Zbyszek Gotkiewicz pisze:Ja uważam, że napęd bez elektrostartera to pół napędu.
O tym by chyba musiał być osobny wątek, bo nie lubię tak zmieniać tematu o 100% jak to się często dzieje na tym forum.
Nie zgodzę się kompletnie z tą tezą - jak widzę takie stwierdzenia, to strzelam w ciemno że głównie bazujesz doświadczenia na silnikach TechnoFly (chociaż może inne podobnie się zachowują)? Rzeczywiście jak oglądałem użytkowników tych silników, to zapalenie ich szarpanką to był niezły trening. Elektrostartery przy pierwszym starcie zwykle też słyszę że im pracują o wiele dłużej niż sekundę, więc nawet elektrostarter musi się napracować. W tych silnikach po prostu jest za słaba cewka zapłonowa, i ta śmieszna iskra którą generuje ledwo starcza na lot, a do zapalenia przy mniejszych obrotach jest często za słaba...
Odkąd mam Mostera, a mam go już 150h (czyli więcej niż statystyczny nie-zapalony PPGant wylatuje w jednym cyklu życia swojego napędu), to o ile zaleję silnik tak aby paliwo dotarło do karteru, to zawsze zapala w ciągu pierwszych dwóch pociągnięć. Trzeba się tylko tego nauczyć. Jeżeli nie zapala, to znaczy że za mało paliwa i zamiast katować szarpaczkę, trzeba jeszcze raz nacisnąć gruszkę. Odkąd mam takie doświadczenie, to dla mnie wizja wożenia dodatkowego 1-2 kg elektrostartera jest kompletnie bez sensu i uzasadnienia. Tym bardziej, że procent osób które mają elektrostarter oparty na skrajnie niebezpiecznych bateriach LiPo jest baaaaardzo wysoki.
I nie ma sensu zaczynać tematu restartu silnika w locie, bo w żadnym z moich awaryjnych lądowań elektrostarter by nie pomógł uruchomić silnika w locie. Jeżeli silnik zgasł w locie, to prawie na pewno z powodu jakiejś awarii którą trzeba usunąć. A jeżeli gaśnie sam z siebie, to jasna cholera go sobie napraw albo wyreguluj.