Dla starych modemiarzy

Przeróżne dyskusje niezwiązane ściśle z paralotniarstwem.
JJR
Posty: 16
Rejestracja: 29 grudnia 2015, 17:18
Reputation: 7
Doświadczenie: Przelotowiec

Dla starych modemiarzy

Postautor: JJR » 27 marca 2016, 20:16

A taką perełkę z dawnych czasów wykopałem :)


Jest to opowieść o najbardziej chyba spektakularnej grupie hackerskiej w historii Netu oraz najgenialniejszym hackerze wśród seniorów. Pan Jan S., bo o nim mowa, zaczął się co prawda interesować komputerami dopiero w wieku 68 lat, lecz efekty już wkrótce przerosły jego najśmielsze oczekiwania.
Ale zacznijmy od początku.

- Pamiętam jak dziś. To było w 1987 roku... byłem właśnie wtedy na poczcie po swoją emeryturę (u pani Halinki z 3 okienka) kiedy po raz pierwszy zobaczyłem komputer. Stał na biurku przykryty pokrowcem - wspomina pan Jan. Wtedy jeszcze nic nie wskazywało na to, że komputery staną się jego życiowym hobby.
- W roku 1989 w bibliotece wojewódzkiej, gdzie często zaglądałem, też były już komputery... pamiętam, że po raz pierwszy (i ostatni) usiadłem wtedy przed klawiaturą. Kompletnie nie wiedziałem co mam zrobić, więc najpierw przeczytałem cztery razy to, co było napisane na monitorze, a potem jakoś już poszło. Tego samego dnia wypożyczyłem książkę o rosyjskich maszynach cyfrowych, z której dowiedziałem się co to jest bit i bajt oraz kto to jest Lenin.

Od tej pory zaczął się intensywny okres w życiu pana S.
Całe dnie spędzał w czytelni pochłaniając książki o komputerach, systemach operacyjnych i sieciach komputerowych, ale nie tylko. W kręgu zainteresowań pana Jana znalazła się również telefonia i budowa modemów, co zresztą zaowocowało w późniejszym czasie rewolucyjnymi metodami stosowanymi przez grupę "Sendbajt". Ale nie uprzedzajmy faktów. Na początku 1989 roku poznał pan S. niejakiego Mieczysława R., również emeryta, który większość życia spędził na instalowaniu sieci telefonicznych oraz pracy na Strowgerze. Mietek (jak o nim mawiał pan Jan) był wtedy zgorzkniałym 64 letnim emerytem, dysponował jednak dużą wiedzą praktyczną i dlatego właśnie pan Jan postanowił zawrzeć z nim spółkę w celu wyciągnięcia od niego możliwie dużo wiedzy (być może już wtedy istniały w głowie Jana S. zarysy szatańskiego planu, który później przyniósł sławę jemu oraz grupie "Sendbajt"). Kolejny rok pan Jan spędził razem z Mietkiem na dalszym intensywnym szkoleniu w bibliotekach i nie tylko. Prenumerata "Bajtka" otworzyła mu oczy na wiele komputerowych zagadnień, o których dotąd nie wiedział nic. Nieodzownym elementem życia stały się nocne rozmowy z Mietkiem przy kubku kakao, w czasie których prowadzili ożywione dyskusje a to o plikach, a to o systemach Dos, Unix, a to o protokołach sieciowych lub modemowych. Czasami w domu pana Jana pojawiała się także pani Bożenka - żona pana Mietka. Przygotowywała im kakao i przysłuchiwała się rozmowom. Czasem zadawała też pytania, które jednak nie zawsze miały sens.

