Zbyszek Gotkiewicz pisze:Już kiedyś to pisałem, że gdyby SILP wykazywał wysoką moralność i był stowarzyszeniem w którym piętnuje się złe praktyki instruktorskie to wielu sytuacjom niebezpiecznym i prawnym można by zapobiec.
Znasz pewnie dość stary przypadek jak SILP, a może instruktorzy którzy mieli kontakty w ULCu piętnowali pracę jednego instruktora, któremu finalnie urząd nie przedłużył certyfikatu dla szkoły, co spowodowało przejście na szkolenie przez tego instruktora w słowackim systemie. Było to skutkiem wypadków w tej szkole. Wtedy SILP trochę zadziałał w sposób o jakim piszesz. Ja nie znam szczegółów tej sprawy. To co wiem to są informacje z drugiej ręki.
Zgadzam się z tobą, że dobrze by było gdyby instruktorzy w stowarzyszeniu współpracowali ze sobą w kwestiach bezpieczeństwa. Ale nie ma takiej możliwości żeby jedni z nich, mówili innym co mają robić. Każda szkoła to oddzielna firma i stowarzyszenie nie ma możliwości wywierania presji na jakąś szkołę. Taki piętnowany instruktor może sobie odejść ze stowarzyszenia i nadal działać po swojemu. "I co pan zrobisz, nic pan nie zrobisz"
Tak, jak ty to przedstawiasz może działać w aeroklubie, gdzie jest hierarchia i inne zależności. W stowarzyszeniu jak SILP, nie widzę takiej opcji, chyba że wyrzucenie ze stowarzyszenia oznaczałoby utratę uprawnień.
W ten sposób działa np. Izba Architektów. To ona sprawuje nadzór nad architektami z uprawnieniami do projektowania. Izba nadaje uprawnienia i tam sąd koleżeński może zawiesić uprawnienia (nie mam 100% pewności, ale raczej tak to działa).
Zbyszek Gotkiewicz pisze:Jednak oficjalnie głoszone stanowisko, że dla stowarzyszenia wina instruktora musi być udowodniona przez sąd spowodowało, że piloci wskazujący do SILP niewłaściwe praktyki niektórych instruktorów zmuszani byli do szukania rozstrzygnięć swoich wątpliwości przed sądem który zgodnie z tym co sam zauważyłeś nie ma pojęcia o rozstrzyganej sprawie.
Tak działa prawo. Jeśli ktoś zarzuca ci winę, a ty twierdzisz że jesteś niewinny, to sprawę rozstrzyga sąd. Ja nie widzę innej możliwości w sytuacji kiedy nie ma zgody obu stron co do tego kto ponosi winę. A jeśli chodzi o określenie winy w ramach stowarzyszenia, to ...patrz wyżej. W Polsce nikt nie musi być w stowarzyszeniu. Sąd koleżeński nie zadziała, bo winny powie: do widzenia, całujcie mnie w... I będzie robił dalej to co robi
Zbyszek Gotkiewicz pisze:A co do skrócenia programu szkolenia do dwóch etapów to się zgadzam z Twoją oceną. Czechosłowacki system szkoleń jest inaczej skonstruowany i zmusił popsucie naszych przepisów, ale musisz pamiętać, że nasze państwowe uprawnienia były tego podstawową przyczyną. Gdyby uprawnienia były wydawane przez instruktorów to tego problemu by nie było z magicznym zostawaniem pilotem po uzyskaniu świadectwa kwalifikacji.
Ja mam zgryz z tym nadawaniem uprawnień przez instruktorów. Z jednej strony uważam, że egzamin państwowy po dwóch etapach jest przesadą. I wolałbym mieć możliwość zrobienia egzaminu swojemu uczniowi na koniec szkolenia, czyli wtedy kiedy uczeń powinien ten egzamin zdawać. Z drugiej strony wiem, i ty wiesz, że są instruktorzy którzy zaczęliby sprzedawać uprawnienia za kasę, robiąc 10 - 20% szkolenia.
Sam chyba pisałeś o przypadkach wysyłania ludzi na egzamin po kilku lotach. I takie podejście powoduje że ULC nie zgodzi się na rezygnacje z egzaminów, bo egzamin ma pokazać czy uczeń przeszedł szkolenie, czy nie (jeśli jest przeprowadzony rzetelnie). Problemem większym niż SILP, któy niewiele może, jest raczej ULC, który ma nadzór nad formą działalności, o której urząd nie ma za bardzo pojęcia, bo nawet nie zatrudnia kogoś kto zna się na paralotniach. W ULCu próbują sobie radzić stosując literalnie przepisy które też są dalekie od ideału, a odkąd urzędnicy zaczęli przy nich majstrować, stają się jeszcze dalsze.
Jak z tego wybrnąć? Może powinny powstać zdrowe przepisy nie manipulowane pod czyjś interes, które ułatwiłyby funkcjonowanie urzędu nadzorującego paralotniarstwo.
Pozdrawiam