Fshut na Miero
: 14 lutego 2017, 21:42
Uwaga, do poniższego tekstu przyczyniły się dziesiątki, jeśli nie setki godzin parawaitingu. Nie znaczy to, ze Autor jest uprzedzony do Miero.
Wręcz przeciwnie.
A. Teoria
DAWNO, DAWNO TEMU, W ODLEGŁEJ GALAKTYCE
było sobie Miero.
Nieduży krawężnik ustawiony na SW, ściągający w każdy lotny dzień dziesiątki pilotów. I, niestety, bardzo często będący przyczyną srogich rozczarowań.
Bywalec Miero często miewa po nocach koszmary, a wyglądają one zazwyczaj podobnie:
Skąd ten wschód i czy można go jakoś przewidzieć?
Na początek rzućmy okiem z (bardzo) szerokiej perspektywy
Miero jest położone pośrodku łańcucha Sudetów. Od niego zresztą wzięła się nazwa mojego macierzystego Stowarzyszenia Paralotniowego (przystępować, przystępować!).
Mieroszowski stok jest ustawiony na wiatr z kierunku S-SW, co pozwala zdefiniować najsensowniejsze układy baryczne dla tej górki.
Będzie to niż znad Atlantyku
i wyż znad (mniej, więcej) Ukrainy
Oba te układy dają nam w miarę szeroki i równy wiatr z pożądanego przez nas kierunku S-SW.
I tu pojawia się pierwszy kłopot. Sudety są bardzo szeroką przeszkodą dla powietrza. Wraz z Rudawami stanowią rozległą barierę w której są tylko trzy obniżenia: na zachodzie Dolina Łaby, na wschodzie Brama Morawska, a pośrodku teren między Lubawką i Miero właśnie.
A że powietrze jest bardzo leniwe, woli przeszkodę obejść, jak przeskoczyć. Tym samym pcha się w kierunku obniżeń terenu, tworząc w tych miejscach solidne przeciągi.
Kłopot polega na tym, że jeśli mamy wiatr W i SE, to też musi wcisnąć się w te trzy dysze.
Tym samym patrząc na przykładową prognozę dla Miero mamy cud kierunek (na potrzeby postu interesuje nas tylko wiatr):
Ale kiedy spojrzymy na przedpole po czeskiej stronie widać, że nie do końca tak jest.
Jak spojrzymy na Świdnicę będącą na zawietrznej Miero, to też wyłazi wschód.
Czyli kierunek SW będzie tylko w dyszy między Lubawką, a Mieroszowem. Taki przeciąg oznacza, że trzeba być przygotowanym na nasz ulubiony rękaw E.
Dobrze jest spojrzeć na stronie ICM nie tylko na meteorogram, ale też na mapę linii prądu. Dla powyższej sytuacji wyglądała tak:
brakującą linię prądu pozwoliłem sobie wrysować tu:
Bardzo fajnie pokazują to nasi bracia Czesi. Ich Flymet pokazuje bardzo czytelnie takie cuda:
Napalony glajciarz widzi cudny żagielek na Miero
A na wysokości 1800 metrów niespodzianka
Wyobraźcie sobie, jakie może być w powietrzu zamieszanie przy takich nożycach.
Teraz będzie kłopot drugi.
Jak się komuś wydaje, że dysza między Karkonoszem, a Górami Orlickimi tłumaczy wszystko, to jest w błędzie, niestety.
Mieroszowskie startowisko jest położone na zboczu Gór Suchych.
Sęk w tym, że znowu wcina nam się w latanie lenistwo powietrza. Ono ciągle woli obejść, jak przeskoczyć. Tym samym, powietrze płynące z południa zostaje odchylone zgodnie z przebiegiem krawędzi Gór Suchych.
Działa to na takiej samej zasadzie, jak pług odśnieżający w zimie drogi. Strugi powietrza zostają zepchnięte nad Mieroszów i do tyłu nad Grzędy. A rękaw na lotnisku cały dzień pokazuje E. Istotne jest to, że kierunek E jest tylko w dolinie. Wyżej wiatr wieje jak trzeba, czyli S. Dlatego Ci piloci, którzy potrafią wystartować przy dużych wschodnich odchyłkach, po nabraniu wysokości mogą bez problemu wisieć godzinami.
Na to wszystko nakłada się problem trzeci: terma.
Skoro dołem wieje E, to termika znad łąk będzie spychana nad miasto i dopiero tam połączone siły termiki i konwergencji pozwolą na oderwanie się pierwszych porannych bąbli.