Gdzieś w sierpniu 1990 pan Jan stworzył swój pierwszy program - był to generator liczb losowych totolotka napisany w basicu dla Commodore 64. Niestety program istniał tylko na kartce z notesu, a to z tego prostego powodu, iż pana Jana nie było stać nawet na najtańszy komputer 8 bitowy. Później przyszła nauka assemblera. Okazało się że pan S. ma do tego nadzwyczajny talent. Już po miesiącu nauczył się wszystkich rozkazów procesora 8086. Po kolejnych 3 miesiącach żmudnej nauki miał opanowane wszystkie przerwania i był w stanie pisać i debuggować programy w assemblerze za pomocą jedynie kilku kartek papieru kancelaryjnego i ołówka z gumką. Kiedy pan Jan dowiedział się już dostatecznie dużo o komputerach i systemach operacyjnych, przyszła pora na studiowanie sieci, zwłaszcza rozległych. W ciągu pół roku intensywnego wkuwania połączonego z ćwiczeniami praktycznymi pan Jan zdobył tak wiele informacji, że mógł np. przekodować dowolny tekst na ciąg znaków ASCII, po czym zamienić to na ciąg zer i jedynek oraz podzielić na pakiety wyposażone w sumę kontrolną, bity stopu, parzystości i takie tam. Po wielu treningach okazało się że potrafi on z pamięci podać 1 kB plik binarny (ewentualnie zaszyfrować go np. metodą xor w czasie rzeczywistym). Pan Mietek także nie próżnował - na polecenie pana Jana zbudował specjalny aparat telefoniczny z dwoma mikrofonami oraz z trzema słuchawkami. Mówi pan Jan:
- Pod koniec roku 1991 miałem już dużo wiadomości i wiedziałem dokładnie czego chcę. A chciałem dostępu do niezliczonych zasobów wiedzy zgromadzonej na wszystkich komputerach świata. - Mówiąc to pan Jan wzrusza się bardzo i widać, że silnie to przeżywa.
- Przełomem był styczeń 1992. Czytałem właśnie o najnowszych metodach modulacji sygnału w paśmie telefonicznym, kiedy wpadł Mietek z nowym "Bajtkiem". Była tam opublikowana lista wszystkich BBS-ów w Polsce. Postanowiliśmy sprawdzić te numery. Ponieważ ja nie mam telefonu, ubrałem się ciepło i poszliśmy nie opodal do automatu. Wg "Bajtka" w naszym mieście były trzy BBSy. Drżącymi rękoma wykręciłem numer pierwszego i w chwili, gdy już chciałem wrzucić żeton, Mietek powstrzymał mnie i energicznie przywalił w aparat centralnie od frontu. Spojrzałem na niego ze zdziwieniem, ale nie było czasu na wyjaśnienia, gdyż w tym właśnie momencie nastąpiło połączenie, a ja w słuchawce usłyszałem dzikie piski o dużym natężeniu, wpadające wprost do mego ucha. W pierwszym odruchu wypuściłem słuchawkę z ręki, ale zaraz się opamiętałem i Mietek podał mi ją znowu. Tym razem byłem już przygotowany i starałem się rozróżnić poszczególne dźwięki. W młodości byłem między innymi muzykiem jazzowym, więc od razu wyłapałem częstotliwość nośną na 1200 Hz. Słychać było regularne sekwencje pisków. Powtórzyło się to w sumie sześć razy i modem po drugiej stronie się wyłączył. Nie trwało to długo, ale już po tym pierwszym połączeniu zorientowałem się, że mam do czynienia z jakimś modemem 2400 a także rozpoznałem rodzaj modulacji. Za chwilę wykręciliśmy ten sam numer raz jeszcze i tym razem spróbowałem nawiązać łączność. Gwizdanie do mikrofonu niewiele pomogło, więc wpadłem na pomysł, żeby Mietek wymawiał "aaaaaaaa" na częstotliwości ok 2400 hz, a ja w tym czasie wydawałem odpowiednie piski w celu przeprowadzenia handshake'u oraz uzyskania połączenia z komputerem odległym z prędkością przynajmniej 300 bps. Próbowaliśmy jakieś cztery razy, zanim się to udało. Jednak po odebraniu wiadomości wstępnych oraz zalogowaniu się do BBSa jako anonymous połączenie zostało przerwane, ponieważ Mietek zaniósł się nagle straszliwym kaszlem. Mnie zresztą też rozbolało gardło od wydawania pisków, oraz ręka od notowania zer i jedynek. Pracę utrudniał również fakt, że musiałem jednocześnie nadawać i deszyfrować dane. Należało zdecydowanie opuścić budkę i udać się do domu w celu obmyślenia innej strategii, tym bardziej, że wokoło zebrał się tłumek młodych osób przyglądających się nam dość dziwnie. No cóż, to moje pierwsze połączenie z modemem było może niezbyt udane, ale za to wiele się nauczyłem.

Co robił pan Jan S. w następnych dniach ? Otóż zdał on sobie sprawę, że we dwójkę z Mietkiem wiele nie zdziałają. Potrzebowali pomocy fachowców.
Na pierwszy ogień poszła pani Bożenka, która jako regularna bywalczyni coniedzielnej mszy świętej dysponowała odpowiednim głosem, z którym pan S. wiązał duże nadzieje.
- Pani Bożenko, pani będzie pełniła w naszej grupie funkcję generatora fali nośnej.
- Ło Jezu! A co to jest ? W imię ojca!
- Spokojnie, pani Bożenko, to nic trudnego. Niech pani powie "aaa".
- Aa.
- Ale tak długo "aaaaaa" i tutaj, do mikrofonu proszę.
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa
- Dobrze. No widzi pani? Trudne? Nietrudne. Panie Mietku, odczytał pan częstotliwość na oscyloskopie ?
- Niewiarygodne! Dokładnie 2400 Hz, panie Janie!
- Fantastycznie! Jest pani najstarszym generatorem telefonicznych fali nośnych na świecie.
- No wie pan !?
- Żartowałem, he he.
- Panie Janie, a jak będzie się nazywała nasza grupa ?
- Już to przemyślałem, proponuję "Sendbajt". Może być ?
- Eee. Dobra.

W kolejnych dniach pan Jan pokazywał pani Bożence jak ma się zachowywać generator fali nośnej, zwłaszcza w przypadku renegocjacji połączenia oraz zakłóceń na linii. Pan Mietek zaś przechodził intensywny kurs HTMLa (oczywiście w wersji zerojedynkowej). Po tygodniu do grupy "Sendbajt" dołączyła jeszcze pani Wanda - dobra znajoma pani Bożenki, która wg niej śpiewała najgłośniej i najpiękniej w całym kościele.
- Bardzo dobrze! - ucieszył się pan Jan - pani będzie naszym nadajnikiem oraz modulatorem!
- Ale ja nic nie wiem! Nie umiem! - płakała pani Wanda.
- Jak to nic ? Niech pani powie "pi pi pi pioooupipaupioiopppipipiapappe pi pi"
- pi pi pi pioooupipaupi... jak było dalej ?
- ...oiopppipipiapappe pi pi ...jeszcze raz!
- pi pi pi pioooupipaupioiopppipipiappe pi pi.. dobrze ?
- Opuściła pani jedno pa, ale korekcja błędów modemu odbiorczego powinna sobie z tym poradzić. Poza tym doskonale. Panie Mietku!
- Słucham.
- Proszę przebudować nasz aparat, tak aby drugi mikrofon był połączony szeregowo z pierwszym poprzez układ, który pan zaprojektuje tak, aby sygnał z drugiego mikrofonu modulował sygnał pierwszego - fazowo, amplitudowo lub częstotliwościowo, w zależności od położenia przełącznika p3. Druga słuchawka ma mieć dodatkowy filtr środkowoprzepustowy na 1200 Hz, zresztą tu ma pan wstępny projekt.
- Jasna sprawa, tylko co z tymi krokodylkami, zostają jak są?
- Tak, i niech pan skołuje jakieś 50 metrów czarnego kabla telefonicznego.
- Da się zrobić.

Następny tydzień upłynął na przygotowaniach. Pan Jan zarywał noce symulując na kartce małą sieć ethernet na sześć komputerów. Bawił się kopiując pliki między stanowiskami lub uruchamiając programy na serwerze. Zabawa ta kosztowała go co prawda dwie ryzy papieru do kserokopiarek, ale jego wiedza o działaniu sieci niepomiernie wzrosła.
- Nasza pierwsza akcja? No cóż, to było w piwnicy naszego bloku. Około godziny 23:00 zaopatrzeni w latarki, hackomat (jak nazwaliśmy nasz przyrząd) oraz koszyk na ziemniaki i torbę na kompoty zeszliśmy do piwnicy. Mietek od razu odszukał skrzynke z napisem >TP< i wyjął z torby pęk kluczy. Po chwili nasz hackomat był na linii i mieliśmy dialtone. Wg planu najpierw wykręciłem numer do naszego znajomego BBSu. Panie zajęły miejsca przy mikrofonach, Mietek przyłożyl swoją słuchawkę do ucha, ja swoją i przygotowałem papier i kredki (ołówki mi się już wtedy skończyły). Pierwsza próba zalogowania nie powiodła się, ponieważ pani Wanda z wrażenia krzyknęła do mikrofonu i zdalny modem nas rozłączył. Jednak za drugim razem udało się doprowadzić do połączenia, co prawda tylko 120 bps, ale jak na początek to chyba i tak nieźle. Mietek szybko załapał o co chodzi i niedługo później już sam odbierał i deszyfrował wiadomości. Dzięki temu ja mogłem się zająć przetwarzaniem danych. Mimo wszystko jednak byłoby z nami krucho, gdyby nie to, że Mietek pożyczył od swojego syna kalkulator. To był taki prosty kalkulator, ale miał co trzeba, tzn. dodawanie i mnożenie.
Kiedy już się zalogowałem do systemu pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem, było przejęcie praw menedżera BBSu wg mojej metody, obmyślonej z pół roku wcześniej. Nie spodziewałem się, że pójdzie aż tak łatwo. Niestety po 15 minutach połączenia pani Bożenka nie wytrzymała i powiedziała że nie może dłużej tylko krzyczeć "aaaa", że ona też chce być procesorem i inne takie bzdury. Przez nią zerwaliśmy świetnie zapowiadające się haczenie. Ale nic to. Zdążyłem i tak skasować większość plików systemowych.
Kiedy Mietek doprowadził swoją żonę do porządku i mogliśmy już kontynuować, postanowiliśmy spróbować czegoś innego. Połączyliśmy się z serwerem dosyć dużej firmy L*** z naszego miasta. Okazało się, że mają aktywne konto guest. Nic prostszego - po wejściu do systemu w ciągu 5 minut zdobyłem uprawnienia roota i ku mojej nieopisanej radości okazało się że serwer ma łącze z internetem.
Niedowierzając sprawdziłem całą kartkę obliczeń czy się czasem nie pomyliłem przy dodawaniu liczb ujemnych w systemie ósemkowym, bo z tym zawsze miałem trochę kłopotu. No ale wszystko się potwierdziło. Zakryłem mikrofon ręką i krzyknąłem do Mietka: "Udało się! Jesteśmy w Internecie!" Niestety nasze panie wytwarzały taki zgiełk, że prawdopodobnie mnie i tak nie usłyszał. Ale ja już byłem tam, gdzie chciałem być zawsze. Pierwsze co zrobiłem, to połączyłem się z serwerem firmy Seagate Technologies (znałem dobrze ich system operacyjny z jednej książki) i włamałem się na stroęe WWW. Nie tracąc czasu przekazałem pałeczkę naszemu specowi od HTMLa, czyli panu Mietkowi, sam zaś zająłem jego miejsce. Tak jak się umówiliśmy wcześniej, Mietek dokonał zmian bezpośrednio w kodzie html przy pomocy edytora dysku na serwerze. Teraz trudne zadanie czekało panią Wandę. Musiała nadawać przez 20 minut tekst naszego manifestu...
Kolejne miesiące płynęły grupie "Sendbajt" szybko. Po pierwszych sukcesach na stronach WWW próbowali włamań na amerykańskie serwery wojskowe i rządowe, co było od zawsze skrytym marzeniem Jana S. Niestety, pomimo poprawienia na skutek zaprawy członków "Sendbajt" parametrów transmisji (dochodziła ona do 1200 bps), nie dało się w dalszym ciągu ściągać większych plików binarnych. Rekordem grupy był download kodu źródłowego do Internet Explorera v 2.0 (po włamaniu na serwer firmy Microsoft). Poprawiło to znacznie nawigację w sieci, gdyż pan Mietek nauczył się tego kodu na pamięć i robił po prostu za przeglądarkę (jak było trzeba to szkicował na kartce jpgi i gify, żeby każdy mógł podziwiać szatę graficzną danej strony). Tymczasem pan Jan zaliczał coraz to nowe miejsca www, haczył i ewentualnie niszczył serwery internetowe jeden za drugim. Jednym słowem grupa rozwijała się i z dnia na dzień stawała się w Sieci coraz bardziej popularna. Na wszystkich administratorów padł blady strach. Większość z nich zaczęła do wymiany informacji używać tradycyjnej poczty snail-mail, do tego stopnia byli sterroryzowani przez członków grupy "Sendbajt". Oczywiście przez cały czas uprawiania swego procederu grupa korzystała z różnych numerów telefonów, początkowo sąsiadów z bloku, ale później pan Mietek wynalazł świetne miejsce koło przedszkola dwie ulice dalej. Chodzili tam więc nocami, wpinali hackomat i siadali w krzakach, z daleka od ludzi. Pewnie się spodziewacie, że w końcu policja nakryła grupę "Sendbajt" i zirytowani admini ukamienowali za miastem jej członków, względnie Jan S. wylądował w więzieniu jak przystało na hackera-legendę ? Otóż nie. Działalność grupy trwałaby zapewne po dziś dzień, gdyby pan Jan nie odkrył nowej pasji życiowej - mianowicie wędkarstwa. Niestety bez pana Jana grupa "Sendbajt" szybko się rozpadła.
Spotykają się jednak czasem w piwnicy jak za starych czasów i przesiadują na IRCu lub pan Jan ściąga sobie stronki o wędkarstwie. Poza tym sa szczęśliwi.

