Piotr Domański pisze:Zbyszek Gotkiewicz pisze:W Pińczowie mały śmigłowiec przeciął linę stalowa na którym był holowany paralotniarz. Zdarzały się też kosiaki nagłych samolotów wzdłuż pasa w czasie holowania. Piloci lecieli sobie na trasie i widzą znajome lotnisko więc heja, trzeba się przywitać. Są pewne procedury które zabezpieczają przed takimi sytuacjami, ale w tych procedurach modele nie są wogóle uwzględnione. Dlatego modelarze MUSZĄ na lotnisku zrobić wszystko, aby nie dopuścić do zagrożenia pilotów. Włącznie z opuszczeniem lotniska.
Jak mniemam znaki były wyłożone, o ile pamiętam Kosa w Kroczewie też wykładał znaki. Z tego co tu napisano paralotniarz wiedział o działalności modelarzy w tym konkretnym miejscu i można by w zasadzie to utożsamić ze wspomnianymi znakami. Przylatujący na działający ATZ nawiązują łączność z kwadratem też są informowani o wszelkiej działalności i zagrożeniach. Przykra jest hierarchizacja i wartościowanie użytkowników przestrzeni nawet jeśli prawo stanowi, że przestrzeń jest wspólna, to niektórym użytkownikom wydaje się, że im należy się więcej bo latają np. droższym czy bardziej zaawansowanym sprzętem. Nabite testosteronem jaja zasłaniają oczy, taka mentalność żeby kopnąć zapchlonego kundla i poczuć się dzięki temu lepiej;(
Ty z Uriukiem widzę, że już wydaliście wyroki na modelarza.
I to jest chyba najlepsze podsumowanie tematu.
Oczywiste jest, że z czystych przepisów winę ponosi modelarz, bo pomimo wszelkich ustaleń, miał obowiązek zareagować na sytuację i ustąpić pierwszeństwa. Oczywistym jest też, że paralotniarz przyczynił się do wypadku i nie zachował ostrożności, bo powinien wiedzieć że tam latają modele i skoro ustalenia były inne, to świadomie sprowadził zagrożenie. Tak samo byłoby jeśli lądujący samolot otrzymałby przez radio informację o wyłożonej linie do holowania i postanowił sobie wylądować w poprzek niej, bo przepisy mu nie zabraniają...
Morał z tego taki, że tam gdzie lata wiele statków powietrznych - albo wszyscy ściśle trzymamy się przepisów które nie pozostawiają wątpliwości, albo mamy jakąś formę komunikacji (radio / odprawa przed lotami) i stosujemy się do ustaleń - z tym zastrzeżeniem - że nie oznaczają one, że nie wydarzy się nic nieprzewidzianego! Nadal każdy musi być przygotowany na to, że stanie się coś innego...
Musi nadal być obserwacja przestrzeni, priorytetem jest zawsze uniknięcie wypadku. I dokładnie tak są skonstruowane przepisy, tzn. jasno mówią co w danej sytuacji kto robi, aby nie było zastanawiania się, a w sytuacji awaryjnej pilotowi wolno zrobić wszystko, co jest potrzebne dla zapobieżenia niebezpieczeństwu, np. wylądować w niedozwolonym miejscu, wymusić pierwszeństwo itd, a inni użytkownicy przestrzeni mają obowiązek mu to ułatwić. Mają nadal obserwować i reagować - nawet jak ktoś robi coś źle!
Wracając do Michałkowa, co można zrobić?
- przeprowadzić dodatkowe spotkanie dla wszystkich użytkowników lotniska przypominające istotność informacji z odprawy - "podział przestrzeni" na dany dzień
- każda "sekcja" działająca na lotnisku powinna mieć wyznaczoną osobę która utrzymuje łączność z pozostałymi sekcjami, i te osoby powinny być odpowiedzialne za informowanie siebie nawzajem o zaobserwowanych zagrożeniach i aktywności na lotnisku
- KS paralotniowy mógłby przez radio nawoływać paralotnie które poleciały nie tam gdzie trzeba do zmiany kierunku
- modelarze jeżeli nie są w stanie wystarczająco obserwować przestrzeni, powinni mieć osobę do pomocy która pilnuje nieba wokół nich
W sumie to większość z tych moich wniosków pamiętam że była już w raportach PKBWL.