Potem, kiedy słońce porządnie wygrzeje łąki, termika zacznie odrywać się przy krawędzi lasu i wymusi baryczny, czyli południowy, kierunek. Bywalcy Miero doskonale znają to charakterystyczne dla tej góry „przełamanie wschodu” w godzinach popołudniowych.
B. Praktyka
Startowisko, chociaż jest eksponowane S-SW leży blisko wlotu do doliny, którą przebiega droga do Wałbrzycha. Start przy wschodniej odchyłce wymaga wzięcia poprawki na rotor zawietrznej powstający po lewej stronie od startu (zaznaczony na czerwono). JEST BARDZO NIEBEZPIECZNY. Połamał niejednego nieostrożnego pilota, któremu się zdawało, że umie startować w zawietrznej. Jak to rotor, raz jest większy, raz mniejszy. Podmuchy termiczne potrafią go na kilka minut zlikwidować, ale on tam ciągle czeka.
Na czarno zaznaczyłem miejsca, gdzie można spodziewać się żagla. Zapędzenie się zbyt daleko w stronę wlotu do doliny oznacza dostanie się w dyszę i przymusowe lądowanie na wstecznym u wlotu w dolinę. Jak każde lądowanie w przeciągu, może skończyć się połamaniem.
Jeśli już zabraliśmy się w powietrze, warto się rozejrzeć za miejscami bąblodajnymi.
Generalnie na Miero przy E można się spodziewać termiki tu:
Od dołu są to:
Krzaczorowisko między „brzózką” a topolami. Komin zazwyczaj kładzie się nad miasto po konwergencji.
Skład ściętego drewna. Raczej szpile, jak komin
Zagięty pod kątem prostym las z młodnikiem. Niezawodne w słoneczny dzień, bo połączone z żaglem.
Viżnow. Wygrzana wioska w obniżeniu terenu doprowadza ciepło do podnóża góry. Miejsce częstych odejść na przeloty.
Jak już załapaliśmy się na żagiel, szukamy termy we wskazanych miejscach i spadamy na przelot.
Zanim jednak odprowadzimy Miero czule wzrokiem spod podstawy, warto wykorzystać krawędź gór Suchych do nabicia punktacji. Przeloty liczone są po trzech punktach zwrotnych. Warto więc najpierw zrobić rundkę nad Szpiczak i z powrotem. Najlepiej dwa razy. Doskonałym przykładem jest lot Makosia (wracaj do zdrowia, bo sezon za pasem).
Do dwudziestokilometrowego skoku za górkę, wykorzystując żagiel dołożył drugie 20.
A dalej?
Cóż, dziady z tanich linii rozciągają TMA Wrocławia z roku, na rok, dalej i dalej.
Aktualnie trzeba się zdrowo nagimnastykować, żeby ominąć TMA od zachodu.
I tu jest, paradoksalnie, pożytek z „dyszy” mieroszowskiej. Po starcie przy prognozowanym wietrze SW robimy przelot przy wietrze SE. Należy tylko sprawdzić poligony TSA 07. Bo jak się dziabnie stówkę, to szkoda ją marnować z powodu niezaglądnięcia do AUP.
http://www.amc.pansa.pl/generator_AUP.php
C. Praktika jebiot teoriu, czyli przypadki szczególne, choć nierzadkie.
Zaczniemy od tego, co jest na topie, czyli smogu.
Zastoiska zimnego powietrza są dla nisko położonych startowisk problemem głównie w miesiącach zimowych. Przy słabych wiatrach można się jednak zdziwić już jesienią i jeszcze na wiosnę.
Z naszego punktu widzenia, jest to mniej, lub bardziej, gruba warstwa powietrza wypełniająca obniżenie terenu i blokująca dostęp wiejącemu ponad nią wiatrowi barycznemu. Dla przykładu pozwoliłem sobie zaznaczyć takie zastoiska w okolicach Miero.
Jak widać, jednym z najdorodniejszych jest Broumovsko, niestety.
Przekrój przez okolicę pokazuje elegancko, jakim problemem dla wiatru jest jego usunięcie.
Na czerwono zaznaczona lokalizacja startowiska. Szare, to zimne powietrze uwięzione między grzbietami. Im silniejsza inwersja, tym łatwiej górny wiatr ślizga po takim zastoisku, nie mogąc go „wydłubać”.
Innym przypadkiem generowania nietypowego wiatru są stacjonarne kominy znad Adrszpachu.
Na nawietrznej Miero znajduje się jedna z największych atrakcji w okolicy: Adrszpasko-Cieplickie Skały. Turyści się cieszą, ale...
