Postautor: uriuk » 20 listopada 2019, 18:17
Pierwszy atak DDoS przeżylem w 1985 r. Bylem wtedy kierownikiem centrali telefonicznej typu Pentaconta w Ząbkowicach Śląskich. Tego typu centrale mają możliwość wejścia, czyli otrzymania sygnału wolnego (co to jest pamiętają już tylko stare zgredy), dla 20% abonentów. Krótko mówiąc, było tylko 20 wejść na każdych 100 abonentów. W zasadzie to wystarczało z dużą górką, ale TVP wyemitowała wtedy serial o niewolnicy Isaurze, który chwytał za serce i nie pozostawiał obojętnym większość społeczeństwa (doszedłem wtedy do wniosku, że chyba nie jestem Prawdziwym Polakiem, bo mnie ta historyjka nie nawiżała). W każdym razie, kiedy odcinek się kończył, połowa narodu chwytała za słuchawki żeby omówić niecne knowania niejakiego Leoncja i centrala nie wyrabiała. Na dodatek każdy taki intelektualista, nie mając sygnału z centrali, stukał w widełki telefonu co skutkowało ustawieniem się kilkukrotnie w kolejkę oczekujących na sygnał. Czyli taki gamoń generował 5x więcej ruchu na urządzeniach, niż potrzebował. Nie było innej rady, trzeba było przeczekać na sali wypoczynkowej (mielim takową) pracowicie grając w ping-ponga. Po godzinie dzwonki alarmów pilnych się uciszały i mogliśmy wracać do pracy.