Zbigniew Gotkiewicz
Zrozumieć ptaki
Jaskółki i jerzyki
Rozpoczynam ten wątek w nadziei, że zainteresuję pilotów obserwacją przyrody i nakłonię aby podzielili sie własnymi obserwacjami ptaków oraz wiedzą na ich temat. Zacznę od opisu jaskółek i jerzyków. Jerzyki są większe i nawet śpią w powietrzu, a nogi mają tak krótkie, że nie mogą lądować na ziemi, bo nie wystartują z płaskiego (czyli tak jak my). Podobno nazwa jaskółka pochodzi ze złożenia dwóch słow: jas i kole co miało oznaczać jedzenie i kołowanie. Robią to w ten sposób, że wznoszą się możliwie wysoko i następnie opadają w łagodnym krążeniu śpiąc równocześnie. Piją w powietrzu i jedzą. Właśnie to jedzenie jest powodem, dla którego warto je obserwować, bo jedzą owady porwane do góry przez kominy termiczne. Przy okazji same się wznoszą i nie muszą zużywać energii na utrzymywanie się w powietrzu. Dlatego w kominach poruszają się bezładnie we wszystkich kierunkach wyłapując jedzenie. wielokrotnie zdarzało mi się grzecznie i cierpliwie krążyć nabierając wysokości i gdy zobaczyłem jaskółki kłębiące się gdzieś niedaleko w kierunku, który mnie interesuje, to śmiało prostowałem lot wiedząc, że będę leciał przez obszar noszeń. W ten sposób przybywało przelecianej trasy, a przy okazji lecąc po prostej przybywało wysokości. Zawsze pod koniec takiego obszaru albo po znalezieniu silnego rdzenia komina można założyć krążenie dokręcając potrzebną wysokość. Poza kominami jaskółki nurkują do ziemi, bo tam mają większą szanse na znalezienie jedzenia.
Krukowate
Na wrony zwróciłem uwagę w Bośni. Pojawialiśmy się tam na startowisku i czekaliśmy, żeby coś zaczęło wiać. Wiatr pojawiał się regularnie wywołany słońcem, ale trudno było oszacować, czy siła będzie wystarczająca. Mieszkające na stromym stoku wrony czy gawrony jako pierwsze rzucały się na warun. Wtedy było wiadomo, że się zaczyna i trzeba tylko trochę poczekać żeby się wzmocniło. Ptaki w tym czasie robiły krótkie wypady na żagiel, nabierały wysokości i było widać, że po prostu się bawią. Jedna z nich wyspecjalizowała się w akro robiąc przed nami beczki. Krukowate, czyli sroki, kawki, wrony, gawrony i kruki są najbardziej inteligentnymi ptakami, ale lubią latać nisko. Nawet gdy napotykają komin, to robią w nim niewielką wysokość, aby potem wykorzystać ją do przeskoku w upatrzone miejsce lub dość chaotycznie ją wytracają. Są towarzyskie i latają stadami. Czasem takie stada nabierają wysokości w sposób uporządkowany i zgodny z przepisami, aby za chwilę rozpaść się w bezładzie. O wronach są śpiewane piosenki, a przynajmniej jedna Młynarskiego ze słowami „dlatego lubię wrony”. Są to ptaki latające w najtrudniejszych warunkach. Czasem widuję wronę, która leci pod wiatr chowając się między redlinami, gdy już żadne inne ptaki nie latają. Stąd powiedzenie, iż pogoda tak paskudna, że wrony piechotą chodzą, ma swój głęboki wydźwięk meteorologiczny.
Bocian
Bocian jest duży i łatwy do zobaczenia, a poza tym wszyscy go lubią, więc nie ma problemu z rozpoznaniem. Przylatują na wiosnę razem z noworodkami robionymi pod koniec lata rok wcześniej. Odlatują na jesieni stadami, wcześniej zbierając się w tak zwane sejmiki bocianie. Te odloty stały się inspiracją wiele lat temu, żeby zrobić to samo i polecieć wraz z nimi do Afryki, nocując gdzieś po drodze. Wciąż jednak jest to zadanie bardzo trudne do wykonania paralotnią bez napędu. Może z napędem albo z wyciągarką jadącą trasą przelotu? W sumie napęd byłby uczciwym rozwiązaniem, bo bociany przecież też mają napęd, choć doskonale korzystają z noszeń. Widziałem kiedyś bociana siedzącego na gnieździe. Jakieś kilkaset metrów na zawietrznej gniazda myszołów wbił się w komin i zaczął go wykręcać. Widząc to bocian wystartował pod wiatr, zawrócił, dowiosłował do komina zaznaczonego przez myszołowa i go wykręcił. Nie było w tym żadnego przypadku. Co prawda wracając do gniazda zawadził o druty które zaiskrzyły, iskry spadły na suchą trawę i spowodowały mały pożar, ale widocznie był to młody bocian i jeszcze nie ogarniał wszystkich zagrożeń. Z tymi młodymi to jest ciekawa sprawa, bo latania w termice one uczą się tak samo jak my. Latając nad Dniestrem obserwowałem jak stary bocian prowadził grupkę młodych do krawędzi klifu w miejsce, gdzie odrywają się kominy. Kominy tego dnia były bardzo słabe, a wiatr spychał je w pola. Stary bocian zakładał krążenie w takim kominie, kilkanaście młodych bocianów za nim i tak krążyły nabierając wysokości i dość szybko oddalając się od klifu. Gdy komin się kończył bociani instruktor bokiem prowadził całą grupę z powrotem na klif i zaczynał wykręcanie komina od nowa. Procedura była powtórzona kilka razy. Ostatnio też spotkałem na przelocie dwa czarne bociany, które widziały, że krążę w kominie, ale jednak nie chciały krążyć ze mną i obserwowałem jak próbują znaleźć jakieś noszenie w pobliżu. Spróbowały w jednym miejscu, ale było słabo, poleciały w inne, też nie za bardzo. Dopiero trzecie miejsce dało dobre noszenia. Byłem zdziwiony takim zachowaniem, ale widocznie były to młode bociany, bo ze starymi wielokrotnie krążyłem skrzydło w skrzydło i widziałem też jak się wkręcają w chmurę. Wielokrotnie też bocian który zakłada komin był dla mnie wskazówką, gdzie szukać noszenia. Dzięki temu, że łatwo go zauważyć, jest doskonałą pomocą podczas przelotów na płaskim.
Mewy i rybitwy
Dla mnie to wszystko mewy, ale podobno czymś się różnią. Najczęściej można je spotkać nad morzem, choć są wszędzie gdzie jest jakaś woda. Pięknie latają na żaglu pokazując, czy jest dla nas za słabo czy za mocno. Jak jest za słabo, to zlizują z krawędzi klifu każde najsłabsze noszenie, pokazując co mamy robić, jak trochę się wzmocni. Potem latają razem z nami zaglądając ciekawie we wloty komór, a gdy jest dla nas za mocno latają nadal, ale skrzydła są już złożone do szybszego lotu. Bardzo ładnie też wykręcają kominy i jest to dobrze widoczne, gdyż robią to wielkimi stadami krążąc w jedną stronę. Dobrze to było widać na Lijaku, gdy funkcjonowało jeszcze wysypisko śmieci znajdujące się naprzeciwko startowiska. Mimo tego ładnego farbowania kominów dla mnie mewy i rybitwy to ptaki przede wszystkim pokazujące mistrzostwo na żaglu. Do tego mistrzostwa dochodzą poprzez wielogodzinne ćwiczenia na klifach, co jest dobrą wskazówką, że nikt nie rodzi się doskonałym pilotem. Być może nie dochodziły by do takich rezultatów, gdyby nie traktowały latania jako zabawy i ambitnego wyzwania, co też jest dobrą wskazówką dla pilotów paralotniowych, szczególnie tych gardzących żaglem, jako gorszym w ich mniemaniu sposobem latania. To, co piszę o ptakach, opieram na obserwacjach. Na przykład w Alicante na zamku, podczas silnego wiatru obserwowałem mewę, która postawiła sobie zadanie, żeby na turbulentnym żaglu dotknąć dziobem do szczytu pręta z flagą. Obserwowałem z jakim trudem oraz samozaparciem podchodzi do szczytu pręta, aby dotknąć go dziobem. Gdy się udało, podchodziła jeszcze raz i jeszcze raz.
Ptaki drapieżne
To może niesprawiedliwe dla bocianów i pozostałych wymienionych wcześniej ptaków, że nie nazywa się ich drapieżnymi, ale przyjęło się, że tak nazywamy te, które mają zakrzywiony dziób, pazury i krótka szyję, czyli urodą przypominają karka spod dyskoteki. Za czasów komuny zniknęły z naszego nieba za sprawą chemii stosowanej w rolnictwie, ale teraz są coraz bardziej popularne. Spotkania z nimi są zawsze przyjemnym urozmaiceniem lotu, szczególnie gdy jest to jakiś jastrząb czy myszołów pokazujący nam na 50 metrach początek komina. Bo one rzadko latają wysoko. Z reguły mają jakiś swój rewir łowiecki i znają tam każdy krzak i miejsce, gdzie odrywają się bąble. Do patrolowania rewiru też nie potrzebują dużej wysokości, bo jedzenia wypatrują w trawie, więc te kilkadziesiąt metrów jest dla nich wystarczające. Dlatego nauczyły się korzystać z mikronoszeń, w których mogą latać bez wysiłku podkręcają noszenia o sile zero, zero nic. Zdarzało mi się często, że leciałem kilka kilometrów nie mogąc znaleźć komina i gdy już na małej wysokości miałem wybrane miejsce do lądowania to na wysokości kilkudziesięciu metrów wchodziłem w warstwę przyziemną, która okazywało się przenosiła mnie dużo dalej niż planowane lądowisko. Najczęściej nie dawałem rady tego wykręcić, bo to było jak gotująca się woda. Dużo bąbli, ale żaden nie odrywał się od powierzchni. Za to drapieżniki doskonale sobie radzą w takich warunkach, przeskakując z jednego bąbla do drugiego. Wiedzą, który krzak zapracuje, nad którym drzewem warto poczekać, gdzie robi się żagiel przy danym wietrze. Czasem też można spotkać takie drapieżniki w czasie migracji lub gdy uczą młode korzystać z termiki. Wtedy wykręcają się wysoko. W górach, na przykład na Kobali lub Lijaku, można spotkać duże okazy. Są duże, więc muszą mieć większy teren do patrolowania żeby się wyżywić. Podziwiam ich energooszczędność. Pojawiają się, gdy termika już ruszy, ale paralotniarze jeszcze nie startują. Lecą szlakami noszeń, nie poruszając skrzydłami, przy silniejszej termice nawet nie krążą. Nabierają tylko tyle wysokości, żeby przeskoczyć do następnego noszenia. Pod wieczór lecą w ten sam sposób wracając z trasy do gniazd. Mogą być dla nas jedynie przyczyną kompleksów, bo trudno je naśladować. Doskonałość mają dużo lepszą, szacuję że około 20, mniejsze opadanie, zmienną geometrię skrzydeł, a do tego nie mają tak wielkiego mózgu jak my, dzięki czemu nie mają głupich pomysłów, na przykład a może wyląduję z wiatrem. Kilka milionów lat ewolucji zrobiło swoje.
Zebrałem to wszystko w jeden kawałek i powstało ładne opowiadanie instruktażowe. Może też to wrzucić do Leksykonu w kategorii Materiały szkoleniowe/eseje?