W słoneczne dni wszystkie te skałki rozgrzewają się do czerwoności dając stacjonarny komin dokładnie na wprost Miero. Żeby bardziej bolało, chmurka na szczycie komina zasłania całe lotnisko i zbocze z którego startujemy, więc nie będzie polatane na wieczornym termożagielku.
Tu jest uchwycony cień kłaka budującego się nad Skalnym Miastem i zacieniającego Miero:
Narozrabiać potrafią też Karkonosze. Przy sprzyjających okolicznościach przyrody zaczyna pracować konwergencja.
Z braku sensowniejszego screenu muszę się podeprzeć twórczością własną:
W spokojne letnie i wczesnojesienne popołudnia wygrzana główna grań Karkonoszy zaczyna zachowywać się, jak wielki komin termiczny i zaciąga powietrze z całej okolicy. Wszystko, co ma glajta pędzi na Czerną Horę (S), czy Kopę (N), żeby porozkoszować się przelotami bez konieczności kręcenia. Z punktu widzenia siedzących na Miero zaczyna się dramat, bo Karkonosz zaczyna ciągnąć powietrze w swoją stronę i znowu mamy E.
Na tym koniec. Znalazło by się jeszcze parę egzotycznych przypadkówz kierunkiem E. Że nie wspomnę o dziwnych przypadkach przy wiatrach z zachodu, ale to może innym razem.
Morały są dwa:
1. Prognoza pogody wyciągnięta dla danego punktu z ICM, Windguru, czy co tam kto lubi, może (i często tak robi) się nie sprawdzić. Modele pogodowe pracują w dużych skalach i ignorują lokalną specyfikę wokół startowiska. Nie wińmy ich za to.
2. Na każde miejsce, z którego latamy, warto spojrzeć z szerszej perspektywy. Nie chodzi tylko o to, w którą stronę biec przy starcie. Jak starałem się przedstawić powyżej, wpływ na warun mogą mieć obiekty i zjawiska położone znacznie dalej, niż się wydaje. I niech se latający po plaskaczu myślą, że mają lepiej. Układy pradolin, żabie kraje, kompleksy leśne, strefy... też jest tego trochę. Zawsze przed zalataniem w nowym miejscu warto rzucić okiem na mapę okolicy i spytać lokalsów o specyfikę startowiska.
Na wszelką krytykę postaram się odpowiedzieć oczywiście.
dobranoc
Tomek
Wręcz przeciwnie.
A. Teoria
DAWNO, DAWNO TEMU, W ODLEGŁEJ GALAKTYCE
było sobie Miero.
Nieduży krawężnik ustawiony na SW, ściągający w każdy lotny dzień dziesiątki pilotów. I, niestety, bardzo często będący przyczyną srogich rozczarowań.
Bywalec Miero często miewa po nocach koszmary, a wyglądają one zazwyczaj podobnie:
Skąd ten wschód i czy można go jakoś przewidzieć?
Na początek rzućmy okiem z (bardzo) szerokiej perspektywy
Miero jest położone pośrodku łańcucha Sudetów. Od niego zresztą wzięła się nazwa mojego macierzystego Stowarzyszenia Paralotniowego (przystępować, przystępować!).
Mieroszowski stok jest ustawiony na wiatr z kierunku S-SW, co pozwala zdefiniować najsensowniejsze układy baryczne dla tej górki.
Będzie to niż znad Atlantyku
i wyż znad (mniej, więcej) Ukrainy
Oba te układy dają nam w miarę szeroki i równy wiatr z pożądanego przez nas kierunku S-SW.
I tu pojawia się pierwszy kłopot. Sudety są bardzo szeroką przeszkodą dla powietrza. Wraz z Rudawami stanowią rozległą barierę w której są tylko trzy obniżenia: na zachodzie Dolina Łaby, na wschodzie Brama Morawska, a pośrodku teren między Lubawką i Miero właśnie.
A że powietrze jest bardzo leniwe, woli przeszkodę obejść, jak przeskoczyć. Tym samym pcha się w kierunku obniżeń terenu, tworząc w tych miejscach solidne przeciągi.
Kłopot polega na tym, że jeśli mamy wiatr W i SE, to też musi wcisnąć się w te trzy dysze.
Tym samym patrząc na przykładową prognozę dla Miero mamy cud kierunek (na potrzeby postu interesuje nas tylko wiatr):
Ale kiedy spojrzymy na przedpole po czeskiej stronie widać, że nie do końca tak jest.
Jak spojrzymy na Świdnicę będącą na zawietrznej Miero, to też wyłazi wschód.
Czyli kierunek SW będzie tylko w dyszy między Lubawką, a Mieroszowem. Taki przeciąg oznacza, że trzeba być przygotowanym na nasz ulubiony rękaw E.
Dobrze jest spojrzeć na stronie ICM nie tylko na meteorogram, ale też na mapę linii prądu. Dla powyższej sytuacji wyglądała tak:
brakującą linię prądu pozwoliłem sobie wrysować tu:
Bardzo fajnie pokazują to nasi bracia Czesi. Ich Flymet pokazuje bardzo czytelnie takie cuda:
Napalony glajciarz widzi cudny żagielek na Miero
A na wysokości 1800 metrów niespodzianka
Wyobraźcie sobie, jakie może być w powietrzu zamieszanie przy takich nożycach.
Teraz będzie kłopot drugi.
Jak się komuś wydaje, że dysza między Karkonoszem, a Górami Orlickimi tłumaczy wszystko, to jest w błędzie, niestety.
Mieroszowskie startowisko jest położone na zboczu Gór Suchych.
Sęk w tym, że znowu wcina nam się w latanie lenistwo powietrza. Ono ciągle woli obejść, jak przeskoczyć. Tym samym, powietrze płynące z południa zostaje odchylone zgodnie z przebiegiem krawędzi Gór Suchych.
Działa to na takiej samej zasadzie, jak pług odśnieżający w zimie drogi. Strugi powietrza zostają zepchnięte nad Mieroszów i do tyłu nad Grzędy. A rękaw na lotnisku cały dzień pokazuje E. Istotne jest to, że kierunek E jest tylko w dolinie. Wyżej wiatr wieje jak trzeba, czyli S. Dlatego Ci piloci, którzy potrafią wystartować przy dużych wschodnich odchyłkach, po nabraniu wysokości mogą bez problemu wisieć godzinami.
Na to wszystko nakłada się problem trzeci: terma.
Skoro dołem wieje E, to termika znad łąk będzie spychana nad miasto i dopiero tam połączone siły termiki i konwergencji pozwolą na oderwanie się pierwszych porannych bąbli.
Potem, kiedy słońce porządnie wygrzeje łąki, termika zacznie odrywać się przy krawędzi lasu i wymusi baryczny, czyli południowy, kierunek. Bywalcy Miero doskonale znają to charakterystyczne dla tej góry „przełamanie wschodu” w godzinach popołudniowych.
B. Praktyka
Startowisko, chociaż jest eksponowane S-SW leży blisko wlotu do doliny, którą przebiega droga do Wałbrzycha. Start przy wschodniej odchyłce wymaga wzięcia poprawki na rotor zawietrznej powstający po lewej stronie od startu (zaznaczony na czerwono). JEST BARDZO NIEBEZPIECZNY. Połamał niejednego nieostrożnego pilota, któremu się zdawało, że umie startować w zawietrznej. Jak to rotor, raz jest większy, raz mniejszy. Podmuchy termiczne potrafią go na kilka minut zlikwidować, ale on tam ciągle czeka.
Na czarno zaznaczyłem miejsca, gdzie można spodziewać się żagla. Zapędzenie się zbyt daleko w stronę wlotu do doliny oznacza dostanie się w dyszę i przymusowe lądowanie na wstecznym u wlotu w dolinę. Jak każde lądowanie w przeciągu, może skończyć się połamaniem.
Jeśli już zabraliśmy się w powietrze, warto się rozejrzeć za miejscami bąblodajnymi.
Generalnie na Miero przy E można się spodziewać termiki tu:
Od dołu są to:
Krzaczorowisko między „brzózką” a topolami. Komin zazwyczaj kładzie się nad miasto po konwergencji.
Skład ściętego drewna. Raczej szpile, jak komin
Zagięty pod kątem prostym las z młodnikiem. Niezawodne w słoneczny dzień, bo połączone z żaglem.
Viżnow. Wygrzana wioska w obniżeniu terenu doprowadza ciepło do podnóża góry. Miejsce częstych odejść na przeloty.
Jak już załapaliśmy się na żagiel, szukamy termy we wskazanych miejscach i spadamy na przelot.
Zanim jednak odprowadzimy Miero czule wzrokiem spod podstawy, warto wykorzystać krawędź gór Suchych do nabicia punktacji. Przeloty liczone są po trzech punktach zwrotnych. Warto więc najpierw zrobić rundkę nad Szpiczak i z powrotem. Najlepiej dwa razy. Doskonałym przykładem jest lot Makosia (wracaj do zdrowia, bo sezon za pasem).
Do dwudziestokilometrowego skoku za górkę, wykorzystując żagiel dołożył drugie 20.
A dalej?
Cóż, dziady z tanich linii rozciągają TMA Wrocławia z roku, na rok, dalej i dalej.
Aktualnie trzeba się zdrowo nagimnastykować, żeby ominąć TMA od zachodu.
I tu jest, paradoksalnie, pożytek z „dyszy” mieroszowskiej. Po starcie przy prognozowanym wietrze SW robimy przelot przy wietrze SE. Należy tylko sprawdzić poligony TSA 07. Bo jak się dziabnie stówkę, to szkoda ją marnować z powodu niezaglądnięcia do AUP.
http://www.amc.pansa.pl/generator_AUP.php
C. Praktika jebiot teoriu, czyli przypadki szczególne, choć nierzadkie.
Zaczniemy od tego, co jest na topie, czyli smogu.
Zastoiska zimnego powietrza są dla nisko położonych startowisk problemem głównie w miesiącach zimowych. Przy słabych wiatrach można się jednak zdziwić już jesienią i jeszcze na wiosnę.
Z naszego punktu widzenia, jest to mniej, lub bardziej, gruba warstwa powietrza wypełniająca obniżenie terenu i blokująca dostęp wiejącemu ponad nią wiatrowi barycznemu. Dla przykładu pozwoliłem sobie zaznaczyć takie zastoiska w okolicach Miero.
Jak widać, jednym z najdorodniejszych jest Broumovsko, niestety.
Przekrój przez okolicę pokazuje elegancko, jakim problemem dla wiatru jest jego usunięcie.
Na czerwono zaznaczona lokalizacja startowiska. Szare, to zimne powietrze uwięzione między grzbietami. Im silniejsza inwersja, tym łatwiej górny wiatr ślizga po takim zastoisku, nie mogąc go „wydłubać”.
Innym przypadkiem generowania nietypowego wiatru są stacjonarne kominy znad Adrszpachu.
Na nawietrznej Miero znajduje się jedna z największych atrakcji w okolicy: Adrszpasko-Cieplickie Skały. Turyści się cieszą, ale...
W słoneczne dni wszystkie te skałki rozgrzewają się do czerwoności dając stacjonarny komin dokładnie na wprost Miero. Żeby bardziej bolało, chmurka na szczycie komina zasłania całe lotnisko i zbocze z którego startujemy, więc nie będzie polatane na wieczornym termożagielku.
Tu jest uchwycony cień kłaka budującego się nad Skalnym Miastem i zacieniającego Miero:
Narozrabiać potrafią też Karkonosze. Przy sprzyjających okolicznościach przyrody zaczyna pracować konwergencja.
Z braku sensowniejszego screenu muszę się podeprzeć twórczością własną:
W spokojne letnie i wczesnojesienne popołudnia wygrzana główna grań Karkonoszy zaczyna zachowywać się, jak wielki komin termiczny i zaciąga powietrze z całej okolicy. Wszystko, co ma glajta pędzi na Czerną Horę (S), czy Kopę (N), żeby porozkoszować się przelotami bez konieczności kręcenia. Z punktu widzenia siedzących na Miero zaczyna się dramat, bo Karkonosz zaczyna ciągnąć powietrze w swoją stronę i znowu mamy E.
Na tym koniec. Znalazło by się jeszcze parę egzotycznych przypadkówz kierunkiem E. Że nie wspomnę o dziwnych przypadkach przy wiatrach z zachodu, ale to może innym razem.
Morały są dwa:
1. Prognoza pogody wyciągnięta dla danego punktu z ICM, Windguru, czy co tam kto lubi, może (i często tak robi) się nie sprawdzić. Modele pogodowe pracują w dużych skalach i ignorują lokalną specyfikę wokół startowiska. Nie wińmy ich za to.
2. Na każde miejsce, z którego latamy, warto spojrzeć z szerszej perspektywy. Nie chodzi tylko o to, w którą stronę biec przy starcie. Jak starałem się przedstawić powyżej, wpływ na warun mogą mieć obiekty i zjawiska położone znacznie dalej, niż się wydaje. I niech se latający po plaskaczu myślą, że mają lepiej. Układy pradolin, żabie kraje, kompleksy leśne, strefy... też jest tego trochę. Zawsze przed zalataniem w nowym miejscu warto rzucić okiem na mapę okolicy i spytać lokalsów o specyfikę startowiska.
Na wszelką krytykę postaram się odpowiedzieć oczywiście.
dobranoc
Tomek