Admini też, że cała sprawa przycichła... Nadal wydaje im się, że ich systemy są dobrze zabezpieczone i mogą spać spokojnie. Cóż, niech śpią...

Awatar użytkownika
micro
Posty: 915
Rejestracja: 30 grudnia 2015, 17:23
Reputation: 7
Lokalizacja: Poznań
Latam: Tylko Swobodnie
Doświadczenie: Świeżak po Kursie
Kontakt:

Re: Dla starych modemiarzy

Postautor: micro » 27 marca 2016, 21:36

Nieźle się czyta, ale czy to nie faq?
Roman Michalak

Awatar użytkownika
Zbyszek Gotkiewicz
Posty: 9724
Rejestracja: 24 grudnia 2015, 10:54
Reputation: 2156
Lokalizacja: góral świętokrzyski
Doświadczenie: Instruktor
Kontakt:

Re: Dla starych modemiarzy

Postautor: Zbyszek Gotkiewicz » 27 marca 2016, 21:54

Szukałem spisu treści Bajtka ze stycznia 1992 ale nie znalazłem :(
Zbyszek Gotkiewicz

JJR
Posty: 16
Rejestracja: 29 grudnia 2015, 17:18
Reputation: 7
Doświadczenie: Przelotowiec

Re: Dla starych modemiarzy

Postautor: JJR » 27 marca 2016, 21:59

micro pisze:Nieźle się czyta, ale czy to nie faq?


Nie, to nie faq :lol:
Ale oczywiście że to drugie o czym myślisz, czyli kabaret. Ważne, że w dobrym stylu ;)

R0bby
Posty: 124
Rejestracja: 24 grudnia 2015, 11:59
Reputation: 6
Lokalizacja: Kłodzko
Latam: Tylko Swobodnie
Doświadczenie: Świeżak po Kursie

Re: Dla starych modemiarzy

Postautor: R0bby » 28 marca 2016, 08:42

To sajens fikszyn, ale rzeczywistość tamtych lat dużo się nie różniła. Sam zaczynałem programować na kartce, na podstawie kursu Basica w Młodym Techniku w 2 połowie lat '80 i takie wydawało mi się to magiczne ;)

Gdy zacząłem pracować, za pożyczone od rodziców pieniądze w końcu kupiłem sobie w Pewexie Atari 800XL, za całe 115$, co stanowiło prawie ówczesny mój roczny zarobek ;) Komputer miał 64kB RAM. Niestety, na pamięć masową długo nie było mnie stać i jak napisałem jakiś program bardzo się bałem żeby nie było awarii zasilania ;) Po jakimś czasie dokupiłem za 48$ pamięć zewnętrzną w postaci magnetofonu, co bardzo zwiększyło moją niezależność ;)

Śmieszne to były czasy - w radiu wieczorem puszczali programy komputerowe do nagrania na taśmę i wgrywania do komputera. Jakiś zespół rockowy wydawał płytę i chyba miał mały repertuar bo zostało mu miejsca, to na winylu dołożył jakieś piractwo (wtedy nikt tak tego nie nazywał).
Gdy nastała era PC, w gazecie widziałem ogłoszenie na pół strony: "Chcesz kupić dysk twardy 120MB - zastanów się, lepiej wypożycz!" Była to równowartość Małego Fiata ;)
Pozdrawiam,
Robert

JJR
Posty: 16
Rejestracja: 29 grudnia 2015, 17:18
Reputation: 7
Doświadczenie: Przelotowiec

Re: Dla starych modemiarzy

Postautor: JJR » 28 marca 2016, 15:50

To jesteś bliżej opisanej historii, bo ja miałem najpierw Timexa (klon ZX) i do niego wpisywałem basicowe programy. Nie powiem, telegrafii się dzięki temu nauczyłem i parę łączności na kluczu zrobiłem :)
A pamięć zewnętrzna w postaci Kasprzakowej licencji Grundiga to osobna sprawa. Wywiercona dziurka z dostępem do głowicy i regulacja tonu śrubokrętem to było to ;)

R0bby
Posty: 124
Rejestracja: 24 grudnia 2015, 11:59
Reputation: 6
Lokalizacja: Kłodzko
Latam: Tylko Swobodnie
Doświadczenie: Świeżak po Kursie

Re: Dla starych modemiarzy

Postautor: R0bby » 28 marca 2016, 16:28

Łza się w oku kręci :) Chyba sobie ściągnę jakiś emulator atarynki :)
Pozdrawiam,
Robert


Wróć do „Szwarc, mydlo i powidlo”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość