie
- Doświadczenie: Świeżak po Kursie
Re: Droga do Bassano
Chcieliście relacji - oto relacja.
Podróż
Przeżyłem.
Dzień 1. Jezioro Bohinj
Zanim udało mi sie ogarnąć kobietę zrobiła sie 10:30. Skutkiem tego na Vogel wjeżdżam tuż przed południem z obawą czy w ogóle wystartuje.
Grzecznie odmawiam wspólnego spaceru wywijając sie ciężkim plecakiem. Na wyciągu wieje juz zachód, ale na starcie ciagle mocny wschód. Wchodząc na start widzę ostatniego startującego pilota. Szpeje sie i lecę, ale z dużym dystansem od przeszkód po zachodniej stronie. Jest inwersja. Duży margines bezpieczeństwa, niewielkie umiejętności i slaba termija powodują, ze dość szybko odchodzę do lądowiska. Od górnej stacji kolejki do lądowiska totalne masło. Glajt ani drgnie. Nawet nad wielka laka skoszonego siana, ani nad prażącym sie w słońcu miastem. Wiatru zero, termiki zero.
Siedzę na lądowisku i czekam na transport do góry. Nastroje wśród pilotów słabe, większość wcześnie kończy dzień. Czekam na kobietę która po spacerze ma mnie zgarnąć.
Pare godzin pózniej telefon ze jedzie na dół, a zaraz potem ktoś podejmuje decyzje o próbie lotu z Vogar. Zabieram sie z chłopakami. I obrywam przez telefon, ze jak to - ona do mnie jedzie, a ja znikam.
A na Vogar zrobiło sie dobrze. Godzina latania zakończona pierwszymi próbami spirali (dzięki Jaro!). Trudno wylądować, bo wszędzie nosi. Nawet nad wodą. Na ziemi godzina czekania na i w pięknym jeziorze wystarczyła by foch minął i nawet zostałem radośnie przywitany.
Dzień generalnie udany. Okolica nie jest super miejscem do latania (trudny/kosztowny dostęp do starowisk), za to zapewnia masę atrakcji po lataniu z kąpielą w krystalicznie czystym jeziorze lub rzece gdy dokucza gorąco.
Dzień 2.
Pogoda psuje sie. Ma mocno wiać. Lokalesi umawiają sie na 8:30 na poranne latanie zanim sie rozwieje. Postanawiam rano, zanim pani sie pozbiera dać dyla i na rowerze z glajtem na plecach dojechać na miejsce zbiórki. Poranek sie przedłuża. "A może bym wsiadła na rower i podjechała z tobą?" "A może to?" "A może tamto?". Ruszam z 15min poślizgiem. Latanie dziś odwołane wiec niewiele tracę, a zarabiam 20min sprint na rowerze pod obciążeniem plus godzinę czasu dla siebie
Jutro z pogoda ma być jeszcze gorzej wiec żaden konflikt na tle latania raczej sie nie pojawi (chyba, ze bede próbował przenieść obozowisko w inne miejsce np do Karyntii).
Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk
Podróż
Przeżyłem.
Dzień 1. Jezioro Bohinj
Zanim udało mi sie ogarnąć kobietę zrobiła sie 10:30. Skutkiem tego na Vogel wjeżdżam tuż przed południem z obawą czy w ogóle wystartuje.
Grzecznie odmawiam wspólnego spaceru wywijając sie ciężkim plecakiem. Na wyciągu wieje juz zachód, ale na starcie ciagle mocny wschód. Wchodząc na start widzę ostatniego startującego pilota. Szpeje sie i lecę, ale z dużym dystansem od przeszkód po zachodniej stronie. Jest inwersja. Duży margines bezpieczeństwa, niewielkie umiejętności i slaba termija powodują, ze dość szybko odchodzę do lądowiska. Od górnej stacji kolejki do lądowiska totalne masło. Glajt ani drgnie. Nawet nad wielka laka skoszonego siana, ani nad prażącym sie w słońcu miastem. Wiatru zero, termiki zero.
Siedzę na lądowisku i czekam na transport do góry. Nastroje wśród pilotów słabe, większość wcześnie kończy dzień. Czekam na kobietę która po spacerze ma mnie zgarnąć.
Pare godzin pózniej telefon ze jedzie na dół, a zaraz potem ktoś podejmuje decyzje o próbie lotu z Vogar. Zabieram sie z chłopakami. I obrywam przez telefon, ze jak to - ona do mnie jedzie, a ja znikam.
A na Vogar zrobiło sie dobrze. Godzina latania zakończona pierwszymi próbami spirali (dzięki Jaro!). Trudno wylądować, bo wszędzie nosi. Nawet nad wodą. Na ziemi godzina czekania na i w pięknym jeziorze wystarczyła by foch minął i nawet zostałem radośnie przywitany.
Dzień generalnie udany. Okolica nie jest super miejscem do latania (trudny/kosztowny dostęp do starowisk), za to zapewnia masę atrakcji po lataniu z kąpielą w krystalicznie czystym jeziorze lub rzece gdy dokucza gorąco.
Dzień 2.
Pogoda psuje sie. Ma mocno wiać. Lokalesi umawiają sie na 8:30 na poranne latanie zanim sie rozwieje. Postanawiam rano, zanim pani sie pozbiera dać dyla i na rowerze z glajtem na plecach dojechać na miejsce zbiórki. Poranek sie przedłuża. "A może bym wsiadła na rower i podjechała z tobą?" "A może to?" "A może tamto?". Ruszam z 15min poślizgiem. Latanie dziś odwołane wiec niewiele tracę, a zarabiam 20min sprint na rowerze pod obciążeniem plus godzinę czasu dla siebie
Jutro z pogoda ma być jeszcze gorzej wiec żaden konflikt na tle latania raczej sie nie pojawi (chyba, ze bede próbował przenieść obozowisko w inne miejsce np do Karyntii).
Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk
- Maciej Pigulski
- Posty: 64
- Rejestracja: 30 grudnia 2015, 00:01
- Reputation: 17
- Lokalizacja: Wrocław
- Latam: Tylko Swobodnie
- Doświadczenie: Średnio Zaawansowany
Re: Droga do Bassano
Ty uważaj żeby ona tego forum nie znalazła
- calhal
- Posty: 770
- Rejestracja: 30 grudnia 2015, 20:37
- Reputation: 33
- Lokalizacja: Grenoble, Francja
- Latam: Tylko Swobodnie
- Doświadczenie: Średnio Zaawansowany
Re: Droga do Bassano
Podstawowa zasada IMHO, albo się jedzie na latanie, albo na wakacje z kobietą ;P (chyba, że kobita też lata, a najlepiej jeśli na tym samym poziomie, lub lepiej od Ciebie). Bo inaczej to wyjdzie z tego świnka morska - ani świnka, ani morska
-
- Posty: 1016
- Rejestracja: 03 stycznia 2016, 22:31
- Reputation: 193
- Lokalizacja: Jasło/Warszawa
- Latam: Tylko Swobodnie
- Doświadczenie: Świeżak po Kursie
Re: Droga do Bassano
calhal pisze:Podstawowa zasada IMHO, albo się jedzie na latanie, albo na wakacje z kobietą ;P (chyba, że kobita też lata, a najlepiej jeśli na tym samym poziomie, lub lepiej od Ciebie). Bo inaczej to wyjdzie z tego świnka morska - ani świnka, ani morska
Banały Panie prawicie i bajki pomyliliście
Jadąc na latanie mogę zabrać kolegów pilotów. Jadąc z kobieta mogę tylko wybrać miejsce.
Bohinj jest świetnym miejscem na wypad z kimś kto nie lata, byle by akceptował, ze w lotne dni czas spędzamy oddzielnie.
A w nielotne dni, okolice jeziora wszystkim zapewnia masę atrakcji.
Póki co, na tym wyjeździe największym ograniczeniem jest pogoda, nie kobieta.
Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk
- der
- Posty: 1878
- Rejestracja: 19 stycznia 2016, 10:02
- Reputation: 719
- Lokalizacja: EPOM
- Latam: Swobodnie i z Napędem
- Doświadczenie: Średnio Zaawansowany
Re: Droga do Bassano
A pisałem, że co rozdawać będzie twoje karty ?
Der, co to w zeszłym tygodniu latał i wypoczywał wreszcie w Molveno a przed godziną sobie z kolegą z Monte Baldo zleciał i ju dołączył do reszty naszych rodzin z dziećmi włącznie, które spędziły pół dnia na przyhotelowych basenach.
Der, co to w zeszłym tygodniu latał i wypoczywał wreszcie w Molveno a przed godziną sobie z kolegą z Monte Baldo zleciał i ju dołączył do reszty naszych rodzin z dziećmi włącznie, które spędziły pół dnia na przyhotelowych basenach.
-
- Posty: 1016
- Rejestracja: 03 stycznia 2016, 22:31
- Reputation: 193
- Lokalizacja: Jasło/Warszawa
- Latam: Tylko Swobodnie
- Doświadczenie: Świeżak po Kursie
Re: Droga do Bassano
Relacji c.d.
Dzień 3.
Od rana wieje, przez cały dzień zapowiadają deszcze i burze. Pakujemy obozowisko i ruszamy do Austrii. Jedziemy w okolice Greinferburga.
Odwiedzamy dwa kempingi nad jeziorem Weisensee i kemping pilotów w Greinfernurgu. Ostatecznie wybieramy kepming Muler nad jeziorem ze względu na bezpośrednie dojście do jeziora i ładniejsze widoki. (Pilotom bez ogonów polecam zdecykowanie kemping w Greinferburgu). Oznacza to, że codziennie będę 20min dojeżdżał.
W ostatniej chwili udaje się rozbić namiot. Później już tylko leje i leje. Namiot trochę przecieka, a kemping zamienia się w sadzawkę.
Dzień 4.
Po dwóch dniach przerwy w lataniu nie mam problemu z wyjazdem na latanie. Na parkingu skąd odjeżdża busik jestem o 8:30. Cała dolina ciągle zawalona chmurami. Inwersja. Poza mną jest jeszcze jeden pilot. O 9:00 busik zabiera nas na start. Po drodze przebijamy się przez gęstą wartswę chmur.
Mój towarzysz lubiący wspinaczkę nie mniej niż latanie proponuje wejście na szczyt Naßfeldriegel. Ponieważ latać i tak póki co się nie da, ruszam za nim. Po 1.5h wspinaczce w pięknych okolicznościach przyrody jestem na szczycie. Mamy 500m przewyższenia nad innymi pilotami, co tego dnia uratuje mój dzień.
Jakieś pół godziny później dolina przeciera się i startujemy. Podczas startu urywam sterówkę, co trochę mój start opóźnia, za to będę miał trochę lepsze warunki. Po starcie chwila na żaglu nad szczytem, potem spadam niżej, ciągle nad górnym oficjalnym startowiskiem gdzie rzeźbię w parterze, aż mi się nudzi i postanawiam szukać szczęścia gdzie indziej. Niestety kiedy opadam chwilę poniżej w powietrzu zupełnie nic się nie dzieje. Powtórka z pierwszego dnia - pozostaje tylko relaksujący zlot na lądowisko. 40min latania za 1.5h wspinania.
Dzień 5. Dzień błędów.
W prognozie wiatr północny (pasmo ma wystawkę południową) więc mam obawy czy da się latać. Miejscowi twierdzą, że a) prgonozy w tych dniach się nie sprawdzają, b) problemu nie będzie o ile się nie rozwieje. Wyjeżdżam z innymi na górę pierwszym busem o 9:00. Tym razem bus jest pełny. I zaczynam "po swojemu" psuć dzień. Zamiast jak inni przygotować się do startu na dolnym startowisku wyłażę na górne z wystawką zachodnią. Gdy docieram ciągle wieje przyjemny wiaterek z zachodu - czekam na lepszy warun. Widzę pierwsze, wczesne, starty poniżej które kończą się zlotami. Chwilę później kolejni już zabierają się do góry. Zanim jednak przygotuję się do startu wiatr skręca na wschodni. Nie chce mi się pakować i przenosić wyżej więc czekam kolejne 20min na jakiś bąbel który pomoże mi opalić. W końcu coś przychodzi, ale momentalnie tracę całą wychodzoną wysokość - chwilę później jestem tuż nad dolnym startem. Tymczasem wschodni wiatr ciągle się wzmaga, coraz trudniej nisko coś wykręcić. Po 20min. od startu jestem razem z większością pilotów na lądowisku :/ Większość kończy ten dzień.
Powoli pakuję się, kręcę się w kółko, a gdy postanawiam wracać na kemping spotykam ekipę Arka P. Planują wyjazd na górę, widzę też innych pilotów zbierających się na parkingu. Arek jedzie przodem sprawdzić co się dzieje, a pół godziny później ruszam busem za nim.
Na starcie to co pół godziny wcześniej wyglądało dobrze już dobrze nie wygląda. Odchyłka ze wschodu coraz mocniejsza.
Zamiast wejść wyżej na wyższy start ze wschodnią wystawką startuję tutaj na siłę. I momentalnie topię. Wiatr nie pozwala przebić się na zbocze. Wiatr nie pozwala na dolot do lądowiska. Zaczyna się rzeźba. Piloci Arka lądują daleko w polu. Mnie od czasu do czasu coś podbija i ostatecznie ląduję tylko 300m przed pasem.
Gdybym tego dnia, odwrotnie, pierszy start odpalił z "dołu" a drugi z "góry" ten dzień mógłby być całkiem przyjemny.
Zakończenie i podsumowanie.
Kolejne dni to deszcze i mocne wiatry. Koniec latania na tym wyjeździe.
W Greifenburgu jestem zakochany i chętnie wrócę choćby na przedłużony weekend pod dobrą prognozę. Mówią, że w dobrych warunkach można łatwo tu latać przeloty po 20-30km na wschód i zachód wzdłuż doliny (w każdą stronę). Trójkąt 100km ponoć też nie jest wyczynem. A jak ktoś lubi łażenie po górach lub moczenie się w wodzie to jest tu też co robić w nielotnie dni.
Słowenia była cieplejsza i oferowała więcej atrakcji nielotniczych. Niestety wszędzie trzeba dojeżdżać, a i miejsce do latania jest chyba dość ograniczone.
Dzień 3.
Od rana wieje, przez cały dzień zapowiadają deszcze i burze. Pakujemy obozowisko i ruszamy do Austrii. Jedziemy w okolice Greinferburga.
Odwiedzamy dwa kempingi nad jeziorem Weisensee i kemping pilotów w Greinfernurgu. Ostatecznie wybieramy kepming Muler nad jeziorem ze względu na bezpośrednie dojście do jeziora i ładniejsze widoki. (Pilotom bez ogonów polecam zdecykowanie kemping w Greinferburgu). Oznacza to, że codziennie będę 20min dojeżdżał.
W ostatniej chwili udaje się rozbić namiot. Później już tylko leje i leje. Namiot trochę przecieka, a kemping zamienia się w sadzawkę.
Dzień 4.
Po dwóch dniach przerwy w lataniu nie mam problemu z wyjazdem na latanie. Na parkingu skąd odjeżdża busik jestem o 8:30. Cała dolina ciągle zawalona chmurami. Inwersja. Poza mną jest jeszcze jeden pilot. O 9:00 busik zabiera nas na start. Po drodze przebijamy się przez gęstą wartswę chmur.
Mój towarzysz lubiący wspinaczkę nie mniej niż latanie proponuje wejście na szczyt Naßfeldriegel. Ponieważ latać i tak póki co się nie da, ruszam za nim. Po 1.5h wspinaczce w pięknych okolicznościach przyrody jestem na szczycie. Mamy 500m przewyższenia nad innymi pilotami, co tego dnia uratuje mój dzień.
Jakieś pół godziny później dolina przeciera się i startujemy. Podczas startu urywam sterówkę, co trochę mój start opóźnia, za to będę miał trochę lepsze warunki. Po starcie chwila na żaglu nad szczytem, potem spadam niżej, ciągle nad górnym oficjalnym startowiskiem gdzie rzeźbię w parterze, aż mi się nudzi i postanawiam szukać szczęścia gdzie indziej. Niestety kiedy opadam chwilę poniżej w powietrzu zupełnie nic się nie dzieje. Powtórka z pierwszego dnia - pozostaje tylko relaksujący zlot na lądowisko. 40min latania za 1.5h wspinania.
Dzień 5. Dzień błędów.
W prognozie wiatr północny (pasmo ma wystawkę południową) więc mam obawy czy da się latać. Miejscowi twierdzą, że a) prgonozy w tych dniach się nie sprawdzają, b) problemu nie będzie o ile się nie rozwieje. Wyjeżdżam z innymi na górę pierwszym busem o 9:00. Tym razem bus jest pełny. I zaczynam "po swojemu" psuć dzień. Zamiast jak inni przygotować się do startu na dolnym startowisku wyłażę na górne z wystawką zachodnią. Gdy docieram ciągle wieje przyjemny wiaterek z zachodu - czekam na lepszy warun. Widzę pierwsze, wczesne, starty poniżej które kończą się zlotami. Chwilę później kolejni już zabierają się do góry. Zanim jednak przygotuję się do startu wiatr skręca na wschodni. Nie chce mi się pakować i przenosić wyżej więc czekam kolejne 20min na jakiś bąbel który pomoże mi opalić. W końcu coś przychodzi, ale momentalnie tracę całą wychodzoną wysokość - chwilę później jestem tuż nad dolnym startem. Tymczasem wschodni wiatr ciągle się wzmaga, coraz trudniej nisko coś wykręcić. Po 20min. od startu jestem razem z większością pilotów na lądowisku :/ Większość kończy ten dzień.
Powoli pakuję się, kręcę się w kółko, a gdy postanawiam wracać na kemping spotykam ekipę Arka P. Planują wyjazd na górę, widzę też innych pilotów zbierających się na parkingu. Arek jedzie przodem sprawdzić co się dzieje, a pół godziny później ruszam busem za nim.
Na starcie to co pół godziny wcześniej wyglądało dobrze już dobrze nie wygląda. Odchyłka ze wschodu coraz mocniejsza.
Zamiast wejść wyżej na wyższy start ze wschodnią wystawką startuję tutaj na siłę. I momentalnie topię. Wiatr nie pozwala przebić się na zbocze. Wiatr nie pozwala na dolot do lądowiska. Zaczyna się rzeźba. Piloci Arka lądują daleko w polu. Mnie od czasu do czasu coś podbija i ostatecznie ląduję tylko 300m przed pasem.
Gdybym tego dnia, odwrotnie, pierszy start odpalił z "dołu" a drugi z "góry" ten dzień mógłby być całkiem przyjemny.
Zakończenie i podsumowanie.
Kolejne dni to deszcze i mocne wiatry. Koniec latania na tym wyjeździe.
W Greifenburgu jestem zakochany i chętnie wrócę choćby na przedłużony weekend pod dobrą prognozę. Mówią, że w dobrych warunkach można łatwo tu latać przeloty po 20-30km na wschód i zachód wzdłuż doliny (w każdą stronę). Trójkąt 100km ponoć też nie jest wyczynem. A jak ktoś lubi łażenie po górach lub moczenie się w wodzie to jest tu też co robić w nielotnie dni.
Słowenia była cieplejsza i oferowała więcej atrakcji nielotniczych. Niestety wszędzie trzeba dojeżdżać, a i miejsce do latania jest chyba dość ograniczone.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość