SandokanPL pisze:Czołem wszystkim. Wiecie co czym więcej czytam naszego forum tym bardziej boje się latać... Fakt faktem jestem dopiero po 1 etapie w tym roku robię 2 na holu do tej pory szło mi chyba całkiem dobrze, ale od kiedy czytam to naprawdę mam pełne portki strachu... A zaczynam nawet zastanawiać się czy po ukończeniu kursu odważe się na chociażby dupozlota...

Cześć, wzięło mnie na wspomnienia mojego pierwszego lotu w termie. Kiedyś tam, po zdobyciu SK i potem kilkunastu króciutkich zlotach z małej górki, naziemnym GH (w sumie kilka godzin) stwierdziłem, że czas lepiej i dłużej polatać. Pojechałem z rodziną na Javorovy, rodzina poszła na wycieczkę po tamtejszych górach ja na startowisko. Było to 1 maja, godzina po 10 jak wjechałem, wiosna, akurat zrobiła się fajna pogoda na moją wiedzę wtedy, nie zdawałem sobie sprawy, że to taka pogoda pofrontowa akurat. Na Javorovym już było sporo pilotów, ja nikogo nie znałem, więc przyglądałem się jakieś pół godziny o co chodzi, jak latają, startują, jaka kolejność startów itd i ogólnie co chodzi. Z tego co zaobserwowalem sporo pilotów po starcie szybko nabierało wysokości, czyli chyba warun super. Więc jakoś przed 12 wystartowałem, start był łatwy jak pamiętem, aż mnie to zaskoczyło, po wyjściu nad las, nagle coś mi tam moje skrzydło (wydłużenie 5,2 miało) zaczęło bujać, skakać nad głową, starałem sie jakos zapanować nad tym reagując jak mnie uczono, glajt do przodu, zaciagam, glajt do tyłu odpuszczam itd, a potem nagle "wyrwało" mnie do góry i tak bez zbędnych kombinacji, czytaj centrowania komina miałem nagle 300m nad start, po czym skończyło się to i poleciałem do przodu na przedpole. Miałem wtedy takie wyrywanie do góry i wariowanie skrzydła nad głową kilka razy w ciągu pół godziny, chciałem już lądować, z jednej strony się bałem, ale sporadycznie to uczucie się pojawiało, bo z drugiej strony to, że w końcu naprawdę lecę, to co widzę, czuję, ta wolność, cisza, jak jestem wysoko nad lądowiskiem, te widoki itd itp ten strach zagłuszały. W końcu po jakiś 40 min udało się cudem wylądować. Byłem szczęśliwy że jestem na ziemi, ale z wielki uśmiech na twarzy bo latałem i to jak!, i zrobiłem to o czym marzyłem. Zadzwoniłem do żony, gdzie są w tych górach, okazało się, że dłuższą trasę robią i szybko nie wrócą. Co mi zostało, poszedłem na browara przy dolnej stacji kolejki i obserwowałem innych jak latają, wtedy zdałem sobie sprawę, ze "bez trzepania nie ma latania". Gdy robiłem zloty na małych górkach popołudniami nic prawie nie trzepało ale tez nie było latania długiego. Tu było inaczej. Więc albo to trzepanie w termice polubię albo nigdy nie będę latał. Jak widać na filmach moich, polubiłem. Ale wracając na Javorovy... Po 1 browarze i zjedzeniu chyba jakiś frytek i obserwacji pilotów z dołu, wjechałem raz jeszcze na górę, browar zdążył wyparować i odwaga po nim znikła. Znowu obserwowałem jakiś czas, walcząć ze sobą aż w końcu kolejny raz wystarowałem po 15. I to już inna bajka była, nosiło prawie wszędzie, w porównaniu do tego co do południa to bardzo spokojnie w powietrzu, pełen relaks i zachwyt i pokochałem to latanie i wtedy wiele zrozumiałem. Po jakiejś godzinie lądowałem, na ten dzień dość wrażeń. Opowiadania w rodzinie było sporo na powrocie do domu.
Jeśli dotarłeś do końca to wnioski wg moich doświadczeń z tego takie:
1. zrób kurs
2. poćwicz GH - da ci dużo pewności, szczególnie na startowisku
3. wybierz się późnym popołudniem w lotny dzień, jakieś 2-3 h przed zachodem słońca np. na Żar. wtedy zauważyłem, pojawiają się czasami na Żarze nowe twarze i po popytaniu lokalnych pilotów, co i jak startują w spokojnych warunkach, na tzw. zerkach i czasem latają jeszcze nawet długo
4. nabierzesz wtedy pewności i jakiegoś doświadczenia i może to pokochasz,
5. będziesz latał w coraz to trudniejszych warunkach a strach zacznie znikać już w momencie jak zaczniesz skupiać się na rozkładaniu glajta, starcie i samym j lataniu.
Powodzenia